FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 WIĘZY KRWI - WĄTEK GŁÓWNY Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Nie 12:34, 19 Lip 2009 Powrót do góry

Sen Li Young

Wstał gdy tylko słońce zniknęło za horyzontem. Myślał przez chwilę o dziwnych wydarzeniach poprzedniej nocy. Jednak potem myśli te rozwiały inne - ważniejsze. Bal u królowej. Co też go tam czeka? Jaki egzamin czy test będzie musiał przejść. Co się wydarzy. Choć znał podstawy savoir vivre odnosiło się to do ludzi. Wampiry były inne. Przez te kilka lat obcowania w ich świecie nauczył się, że jak na razie jest na dnie. Całą reszta była dużo, dużo wyżej i należał się im szacunek. Czy pozna kogoś podobnego sobie? Falcone mówił coś o innych młodych Kainitach. Co powinien uczynić względem nich? Czy będą się trzymali razem, czy będą konkurować?
Zadzwonił telefon. Falcone już czekał przed domem. Sen wyszedł i wsiadł do auta. Włoch bez słowa zawiózł Sen'a do najbogatszej dzielnicy Londynu. Gdyby nie fakt, że wszystko się działo za zasłoną Maskarady cała otoczka przypominałaby jakiś meeting znanych osobistości.
Falcone odezwał sie tylko jeden jedyny raz "Nie zawiedź mnie" - rzekł i wysiadł z auta.
Sen spostrzegł, że są w nielicznej grupie tych, do kogo ghule nie podeszły aby odstawić auto, lub chociaż otworzyć drzwi. "Nie mamy na tyle wysokiego statusu" pomyślał "A może to JA go nie mam?".

Kyle

Gdy się pożywił poszedł spać tak jak mu kazała Suzy. Następnej nocy wpadła do niego podekscytowana i kazała mu się ubierać. Bob był trochę zniesmaczony tym, że nie zauważyła tego, iż on jest gotowy, ale puścił to mimo uszu gdyż był strasznie ciekawy spotkania z królową. Na nic były tłumaczenia, ze nie chodzi o królową Wiktorię tylko o Annę. Bob wiedział swoje.
Suzy odpaliła samochód i prawie zostawili Bob'a. Wpadł do środka w ostatniej chwili. Matka klęła na korki, które powstały na ulicach przez jakiś wypadek. Trąbiła i klęła. Klęła po angielsku, hiszpańsku i włosku. Bob podrzucił jej kilka klątw z chińskiego słownika ale albo nie usłyszała albo były dla niej za trudne.
Wreszcie dojechali prawie się spóźniając.

William

Lotharius był dziś strojny w czarno złotą szatę i z trudem ukrywał podekscytowanie. Nie, z pewnością nie z powodu balu u Królowej, to musiało być coś innego. Gdy po wieczornym rytuale pożegnał wszystkich klanbraci Gordon i William zostali gdy spojrzał się na nich swoimi starczymi oczyma.
- Nauczyłeś swego podopiecznego to co winien umieć - rzekł Lothatius, nie pytał on zawsze wiedział - Jest w Piramidzie, będzie też w Rodzinie, choć jego droga się zaczęła dawno temu, teraz postawi na niej pierwsze kroki i zostawi ślady. Choć jesteśmy podobni reszcie Rodziny, ZAWSZE byliśmy inni. Lepsi. Jesteśmy rodziną w Rodzinie. Klanem, dla którego waga pogardy i szacunku zaciera się u innych. Oni nie tego wiedzą co wiemy my. Oni są tylko workami kości, my mamy ciała i krew. I tak ma pozostać.
Jechali w milczeniu na tyle limuzyny. Gordon wysiadł, gdy ghul-kierowca otworzył mu drzwi. William wiedział, że musi poradzić sobie sam...


KAŻDY
Na podjeździe stały drogie auta. Ghule dwoili się i troili w otwieraniu drzwi. W promieniu kilometra [a może i więcej?] z pewnością nie było żadnego śmiertelnika.
Dwór był dwupiętrowy, dobrze oświetlony ogród nie przedstawiał miejsca rodem z horrorów. Królowa miała gust i gest. Cóż z pewnością po wiekach nie-życia nie była biedna. Kim ona była? Wejście do rezydencji było dobrze oświetlone. Cała otoczka i atmosfera przypominała bardziej zjazd mafijny niż spotkanie nieumarłych. Czy była różnica? Wszedł do wystrojonego salonu, urządzonego w starym stylu. Wkoło zaś były istoty o wiele potężniejsze od niego. Wieki na karku. Mądrości, o których mógł tylko śnić. Wszystko było nierealne i przytłaczające. Tyle władczych i morderczych istot w jednym miejscu. Jak im do cholery udaje się to trzymać w tajemnicy... . Widział piękne kobiety, pięknych [tak, tak pięknych] mężczyzn. Mógłby zatracić wszystko za choć ich jeden dotyk. Dostrzegł też maszkary wyłaniające się z cieni. Nosferatu, wszędobylskich szpiegów, którzy grali swój bal.
Zapach krwi, ludzkiej i zwierzęcej niósł po pomieszczeniu. Już wiedział czemu Ojciec kazał mu się nasycić. Wpaść w szał głodu pośród tylu przedstawicieli Rodziny byłoby skazą na ich reputacji. Wielką skazą... .

Rozejrzał się po pomieszczeniu. Ogromne kamienne kolumny podtrzymywały sufit i dwa balkony po bokach. Na wprost dwie pary schodów prowadziły na górę. Z pomieszczenia były cztery wyjścia, wszystkie (poza tym, którym wszedł) zasłonięte bordową kotarą.
Oświetleniem były lampiony imitujące pochodnie i wielki kryształowy żyrandol wiszący pod sufitem.
Ghule nosiły puchary i kieliszki z vitae a jakiś Nosferatu uśmiechnął się do niego. Na twarzy Szczura malowało się stwierdzenie "O świeża krew". Przyjęcie, które się tu odbywało miało w sobie coś dziwnego i nie byli to nieumarli krążący wkoło niczym sępy. Po chwili skonstatował co było nie tak. Nie było tu stołów suto zastawionych jedzeniem, nie było zapachu potraw. Tu nie było to potrzebne.
W tle rozbrzmiewała spokojna, kojąca muzyka.

Wypatrzyli podobnych sobie, zbłąkanych, zagubionych w wielkim świecie Nocy. Rodzice puścili ich wolno, przestrzegając jedynie przed zbytnim oddalaniem się, gdyż chwila jest bliska.
Podeszli do siebie niepewnie. Wyczuwali instynktownie, że ci dwaj, którzy tu zawitali, zawitali w tym samym celu. Całą ich trójka była Młoda...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Danaet dnia Czw 9:15, 29 Paź 2009, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
Mali.
Gracz



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 493
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Wto 21:20, 13 Paź 2009 Powrót do góry

Sena nie zdziwiło nic poza brakiem zastawionych potrawami stołów. Na każdym balu, przyjęciu jakim bywał za życia stoły aż kipiały różnorodnymi potrawami, a zapach sprawiał, że przyjęcia zdawały się być jeszcze bardziej ekskluzywne. Szybko jednak porachował, że potrawy tutaj są zupełnie niepotrzebne.

W sumie nie zdziwiło go nic jeszcze, poza jednym. Z całego tumultu nieumarłych w oczy rzucało się dwóch, najprawdopodobniej młodych. Dwóch niewiedzących co ze sobą zrobić wampirów, rzucało niespokojne spojrzenia po całej sali i wszystkich zgromadzonych. Senowi od razu to zauważył, ale pewnie sam zachowywał się podobnie. Wracając, nie oni wywołali i chińczyka zdziwienie, ale ich ilość. Na bal do Królowej zostało zaproszonych trzech młodych wampirów? A gdzie reszta? Przecież na pewno nie tylko oni zostali "powołani do nowego życia". A może tamci zostali odrzuceni? Falcone kiedyś wspominał, że królowa wie o wszystkich swoich poddanych wszystko: co robią; gdzie są; z kim są i po co. Możliwe, że zostali odrzuceni i "oddani" jednemu z Nosferatu, ponieważ nie spełnili oczekiwań.

Sen rozmyślając w ten sposób poczuł się wyróżniony gdy nagle poczuł na sobie wzrok Szczura. W głębi dotknęło go uczucie odrazy, ale nie dał po sobie tego poznać. Spojrzenie Nosferatu skwitował szyderczym uśmiechem i szybko oderwał swój wzrok. Podszedł do "młodych".

- Witam - podszedł z wyciągniętą ręką - orientują się może Panowie gdzie można się czegoś napić? - spojrzał pytająco - i nie mam na myśli roznoszonego płynu. - przerwał milczenie - Oj, zapomniałem się przedstawić, jestem doktor Sen Li Young. Bardzo mi miło Panów poznać.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mali. dnia Wto 21:22, 13 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
malkawiasz
Gracz



Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Śro 7:58, 14 Paź 2009 Powrót do góry

Wysiadł z limuzyny i szybko zlustrował otoczenie. Rozgardiasz na podjeździe mówił mu, ze sporo gości już jest na miejscu. Nie miał zamiaru spędzić wieczora w ogrodzie więc szybko udał się za pozostałymi. Szedł trzy kroki za swoim ojcem, po jego lewej stronie. Rozglądał się dyskretnie, tak by zapamiętać jak najwięcej twarzy lecz by nie urazić nikogo gapieniem się.

Sceneria zmieniła się gdy weszli do wnętrza. Przepych zdobień i krzątająca się służba nie zrobiły na nim większego wrażenia. W sumie poczuł się jak u siebie w domu, a właściwie w domu swego ojca. I tutaj podobieństwa się kończyły. Zgromadzeni goście znacząco różnili się od towarzystwa, które można było spotkać na jakimkolwiek ludzkim przyjęciu.

Mimo, że ostatnie lata przygotowały go jako tako do życia w społeczności dzieci nocy, to co tutaj zobaczył było czymś nowym. Sala pełna stworzeń z mitów i legend. Nieziemsko pięknych i koszmarnie brzydkich. Eleganckich i dystyngowanych z jednej strony, a jednocześnie dzikich, emanujących zwierzęcym magnetyzmem.

Pozwolono mu oddalić się i cieszyć balem. Spuszczony z krótkiej smyczy Tremere w pierwszej chwili nie wiedział co robić. Wychowywany w fundacji widywał tylko swych braci, czytał wprawdzie o przedstawicielach innych klanów, ale dopiero teraz miał okazję zweryfikować teorię z praktyką. Chłonął bodźce z otoczenia wszystkimi zmysłami, a nawet bardziej bo korzystając ze swych mocy odrobinę poprawił swe zmysły by niczego nie przeoczyć. Do jego nozdrzy dotarł, znajomy, niepokojący zapach. Krew, materia tak bliska każdemu wampirowi, a Tremere w szczególności. Ostry, a zarazem tak słodki zapach świdrował w nozdrza, które wibrowały niczym u psa, który właśnie podchwycił trop.
Świadom tego iż jest bacznie obserwowany, nie tylko przez swych przełożonych postanowił stanąć gdzieś z boku stamtąd się rozejrzeć. Na szczęście był przyzwyczajony do wrażenia bycia obserwowanym.

„Zupełnie jak w fundacji. Permanentna inwigilacja” – uśmiechnął się do swoich myśli i skierował swe kroki pod ścianę, gdzie jak zauważył zbierali się neofici, tacy jak on.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gavron
Gracz



Dołączył: 18 Lut 2009
Posty: 159
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Częstochowa
Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Śro 13:28, 14 Paź 2009 Powrót do góry

Gdy zajechali na miejsce, matka go zostawiła i poszła gadać z innymi wampirami. Kyle nie wiedział, z jakimi. Nie musiał wiedzieć. Nie chciał wiedzieć.
Faktycznie we wnątrz było pełno wampirów. Mnóstwo. W cholerę. "N" wampirów na niezbyt dużej powierzchni. I wszędzie zapach osocza.
Po chwili Kyle zorientował się, że ktoś do niego przemawia.
- Dobry wieczór. Nie wiem gdzie tutaj jest bar, dopiero przyszedłem. Ja jestem Kyle... Kyle Stevens. I wolałbym, żeby nie naruszał pan mojej przestrzeni wektorowej, dopuki nie znam pana dobrze. Z góry dziękuję.
Po czym nieco nieobecnym wzrokiem zaczął wypatrywać w poszukiwaniu Jej Wysokości.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
malkawiasz
Gracz



Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Czw 8:32, 15 Paź 2009 Powrót do góry

Will po drodze zgarnął puchar z tacy mijanego służącego. Podchodząc do małej grupki usłyszał jedynie ostatnie zdanie.

„Przestrzeń wektorowa? Rozmawiają o matematyce? Hm. Dziwne.”


Podszedł jednak bliżej i skinąwszy wszystkim lekko głową przedstawił się:

- Witajcie. Nazywam się William. William z Klanu Tremere –
dodał po chwili, wykorzystując ten krótki czas by przez chwilę przyjrzeć się każdej twarzy.

- Zdaje się, że główna uroczystość jeszcze się nie zaczęła, a ja jestem tu pierwszy raz. Orientujecie się może Panowie o której planowany jest początek.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Czw 9:27, 15 Paź 2009 Powrót do góry

Wymienili kilka zdań. Zdawkowo, ostrożnie, ciągle badając, ciągle gubiąc się. Wszystko wyglądało tak naturalnie. Niby zwyczajny meeteng, niby zwyczajne przyjęcie. Każdy z kimś rozmawiał, każdy z czegoś się śmiał, do kogoś uśmiechał. Jednak nie mogli oprzeć się wrażeniu, że równocześnie każdy spogląda na nich spod maski i obserwuje. Z pewnością gros z tego towarzystwa onegdaj przechodziło to co teraz oni. Przecież to tak jak u ludzi - każdy był kiedyś dzieckiem, był zagubiony w
dorosłym świecie... Na tym podobieństwa się kończyły. Dzieciństwo trwa stosunkowo krótko w porównaniu z tym co czeka ich. Są nowi, są niemowlętami, za chwilę staną się nastolatkami, ale to nie zmieni diametralnie ich wizerunku w całym tym społeczeństwie, gdzie nici intryg snuły się przez wieki nie raz zrywając się jedna o drugą i równie często plącząc wzajemnie. Z pewnością jedna czy dwie z tych nici trąciły bądź oplątały każdego z nich. Tu nie było miejsca na matczyną i ojcowską miłość. Sentyment miał tu każdy ale li tylko do samego siebie. Nie było zabawek, nie było kieszonkowego. Mlekiem była krew a nagrodą... brak kary. Karą zaś była często Śmierć Ostateczna, wbrew temu co mówiła Tradycja Destrukcji.

Muzyka, dotąd leniwa, wpływała do bystrzejszego strumienia. Teraz przyspieszała i stawała się głośniejsza, aby po chwili znów przycichnąć. Każdy gość kończył pospiesznie rozmowę. Ich Rodzice odnaleźli ich i bez zwłoki, jak na jakimś szkolnym apelu doprowadzili pod schody po lewo. Znów czuli na sobie wzrok każdego nieumarłego. Drzwi na balkonie do którego prowadziły otworzyło delikatnie dwóch służących. Nie było już nadziei, nie było już myśli, że da radę się jakoś z tego wyplątać. Nikt nie powie "Mamy cię! Jesteś w ukrytej kamerze!" To się działo Tu i Teraz.

W dwuskrzydłowych drzwiach pojawiła się ONA. Przepiękna istota, na równi delikatna co drapieżna. Ubrana była w mix stylów. Jej suknia przypominała renesansowe kreacje, była krwisto czerwona, ściągnięta gorsetem. Kontrastowały z nią czarne gotyckie, wysokie buty ze srebrnymi klamrami. Podobne można było znaleźć często na obrazach przedstawiających łowców czarownic i inkwizytorów. Twarz zaś przesłaniała jej delikatna ciemna woalka jakie nosiły w latach 20-tych XX wieku kobiety na salonach. Blond włosy tej drobnej, szczuplej osoby również ułożone były "na modłę" tamtego okresu.

[link widoczny dla zalogowanych]

Królowa zatrzymała się przy balustradzie i spojrzała na gości.
- Dziękuję wszystkim za przybycie - rzekła delikatnie lecz doniośle, jej głos był słyszalny w każdym miejscu w dużym hallu. - Nie ukrywam, że wiele nocy minęło od ostatniego, podobnego balu. Dla niektórych z nas zbyt mało, dla innych zbyt dużo - ogarnęła wzrokiem przybyłych. Przez ułamek sekundy skrzyżowała wzrok z każdym z nich. Z pewnością gdyby mogły, ich serca zabiłyby by mocniej.
- Noc ta to czas gdy do grona naszego przyjmujemy nowych Spokrewnionych. Z krwi naszego Pra Ojca, mitycznego Kaina, z krwi Dzieci jego i Dzieci jego Dzieci. Udowadniamy w ten czas, że Rodzina nie zapomina o liniach krwi stworzonych przez wnuki Kaina i nadal istnieje dla nocy.
Nikt nie wiwatował, nikt nie odezwał się ani słowem. Anna skinęła na Progenitorów. Suzy (którą dosłownie bawiła ta szopka, ale nie dała tego po sobie poznać), Gordona (który wręcz celebrował ten moment), oraz Falcone (najbardziej obojętny z całej trójki). Wyszli oni krok do przodu. Każdy, chórem [czy trenowali to wcześniej, a może zapamiętali z dawnego okresu gdy to oni stali za plecami swoich Progenitowór???] wypowiedzieli formułę:
- My z kwi Kaina, posłuszni woli Wewnętrznego Kręgu, Tradycjom, Radzie i Królowej Miasta Annie Boweslay oddajemy w grono Rodziny, Dzieci nasze, które znają Prawa i nauczone są życia w Nocy.
Lady Anna skinęła ponownie głową i rzekła.
- Słyszeliście wszyscy! - rozłożyła ponownie dłonie a zgromadzeni goście kiwając głowami potaknęli - Ważne to słowa, lecz nie potwierdzają one nauk wyniesionych od Progenitorów. Każde z was musi potwierdzić znajomość Tradycji. Nim przyjmiemy was do miasta musicie również zagwarantować, że nie zagrozicie jego status quo oraz, że Maskarada w waszym wykonaniu zawsze pozostawi kurtynę niewiedzy zasłoniętą.

Teraz była ich kolej. Uczyli się tego przez te wszystkie lata. Musieli wyrecytować słowa Tradycji (ponoć stworzone przez samego Kaina), zagwarantować swoją wiernopoddańczość wobec Królowej i Primogenu oraz zapewnić przestrzegania wymienionych przez siebie praw. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić...

Aby nie było nieporozumień, nie ma ustalonej kolejności. Kto napisze pierwszy - wypowie się pierwszy. Słowa Tradycji znajdziecie w podręczniku podstawowym, jeśli chcecie możecie je po prostu przepisać.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gavron
Gracz



Dołączył: 18 Lut 2009
Posty: 159
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Częstochowa
Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Czw 13:38, 15 Paź 2009 Powrót do góry

Stał jak wryty, gdy nie-wiadomo-skąd wyszła owa piękność. Wpatrywał się w nią niczym w księgę zawierającą całą wiedzę matematyczną świata, łącznie z wzorami wyznaczającymi rzeczywistość, czas i przestrzeń (taką, dającą władzę nad wszystkim - pomyslał). Kiedy przez ułamek sekundy spojrzała mu w oczy, odwrócił wzrok zawstydzony.
Gdy zobaczył i usłyszał Mamę recytującą jakiś "wierszyk" wraz z dwoma obcymi mu wampirami, zaczął zastanawiać się, kto to jest i co zrobił z Suzy!
Zachęcony przez królową wyszedł krok naprzód i kłaniając się troszkę nieśmiało rzekł:
- Wasza Wysokość! Tradycje to tradycja Maskarady, Domeny, Progenitury, Opieki, Gościnności, Destrukcji oraz Lextalionis, czyli Krwawe Łowy! - po czym ukłonił się naprawde nisko.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Czw 17:34, 15 Paź 2009 Powrót do góry

- A teraz - Królowa popatrzyła na Kyle'a, nie karcąco, po prostu spojrzała - Wampirze (Świrze, czy usłyszał Świrze?...) powiedz czego te Tradycje dotyczą i o czym mówią.
Suzy zachichotała cicho co z pewnością nie uszło uszom i oczom Harpi.
Anna powtórzyła dobitniej:
- Powiedz czego dotyczą, o czym mówią. Potwierdź też gwarant status quo i swoją politykę wobec twoich Starszych.
Suzy po tych słowach spojrzała na Kyle'a karcąco. Dawno tak nie patrzyła... Nosferatu poruszyli się nieznacznie...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gavron
Gracz



Dołączył: 18 Lut 2009
Posty: 159
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Częstochowa
Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Czw 17:51, 15 Paź 2009 Powrót do góry

- Maskarada - nie ujawnianie się śmiertelnym, Domena - szacunek dla pana domeny, Progenitura - tworzenie potomstwa jedynie za zgodą Księcia... Królowej?, Opieka - rodzice są odpowiedzialni za swoje wampirze dzieci, Gościnność - trzeba przedstawić się panu domeny lub miasta, Destrukcji - tylko rodzic ma prawo bezkarnie zabić swoje dziecko, Lextalionis - jedyna sluszna kara - śmierć! - Kyle nadal stal zgięty w ukłonie. Wyglądal na troche przestraszonego.
- Wszystkich tradycji przestrzegam i będę przestrzegać. Proszę mi wybaczyć mój brak wychowania...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Sob 10:00, 17 Paź 2009 Powrót do góry

Bob stał obok Kyle'a i przestępując z nogi na nogę, podpowiadał mu to i owo. [Dla niewtajemniczonych Bob'a nikt nie widzi poza pokręconym umysłem Malkavianina, to jego wymyślony przyjaciel więc nie piszcie nic do niego]
Anna patrzyła gdzieś w dal. Po chwili skinęła głową i spojrzała na kolejnego nowicjusza, który miał teraz wystąpić i ukorzyć się przed jej majestatem. Po sali przeszedł cichy szept. Najwyraźniej zgromadzeni oczekiwali jeszcze czegoś od Kyle'a. Jednak Królowa widać była usatysfakcjonowana jego wystąpieniem i nie chciała już słyszeć nic więcej...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Danaet dnia Sob 10:02, 17 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
malkawiasz
Gracz



Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Sob 12:48, 17 Paź 2009 Powrót do góry

Uznawszy, że w końcu przyszła jego kolej wyszedł na środek. Starał się iść spokojnie, na twarzy miał wyraz skupienia. Miał tylko nadzieję, że nie widać jak jest zdenerwowany. Teraz ważyły się ich losy. Kobieta, która wyglądała tak pięknie i majestatycznie była władczynią tego miasta, jedno jej słowo i….
Zatrzymał się, uklęknął na jedno kolano, lewą rękę położył na sercu, a prawą pięścią podparł się przed sobą. Skłonił głowę i zaczął recytować. Starał się mówić głośno i wyraźnie, tak by nie sprawiać wrażenia, że się boi. Mimo tego iż w środku był pełen obaw.

- Zawsze będę przestrzegał Maksarady i swej natury śmiertelnym nie ujawnię.

- Każdy w swej Domenie stanowi prawo i będąc w niej szacunek okazać jestem mu winien.

- Nigdy nie stworzę potomka, bez zgody swego Suzerena. Jako każe tradycja Progenitury.

- Do czasu przedstawienia swego dziecka władcy, przyjmę odpowiedzialność za jego czyny jak za swoje własne i roztoczą nad nim Opiekę.

- By nie uchybić zwyczajowi Gościnności przybywszy do domeny zawszę przedstawię się jej panu.

- Przestrzegać będę tradycji Destrukcji, która głosi, że tylko ojciec ma prawo zabić swego potomka.

- Dla tych, którzy nie przestrzegają Tradycji i praw Camarilli jedyną i słuszną kara jest śmierć – Lextalionis.


Skończył, ale dalej trwał w ukłonie czekając na pozwolenie by wstać.

„Uf, udało mi się nie zająknąć. Nie pamiętam kiedy ostatnio tak się denerwowałem. I te wszystkie oczy wlepione we mnie. Wszystkie szychy tego miasta. Byle nie zrobić czegoś głupiego. Jak chciałbym być teraz w bibliotece, wśród swoich książek.”


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Nie 10:05, 18 Paź 2009 Powrót do góry

Anna nie odpowiedziała nic. Czekała na ostatniego z nowicjuszy. Spojrzała wprost w oczy Sen'a. Było to niby zwyczajne spojrzenie a jednak Sen czuł jakby otrzymał piorunem prosto w głowę. Anna kimkolwiek nie była potrafiła samym swym wzrokiem zabić. Sen wystąpił krok naprzód...
Zgromadzeni nadal czekali. Nikt się nie niecierpliwił [no może poza Nosferatu], nikt nie narzekał. Całość wyglądała trochę jak jakieś przedstawienie na które wszyscy od dawna czekali...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mali.
Gracz



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 493
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Nie 16:13, 18 Paź 2009 Powrót do góry

Sen poczuł się trochę zmieszany gdy Królowa podjęła dialog z pierwszym nowicjuszem, gdy ten słowa przysięgi postanowił zwyczajnie skrócić. Trochę się uspokoił widząc drugiego nowicjusza, który poradził sobie bardzo dobrze, jednak nie był na tyle spokojny aby zgromadzeni nie mogli zauważyć jak trzęsą mu się ręce.

Wyszedł na środek prawą dłoń zaciśniętą w pięść położył na lewej piersi. Lewą zaś opuścił bezwładnie wzdłuż tułowia. Łagodnie i na pewno ze strachem w oczach spojrzał prosto w oczy Królowej, nie widział jak się zachować. Nie świdrował jej wzrokiem, w jego spojrzeniu były potulność, posłuszeństwo i oddanie.

- Przysięgam:

Zakazu o ujawnianiu swej prawdziwej natury tj. Maskarady konsekwentnie przestrzegać.

Darzyć szacunkiem każdego w swej Domenie i prawa w niej panujące respektować.

Żyć w zgodzie z zasadą Progenitury tj. tworzyć potomka tylko za zgodą mego Pana.

Być odpowiedzialnym za czyny mego dziecka i Opiekę nad nim sprawować.

Tradycji Gościnności dochować, czyli panom w ich własnych domenach się przedstawiać.

Zgodnie z zasadą Destrukcji mówiącą, że tylko ojciec ma prawo zabić swego syna postępować.

Wiem:

Że śmierć jest karą za nieprzestrzeganie Tradycji i praw Camarilli.


Ukłonił się dostojnie i tyłem, aby nie odwracać się plecami do Królowej cofnął się do szeregu. Prawą rękę całą spoconą spuścił za przykładem lewej i dyskretnie wytarł ją w chusteczkę.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mali. dnia Nie 16:15, 18 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Nie 16:47, 18 Paź 2009 Powrót do góry

Anna pokiwała głową i ogłosiła:
- Tak więc stało się! Od dzisiejszej nocy witamy w Rodzinie Kyle'a z rodu Malkawian, Williama z rodu Tremere i Sen'a z rodu Brujah. Są wśród nas mile widziani i domena miasta Londyn przyjmuje ich zgodnie z Tradycją. Witajcie!
Nie było braw, nie było wiwatów. Królowa zaszła drugimi schodami na dół. Kilka głów skłoniło się gdy przechodziła. Rodzice rzucili spojrzenia na swoich podopiecznych i rozeszli się w tłum całej reszty wampirzego społeczeństwa. Miał być to wyraźny symbol zerwania smyczy. Pozostawieni sami sobie starali się odnaleźć. Anna zaś ogłosiła rozpoczęcie balu. Dziwne było tylko to, że nikt nie tańczył. Może pojęcie balu było inne wśród wampirów?
Gdy tak stali lekko osłupieni a emocje powoli opadały podszedł do nich najbrzydszy z Nosferatów.

[link widoczny dla zalogowanych]

Był pewny siebie mimo swego upiornego wyglądu. Ubrany w prosty i niemodny już dawno garnitur rzekł
- Zwą mnie Marehenis. Starszy klanu Nosferatu. Z racji tej funkcji pozwoliłem sobie sam wdrożyć was w przedstawienie Starszyzny miasta. O ile Królowa stoi na straży Praw, MY ustalamy politykę.
Stanął za trójką młodych wampirów. Nawet gdyby pomyśleli o wmieszaniu się gdzieś w tłum wiedzieli, że ton Primogena nie uznawał sprzeciwów. Pchnął on ich lekko i zaczął oprowadzać po przyjęciu.
- Po pierwsze - szeptał - Nigdy, jeśli wam żywoty miłe nie spoglądajcie starszemu prosto w oczy. Ten tam - wskazał krzywym palcem na staromodnie ubranego jegomościa

[link widoczny dla zalogowanych]

- To Artur Starszy Ventrue. Jest wyniosły i arogancki. Typowy Ssak. Nie naprzykrzajcie się mu. Cierpi trochę z powodu braku potomka. Jego koligacje z Anną są dziwne i nawet ja nie znam natury ich sporu. Właśnie - rzekł próbując się uśmiechnąć najładniej jak potrafił, a raczej jak pozwalała mu jego anatomia - Z pewnością wiecie, że od Szczurów można dowiedzieć się niemal wszystkiego. Informacjami handlujemy tylko w jednym miejscu. W Jamie. Można tam trafić bez większego problemu... jednak zapewniam was, że to Domena li tylko Nosferatu i jeśli ktokolwiek ją naruszy bez zgody choć jednego Szczura... Nie muszę kończyć prawda?
ruszyli dalej. Marehenis zatrzymał się na chwilę.
- Muszę przerwać naszą małą wędrówkę. Rozejrzyjcie się przez chwilę beze mnie. Za chwil kilka znów do was dołączę.
Gdy tylko zniknął z pola widzenia żaden z trójki nie miał najmniejszej chęci aby Promogen Nosferatu wracał...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
malkawiasz
Gracz



Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Wto 6:35, 20 Paź 2009 Powrót do góry

Po odejściu Nosferatu Will jeszcze przez chwilę odtwarzał w pamięci jego słowa. Starał się je zapamiętać, tak na wszelki wypadek. Rzucił okiem dookoła jeszcze raz. Miał wrażenie że kąpie się w basenie z piraniami, które czekają tylko na jego błąd. Najdrobniejszy błąd. Nie było to miłe uczucie.
Wrócił wzrokiem do swych chwilowych towarzyszy.
„No ładnie… Jeden świr i jeden spocony Brujah. Pewnie są tak samo zestresowani jak ja. To przynajmniej jest coś co nas łączy.”

William przez chwilę odbierał bodźce swymi wyostrzonymi zmysłami i analizował zdobyte informacje. Tak jak wspomniał ten szczur przed chwilą, informację były wśród dzieci nocy cenną moneta.

Tremere uśmiechnął się niewesoło do swoich myśli.

„Pewnie te dwa typy są tu jedynymi wampirami, które nie chcą mnie do czegoś wykorzystać. Na razie.”

- Witajcie raz jeszcze. Cieszę się, że udało nam się wszystkim przejść przez to razem. Zdaje się, że jesteśmy tu najmłodsi i zapowiada się, że nie będziemy mieli lekko.

Spojrzał na potomka Malkava i na jego użytek dodał.

- Tak wiem, mam nie naruszać twojej przestrzeni. Tez tego nie lubię, więc postaram się pamiętać.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez malkawiasz dnia Wto 6:36, 20 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Mali.
Gracz



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 493
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Wto 16:28, 20 Paź 2009 Powrót do góry

Sen za życia babrał się w krwi i flakach gdy wykonywał zawód chirurga, ale obrzydzenie jakie wywoływała u niego obecność Nosferatu była dalece gorsza i aż skręcała go w środku. Nie myślał o niczym innym jak tylko kiedy ta pokraka się odczepi. Na pewno coś od nich chciał, a jak nie od wszystkich to od jednego. Brujah nie wierzył w dobre serce Nosferatu i w jego troskę o nowicjuszy. Gdy brzydal odszedł odezwał się jeden z nowicjuszy. Doktor się tylko uśmiechnął i skierował swe kroki do jednego z okien wychodzącego na podwórze. Myślał, że jeżeli oderwie się od tej dwójki to Nosferatu za nim nie polezie. Stał z rękoma w kieszeni w milczeniu wpatrując się w noc..


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mali. dnia Wto 16:31, 20 Paź 2009, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Gavron
Gracz



Dołączył: 18 Lut 2009
Posty: 159
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Częstochowa
Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Wto 16:53, 20 Paź 2009 Powrót do góry

Koszmar "przesłuchania" się skończył, a trójkę dopadł Nosferatu.
Kyle starał się udawać, że nie jest obrzydzony widokiem Nosferatu, i co chwilę zerkal na Boba.
Gdy już zostali sami (we trójkę plus Bob) pan Tremere się odezwał. A potem pan Brujah sobie poszedł
- Będę wdzięczny. Bob też, prawda? - odwrócił się do Boba.
Chwilę lustrował wzrokiem otoczenie, po czym zwrócił się do Tremera
- Myślisz, że Królowa dałaby sie namówić na kolację? - po czym uśmiechnął się beztrosko.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
malkawiasz
Gracz



Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Czw 7:17, 22 Paź 2009 Powrót do góry

Do tej pory William miał jedynie do czynienia z innymi Tremere. Wszystko co wiedział o innych klanach i Camarilli pochodziło z ksiąg lub z nauk ojca. Teraz miał okazję weryfikować teorię z praktyką i ku jego zadowoleniu wszystko się zgadzało.

Nosferatu okazał się zdeformowany tak jak się tego spodziewał. Nie zrobiło to jednak na nim tak wielkiego wrażenia. Czas spędzony w Fundacji pozbawił go niestety sporej części człowieczeństwa. Eksperymenty, w których był zmuszony uczestniczyć sprawiły, że jego definicja okropieństwa przesunęła się mocno w stosunku do panujących standardów. Zresztą nawet gdyby szczur był jeszcze brzydszy to i tak udało mu się przykuć jego uwagę. Użył magicznego słowa „Informację”. William już zaczął się zastanawiać co tamten może chcieć
od niego na wymianę.

„Musze się dowiedzieć gdzie jest ta Jama i jak można zostać tam zaproszony”.

Kolejny wampir również nie odstawał zbytnio od schematu. Brujah. Prostacki i grubiański.

„Uf. Dobrze że poszedł. Chyba prawą jest wszystko co słyszałem o krzykaczach. Ciekawe czy nas nie lubi, nie kazano mu się z nami zadawać czy po prostu nie umie się zachować? Ciekawe kim był za życia? Może kibolem? No dobra nie ważne.”

„Zaraz, zaraz. Co on powiedział. BOB? Jaki Bob? Z kim on gada. Z duchami?”

Tremere świadom był, że nie tylko wampiry upodobały sobie noc. Istniało wiele istnień, które ludzie umownie nazywali duchami i niektórzy mogli się z nimi komunikować. Inaczej spojrzał na swego rozmówce i właśnie zaczął się poważnie zastanawiać nad jego umiejętnościami gdy usłyszał drugie zdanie.

„Namówić na kolacje!!! O mamo. Świr. Czystej wody świr.”

Mimo wszystko szalony pomysł mu się spodobał i wyobraźnia podsuwała mu taką sytuację.

„Ech, chciałbym zobaczyć jak mu się to udaje. Miny tych wszystkich wokoło.”

Delikatny uśmiech okrasił jego oblicze gdy odpowiadał.

- Tak pewnie dała by się namówić, ale wtedy my bylibyśmy daniami głównymi. Wiec lepiej nie próbuj – po chwili zaś dorzucił by nie niszczyć marzeń Kyle’a– Na razie, może spróbujemy kiedy indziej.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Pią 7:48, 23 Paź 2009 Powrót do góry

Czas biegł dalej. Brujah wpatrywał się w noc z dziwną melancholią. Tremere zamienił kilka zdań a Malkavianinem. Nosferatu nadal nie było widać... na szczęście. Gdy zaczęło się im wydawać, że zostali pozostawieni samym sobie podeszła do nich niemniej ładna od Królowej kobieta w czerni.

[link widoczny dla zalogowanych]

Była blada a czerwone usta kontrastowały z bielą jej skóry. Na dzisiejszą noc założyła prostą czarną suknię a po niezdrowo bladych ramionach spływał czarny szal. Była wręcz przeciwieństwem ich poprzedniego rozmówcy. Najwyraźniej Primogeni zmówili się lub grali z nimi w jakąś grę. Kobieta odezwała się a jej głos był niezwykle wytworny... tak to było doskonałe określenie.
- A więc to są ci co przetrwali ciężkie pierwsze noce. Me imię to Emily. Emily de Louvierre, Progenitorka i Opiekunka klanu Toreador. Nie musicie się giąć... przynajmniej na razie. Widziałam jak Szpetny M. próbuje was wciągnąć w swoje gierki (A ty, a ty nie próbujesz? - przemknęło im przez myśli) - Starsza spojrzała na Chińczyka pod oknem - A ten nie zamierza do was dołączyć. Z tego co wiem w grupie ma się większe szanse na przeżycie. Szczególnie gdy się jest drapieżnikiem pomiędzy drapieżnikami. - mówił bardzo poważnie od czasu do czasu lekko się uśmiechając. Po ostatniej wypowiedzi jej czerwone wargi odsłoniły jeden z kłów dla podkreślenia tych słów. - Z pewnością odczuwacie nie małe zakłopotanie moją postawą. Wiedzcie jednak, że nie zaszufladkujecie mnie ani nikogo innego do tej samej przegrody. Jedyne co nas łączy to krew, która kiedyś tętniła w czyichś żyłach, nic więcej. Klan mój stracił swojego potomka kilka nocy po jego przeistoczeniu. A Jonathan rokował wielkie nadzieje. Nie wytrzymała jego psychika. Cóż tak była u artystów. - o kim do cholery ona bredziła? - uśmiechnęła się do Kyle'a i Williama i podeszła do Sen'a. Dotknęła jego ramienia i pozwoliła mu się odwrócić. Sen czuł szalenie silny magnetyzm tej kobiety. Jej oczy. Zapadł się w ich głębi i przez moment myślał, że utopi się w nich. Po chwili wrócił do realnego świata.
- Jam piękna, o śmiertelni, niby sen z granitu, a pierś ma, gdzie krwawiła niejedna pierś żywa, jest dla poety źródłem, z którego wypływa miłość wieczna i niema jak materia bytu. - rzekła do ucha Brujaha. Ostre zmysły zarówno Tremera jak i Malkavianina zarejestrowały te dziwne wersety. William próbował szybko odgadnąć ich autora ale umykał on jego myślom. Znał, ale teraz całą otoczka tej sceny sprawiła, że nie mógł ogarnąć... podniecenia? Tak, w jakiś przedziwny sposób ta kobieta podniecała i rozpalał wszelkie jego żądze. Nie tylko jego. Kyle też miał kosmate myśli. Sen zaś śnił na jawie. Słowa kobiety popłynęły do jego mrocznej duszy i świdrowały w jego głowie, tańcząc i wirując. Emily wzięła Brujaha do tańca i poczęli wirować i wirować w opętańczych pląsach.
Oczywiście z punktu widzenia Williama i Kyle'a nadal tam stali a Starsza szeptała ciągle do ucha Chińczyka:

Króluję wśród lazurów jak Sfinks niezbadany,
Biel serca łączę z śniegiem łabędziego puchu;
Niszczącego harmonię nienawidzę ruchu;
I łzy są dla mnie obce, i śmiech mi nie znany.

Poeci u stóp mojej wyniosłej postawy,
Którą, zda się, że wzięłam od dumnych pomników,
Cały żywot swój strawią na nauce krwawej
Bo mam, by oczarować moich miłośników,
Zwierciadła, w których świata pięknieją obrazy:
Oczy me, wielkie oczy - o blaskach bez skazy!


Sen opadł łokciami na parapet. Kręciło mu się w głowie, nie wiedział gdzie jest ani co się wydarzyło. Gdyby mógł oddychać teraz oddychałby z pewnością płytko i urywanie. William i Kyle patrzyli na tę scenę z dziwną mroczną satysfakcją lecz również z lękiem. Co to było? Pokaz sił? Zabawa? A może jedno i drugie. Pozornie nikt z gości Królowej nic nie zauważył. Pozornie. Z pewnością gdyby byli podobni Kyle'owi pękali by ze śmiechu. Nikt się nie śmiał. Nawet Kyle...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Danaet dnia Pią 7:51, 23 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Gavron
Gracz



Dołączył: 18 Lut 2009
Posty: 159
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Częstochowa
Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Pią 17:21, 23 Paź 2009 Powrót do góry

Dysputował sobie wesoło z panem Tremerem na temat Królowej (Ale babka! - pomyślał Kyle) kiedy nagle podeszła do nich... uhm... Królowa Ciemności? Pani Mroku? Toreadorka? Znaczy, krewna dupka, w ktorego sklepie niedawno był! Ale wolał o niego nie pytać...
Stal po prostu jak wryty kiedy mówiła swoje czary. Przez chwilę nie docierały do niego informacje z otoczenia.
Gdy w końcu się opamiętał, przykucnął w miejscu i zaczął wymieniać liczby pierwsze kiwając się lekko do przodu i do tyłu.
W pewnym momencie wstał i zakrzyknął
- Milion pięćset sześćdziesiąt dziewięć tysięcy osiemset trzydzieści dziewięć! - po czym jak gdyby nigdy nic spojrzał na pana Tremera jakby czekał na odpowiedź.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
malkawiasz
Gracz



Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Sob 9:48, 24 Paź 2009 Powrót do góry

Kobieta zaskoczyła go zupełnie. Przysłoniła wszystkie jego zmysły i rozpaliła wyobraźnie. Jako człowiek odczuwał podniecenie, ale w porównaniu z żarem, który rozpaliła ta kobieta tamte wspomnienia były tylko bladymi cieniami.
Gdy odeszła w stronę Brujaha poczuł się jak nurek, który nagle może zaczerpnąć oddechu. Jego umysł zaczął pracować normalnie.

„O wszyscy święci, co to było? Jej majestat jest przytłaczający.”

Dopiero teraz zrozumiał sens ostrzeżenia szczura.

„Starsi są piekielnie niebezpieczni, nie wolno na nich patrzeć. Nie patrzeć im w oczy. Ale jak to zrobić, żeby ich nie urazić? Ukłon! No właśnie, głowa w dół i patrzeć kątem oka. Tak zrobię następnym razem.”

Tremere, którego umysł pracował już na najwyższych obrotach zerknął ostrożnie na scenę rozgrywającą się pod oknem. Wytężył wszystkie zmysły by nic nie uronić z tej nowej, nieznanej magii. W końcu pamięć podpowiedziała mu odpowiednie słowa.

„Baudelaire – poeta przeklęty. O jakże to pasujące do nas.”

Przez chwilę było mu szkoda młodego Brujaha. Przez krótkie mgnienie oka.

„Może go źle oceniłem? Może nie jest taki prymitywny na jakiego wygląda? Cóż, skoro przeżył do teraz, to pewnie będzie jeszcze czas sprawdzić z jakiej gliny jest ulepiony.”

Z zamyślenia wyrwał go cichy krzyk Kyle’a. Stłumił pierwszy odruch by podejść do niego i sprawdzić, przypomniało mu się, że tamten nie lubi bliższego kontaktu.

„Swoją drogą ciekawe jak by zareagował? Cholera wie? Lepiej nie sprawdzać. Ze świrami wszystko możliwe.”

Spojrzał więc tylko tamtemu w oczy i w miarę spokojnie zapytał:

- 39? Jesteś pewien?

„O matko, jeżeli będę się z nim dłużej zadawał to i ja oszaleje niedługo.”


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mali.
Gracz



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 493
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Sob 11:39, 24 Paź 2009 Powrót do góry

Stał spoglądając w mrok za oknem. Nagle z zamyślenia wyrwała go kobieta, piękna, cudowna, a zmysł wzroku zaczął działać intensywniej. Nie zdążył się odwrócić gdy zaczęła szeptać mu do ucha jakieś niezrozumiałe zdania, które budową przypominały... wersety wiersza? Tak, to musiał być wiersz. Sen nie rozumiał go pewnie dlatego, że w szkole interpretacja dzieł poetyckich nie była jego mocną stroną, ale to nie było ważne. Rozpalone zmysły Brujaha działały podniecająco, sprawiały, że czuł w głębi żar, był rozpalony. Teraz najważniejszy był taniec. To ona prowadziła. Wirowali na parkiecie, a każdy jej dotyk podniecał go jeszcze bardziej. Chciał, aby ta upojna chwila trwała wiecznie.

Coś, upływ siły, czuł jak uchodzi z niego cała energia. Opadł na parapet. Nie wiedział gdzie jest. Nie wiedział też co spowodowało, że nagle stracił energię, tę niewyczerpaną wampirzą energię. Rozejrzał się dookoła. Wielka sala, tumult ludzi, a dwóch mężczyzn świdrowało go wzrokiem. Kim oni byli? Gdzie on był?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Nie 10:02, 25 Paź 2009 Powrót do góry

De Louvierre odeszła zostawiając ich i Brujaha samym sobie. Na jej twarzy malowała się niesamowita satysfakcja, której bezczelnie wręcz nie ukrywała. Czy to był jakiś przywilej Starszych? Może pokręcony przywilej pierwszej nocy? Czemu wybrała sobie akurat Krzykacza a nie jednego z nich? Bal toczył się nadal. No o ile wąskie grupy wampirów przenikające się wzajemnie i krążące wkoło nich jak sępy można było nazwać balem.
Na horyzoncie pojawił się Nosferatu. Dobry i zły glina. A może zły i zły glina? Czuli sie tak mali i tak zagubieni. Marehenis idąc w ich kierunku złapał jakiegoś wampira i wywinął z nim kilka obrotów popapranego walca. Wampir ów z pewnością nie był nikim ważnym. Wiedzieli, że nosferatu robi to na pokaz, jakby naigrawał się z Brujaha.
- No dobrze - klasnął szponiastymi dłońmi - Koniec zabawy. Taaak faktycznie pograliśmy sobie z wami, ale wiecie noc krótka a życie nudne. Trzeba je jakoś zająć. Pewnie nie zamierzacie kontynuować swej wędrówki poprzez portrety kolejnych ważnych Ssaków w tym rejonie co? Nie ze mną. A może wolicie panią De Louvierre co? - Marehrenis zaśmiał się z najwyraźniej przedniego dowcipu. - Chodźcie jeśłi chcecie. Nikt się nie obrazi i wam głów nie urwie jak nie pójdziecie. To wasz bal. Wasza Noc. - Starszy zatańczył kręcąc się dookoła własnej osi.
Kyle zastanawiał sie, czy Marehrenis nie należy czasem do jego klanu. William również obawiał się teraz bardziej o stan psychiczny Pimogena niż o jego wygląd. Do Sen'a nie docierało za wiele. Nadal tkwił pomiędzy jawą a onirycznymi doznaniami.
Wreszcie po ostatnim obrocie Nosferatu wskazał dłonią Hex'a. Tak, starszy Malkavian, którego Kyle miał już sposobność poznać stał pod jedną z kolumn ze swym nieodłącznym laptopem.
- To Hex. Ty go znasz - rzekł do Kyle'a - Lecz wy nie. To najstarszy wampir z klanu Malkavian. Nigdy nie pozwalał mówić do siebie per Primogenie. Ale zawsze pojawia się na spotkaniu Rady. Dziwne co? A najdziwniejsze jest to, że kiedykolwiek byśmy tego spotkania nie zaplanowali pojawia się zawsze niezaproszony. czasami myślę, ze ma bliźniaczego sobowtóra.
Hex porzucił dziś jednak wygląd szalonego naukowca. Ubrał się chyba dla żartu w marynarkę z rzędem złotych guzików, czarne spodnie i eleganckie buty. Nawet włosy miał w ładzie, znaczy nie w nieładzie - Kyle nie poznawał Hex'a. Bo Hex wyglądał prawie jak Tremere!

[link widoczny dla zalogowanych]

Ha! Wytworny żart! Sam Starszy spojrzał na tych co go obgadują i oblizał strużką krwi spływającą mu z kącika ust. William miął nieodparte wrażenie, że patrzył on na niego. Usta Hex'a poruszyły się bezgłośnie. Kolejne nieodparte wrażenie, że ułożyły się w słowa "Płonąca piramida". Dziwne.
- Jak już jesteśmy przy Tremere - Nosferatu musiał czytać w myślach Kyle'a - Tam jest twój prawda? - rzekł do Williama i spojrzał w tłum, który jakby na jego niemą prośbę rozstąpił się przed nimi. Musaił to być tylko zbieg okoliczności. Musiał. Nie było innego wytłumaczenia.
- Lothar von Dewin, Lotharius w ostatnich nocach. Stary i zasuszony wampir. Sztywny, kochający swój klan i swoją układankę z klocków. Moja rada - parzy. - znów zaśmiał się z niezrozumiałego żartu. "Płonąca piramida" - przemknęło przez myśl Williamowi.
Lotharius na pierwszy rzut oka był prawie nastolatkiem. Młode lica, długie blond włosy, szczupła prawie anorektyczna sylwetka i długi ciemny strój. Jednak oczy. Oczy były stare i wiekowe. William zdążył poznać te oczy. Zdążył też się zorientować o ich niespotykanej potędze.

[link widoczny dla zalogowanych]

Obecnie Primogen Tremere był zajęty dysputą z jakąś wytworną damą.
- Nie macie dość? Z pewnością doceniacie mój wkład w waszą edukację.
Zabrzmiało to dośc wymownie. Marehenis mógłby równie dobrze powiedzieć "przysługa za przysługę". Jego czarne jak węgliki oczy świdrowały trójkę młodych.
- No to na czym skoczyliśmy? A tak. Krzykacze
Wzrok Starszego skierował się na postawnego mężczyznę ubranego w staroświeckie szlacheckie ubranie i płaszcz ze skóry jakiegoś zwierza. Być może niedźwiedzia... albo? Tremere mógł tylko zgadywać... wilkołaka? Sen znał tego wyniosłego jegomościa. Był to Green. Progenitor Brujah. Miał krótko przystrzyżone włosy i niesamowite błękitne oczy.

[link widoczny dla zalogowanych]

- No dalej - rzekł Nosferatu do Sen'a, który najwyraźniej powrócił do świata żywych. - No dalej Sen - imię Brujaha zostało wręcz wysyczane i zabrzmiało jak "Ssssen" - Opowiedz nam o swoim Primogenie. A może nie uznajesz jego władzy tak jak trzy czwarte części twojego klanu? Co, Sen?
Marehrenis splótł szponiaste palce jakby szykował się do modlitwy. Było coś w tym Nosferatu. Coś równie magnetyzującego co w przepięknej Emily czy Annie. Była to fascynacja jego charyzmą wydobytą z takiej brzydoty. Jego głos, gesty i mimika tej zdeformowanej twarzy promieniowały niesamowitą potęgą.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mali.
Gracz



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 493
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Nie 10:27, 25 Paź 2009 Powrót do góry

Sen nie do końca reagował jeszcze na wszystkie bodźce z zewnątrz. Czuł jak w głowie wirowało mu swoiste tornado, tornado nie-myśli, ale czy pusta albo próżnia może wirować? Nie wiedział co to było, czuł się słaby i znużony. Maślanymi oczyma spoglądał na zebranych, gdy coś sprawiło, że począł wracać do rzeczywistości. Był to widok Nosferatu, który zmierzał w ich stronę, po drodze chwyciwszy jakiegoś wampira kpiąc naśladował taniec Sena z Emily. W chińczyku się zagotowało i gdy Nosferatu zbliżył się do nich doktor zdawał się w pełni powrócić ze stanu otumanienia. Brujah w ogóle nie zwracał uwagi na pokrakę, która starała się być "fajna" najwyraźniej z nimi pogrywając.

Sen stał w ogóle nie patrząc ani na Nosferatu ani na dwóch młodych. Sterczał, bo sterczał sprawiając wrażenie nieobecnego. Miał gdzieś to co do niego mówił Marehenis w ogóle nie reagując na jego zaczepki.
- Tolkienowski goblin. - burknął do siebie pod nosem i odszedł, mając na celu znalezienie Falcone.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Nie 14:16, 25 Paź 2009 Powrót do góry

Kyle i William

Marehrenis prychnął ze śmiechu zginając się wpół. Dosłownie rżał jak koń a kilka par oczu skierowało się w jego stronę. Gdy się uspokoił rzekł spokojnie
- Znałem Tolkiena. Niejeden go poważał. Był on w jakiś sposób łącznikiem pomiędzy dwoma światami. Gdzieś tam - zrobił nieokreślony gest dłonią - Ponoć istnieje gdzieś tam kraina elfów i chochlików. A może John był po prostu szajbnięty. Tak? Tak się teraz mówi? Mniejsza - machnął ręką na Sen'a - Niech lezie w pokoju - pomimo beztroskiego tonu Nosferatu w jego oczach czaiła się groźba. Widać Sen stał się interesującym obiektem. Obaj zdawali sobie sprawę, że jeśli kara ominie Brujaha dziś lub jutro to może nań spaść za sto lat... o ile z takim podejściem do Starszych dożyje takiego wieku.
Zarówno William jak i Kyle spostrzegli, że pięć par oczu wpatruje się w nich bez przerwy.
- To Harpie - rzekł Marehenis - Jest ich pięć. Tyle ile palców u dłoni - pokazał rozcapierzone paluchy - Dwie z Toreadorów, dwie z Ventrue i o dziwo jedna z klanu Wiedźm. One ustalają kto i kiedy zyska lub straci posłuch u starszych. Czasem nawet Primogen może stać się ich ofiarą. Podejrzewam, że już jutro a może jeszcze dziś przedyskutują czy wasz rówieśnik złamał tradycję Elysjum. Bo tu nawet jakby wam płonęły nogi nie można obrazić a nie daj Kainie, fizycznie skrzywdzić jakiegokolwiek Ssaka. - Starszy chciał coś jeszcze dodać ale chyba boleśnie ugryzł się w język - No ale już za długo was bawię moi mili. Byliście niesamowicie rozmowni i tą celną puentą zakończę dziś. Mam nadzieję, że nie raz jeszcze się spotkamy.
Nosferatu odszedł wymijając ich i zniknął gdzieś w cieniu.


Sen

Chińczyk odnalazł Ojca jak instruował jednego z ghuli. Gdy dostrzegł Sen'a odprawił sługę i spojrzał na swego potomka
- I jak? Teraz smycz zerwana. Szczerze się cieszę a ty? - mówił to przez zęby - Bo ja cholernie. Nawet nie wiesz jak mi ulżyło, że nie sprawuje nad tobą pieczy. Zgodnie z Tradycją teraz sam odpowiadasz za zniewagę Primogena. To teraz twój kłopot. - objął go ramieniem i poprowadził do ghula, który nosił vitae w pucharach na tacy. Wziął dwa i jeden podał Sen'owi. - No ale nie ma tego złego. Teraz nie ma cię obchodzić Nosferatu. Oni nie obrażą się na cały klan. Słuchaj, jeśli nic jutro cię nie zatrzyma udasz się do Rosjan. Zatrzymali się w Hiltonie w Chealsee. Przekażesz im wiadomość - uśmiechnął się - Wszystkiego dowiesz się dokładniej jutro, ale nie zaśpij - Falcone uśmiechnął się ponownie.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie GMT
 
 
Regulamin