FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 William Edward Cromwell - PRELUDIUM Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Sob 9:44, 21 Lut 2009 Powrót do góry

William miał już zamykać na dziś. Układał i indeksował ostatnie pozycje, które przysłał mu z Portsmouth pewien człowiek, z którym miał stały kontakt telefoniczny i listowy. Odłożył ostatnią książkę i przetarł zmęczone oczy. Zamierzał już wstać aby zamknąć drzwi i zasłonić rolety gdy usłyszał charakterystyczne dzyń-dzyń dzwonka z nad drzwi wejściowych. Spojrzał w tamtym kierunku. Do środka weszła elegancka kobieta w ciemnej garsonce. Zlustrowała otoczenie zza swoich okularów i zatrzymała wzrok na Williamie.
- Pan Cromwell - bardziej stwierdziła niż spytała - Mam nadzieję, że jeszcze otwarte. Nie mogłam skontaktować się z panem telefonicznie gdyż dopiero co wysiadłam z samolotu z Bostonu - podeszła pewnym krokiem do Williama, zaczesała niesforny kosmyk kasztanowych długich włosów za ucho i wyciągnęła dłoń.
- Jestem Melinda Price.
Gdy William przywitał się Melinda wyjęła ze sporej torby grubawy wolumin w formacie quatro i położyła go przed antykwariuszem. Księga była zafoliowana lecz William doskonale widział jej pożółkłe sypiące się kartki i już czuł charakterystyczny zapach starego papieru. Gdy wyciągnął dłoń w kierunku księgi kobieta cofnęła ją i rzekła
- To raczej nie jest dla oczu, które mogłyby tu zajrzeć przez okno. Chodźmy z tym na zaplecze. Bo jeśli się nie mylę będzie pan tym bardzo zainteresowany.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
malkawiasz
Gracz



Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Sob 17:43, 21 Lut 2009 Powrót do góry

William w pierwszej chwili chciał grzecznie wyprosić damę. Wpojone wychowanie wzięło jednak górę i grzecznie się przywitał. Kobieta tak szybko przeszła do konkretów, że zanim zdążył coś powiedzieć księga już leżała przed nim.
Jego wewnętrzny głos szeptał by zapytać skąd ona go zna lecz widok księgi, zapach pożółkłych stronic natychmiast uciszyły jego niepokój.
Will Jeszcze raz przeniósł spojrzenie z księgi na swego gością, jak gdyby próbując podjąć decyzję.

"Hm, ciekawe skąd wie o zapleczu" - pomyślał, szybko jednak się zdecydował.

- Bardzo mi miło Panią poznać, rozumiem Pani potrzebę dyskrecji i oczywiście zapraszam na zaplecze, zamknę tylko drzwi.

Antykwariusz podszedł do drzwi, zamknął je na oba zamki. Wszak dzielnica nie należała do najbezpieczniejszych. Przekręcił wywieszkę informującą, że dzisiaj już nieczynne i wrócił po książkę.

- Proszę za mną, mam nadzieję, że ma Pani ochotę na filiżankę gorącej herbaty - rzucił jeszcze przez ramię kierując się do części mieszkalnej.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez malkawiasz dnia Sob 17:44, 21 Lut 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Nie 10:41, 22 Lut 2009 Powrót do góry

- W Soho jest jeden antykwariusz, którego poleca... środowisko. Jest nim właśnie pan, panie Cromwell - rzekła jakby wyczytała na twarzy Williama jego myśli - Znajomy znajomego polecił mi skontaktować się z panem. Pana lingwistyczne zdolności - mówiła idąc w kierunku zaplecza - są ogólnie znane. Może nie zdaje pan sobie z tego sprawy ale taka właśnie jest prawda.
Nie wspomniała o herbacie ani słowem więc William nastawił elektryczny czajnik i wyjął naczynia.
Melinda usiadła i rozpakowała z folii księgę. Zapach staroci zmieszał się z earl grey'em i po chwili obok woluminu stały dwie parujące filiżanki.
William z namaszczeniem otworzył książkę. Łacina. To go trochę zadziwiło. Foliał wydany niechybnie na wyspach. XVII lub XVIII wiek. Spodziewał się archaicznej formy angielskiego. Przeczytał tytuł - "Beatus Methodivo"
- Niech pana nie zmyli okładka. To wierna XVI wieczna kopia tekstu z 300 roku n.e. Podobno napisał go św. Metody z Olimpu. Kto popełnił kopię, nie wiem - uśmiechnęła się znacząco - Sama bym go przetłumaczyła, jednak brak mi zdolności. Tekst jest zawiły. Oto co mnie do pana sprowadza. Chciałam zlecić panu tłumaczenie tej pozycji. W zamian zatrzyma pan oryginał. Zainteresowany? - spojrzała na Williama zza filiżanki herbaty, którą lekko podmuchała i upiła z gracją mały łyk.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
malkawiasz
Gracz



Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Nie 12:19, 22 Lut 2009 Powrót do góry

Z filiżanką parującego naparu w wypielęgnowanych dłoniach słuchał tego co ma do powiedzenia jego gość. Jego wzrok i myśli jednak przykuwała książka leżąca między nimi. Do czasu gdy nie usłyszał ceny. Zatrzęsły mu się ręce, po dłoni spłynęła kropla herbaty. Gorąca kropla. On jednak tego już nie poczuł. Wlepił spojrzenie niebieskich oczu w Melinde Price. Oblizał lekko wyschnięte usta.

„Melina Price. Cena? Cena zaiste godna!” – myśli przemknęły lotem błyskawicy. Odstawił filiżankę by nie zdradziła trzęsących się rąk.

- Zainteresowany jak najbardziej. Z chęcią obejrzę słynną Bea - Methodius. Któż nie słyszał o tych przepowiedniach.

William uspokoił się już trochę i z pietyzmem dotknął książki. Delikatnie wodził palcami po tłoczonych literach. Z premedytacją zwlekał z jej otworzeniem. Uśmiechnął się pod nosem gdy jego wzrok spoczął na tytule „Bermechobus”.

„Błąd drukarski w tytule, tak jak w oryginale. Ten kto skopiował księgę faktycznie musiał mieć dostęp do oryginału.”

Will z wielkim trudem przerwał oglądanie dzieła i z przepraszającym uśmiechem zwrócił się do swego gościa.

- Proszę mi wybaczyć, ale czasem tracę głowę dla książek. Dobrze Pani trafiła, tłumaczyłem już kilka tomów z kręgu okultyzmu i myślę, że sobie poradzę. Tekst jest zawiły i hermetyczny i może mi to trochę czasu zająć. Jeżeli zostawi mi Pani swojego maila to będę mógł przesyłać wyniki pracy na bieżąco.

Antykwariusz zapragnął by kobieta już sobie poszła, chciał zostać z książką sam na sam i zabrać się do pracy. Mimo wszystko niegrzecznie byłoby ją teraz po prostu wyprosić. Miał nadzieję, że jego odczucia nie malują się na twarzy. Sięgnął powrotem po filiżanką i mocząc usta jedynie przyjrzał się po raz pierwszy dokładnie twarzy swojego gościa.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Pon 11:11, 23 Lut 2009 Powrót do góry

Melinda poprawiła kolejny kosmyk włosów najwyraźniej zła na swoje dzisiejsze uczesanie. Nad jej zielonymi oczami pojawił się mars. Zadbane brwi zmarszczyły się na sekundę. William zauważył też maleńkie, srebrne i dość oryginalne kolczyki w kształcie piramid.

Melinda Price odstawiła filiżankę i rzekła:
- Nie podał pan ceny. Zważywszy jednak na moją kolejną prośbę będzie ona spora. Otóż chciałabym aby tłumaczenie tekstu było dla pana priorytetem - zrobiła nieokreślony gest dłonią - Znaczy to, że do momentu skończenia chciałabym pana... wynająć. Zamknie pan sklep. Ja oczywiście pokryję średnią pana strat na podstawie przychodów z ostatniego półrocza. Zgoda? Zapłacę z góry za wynajęcie pana... czasu. Teraz dochodzi kwestia zapłaty za tłumaczenie. Poza tym, ze zostawię panu tę XVI wieczną kopię. Ile?
Bezpośredniość kobiety trochę nie pasowała do tej osoby, którą zdążył poznać przez te kilkanaście minut. Najpierw wydawała się lekko zagubiona, potem już mniej, jednak teraz wyraźnie panowała już nad całą sytuacją. W jej wypowiedzi nie podobało się też Williamowi stwierdzenie "cena będzie spora". Nie powiedziała "będzie oczywiście spora" czy "na pewno zażyczy pan sobie sporo". Powiedziała to tak jakby on miał płacić... nie ona.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
malkawiasz
Gracz



Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Pon 12:27, 23 Lut 2009 Powrót do góry

„Dziwnie, coraz dziwniej” – pomyślał obserwując zachowanie swego gościa. Jednak obracając się w kręgach kolekcjonerów różnej maści przywykł do ekstrawaganckich zachowań. Przestał się gapić i uśmiechnął się lekko.

- Zapłata za tłumaczenie będzie ta książka i myślałem, że to już ustalone. Cena jest jak najbardziej mnie satysfakcjonująca.

- Jeżeli zaś chodzi o kwestie pośpiechu – Will w zamyśleniu potarł brodę – Wolałbym nie zamykać sklepu, ale myślę, że ten problem też można rozwiązać.

- Ja zajmę się tłumaczeniem, a na ten czas skorzystam z pomocy znajomego studenta, który prowadzi mój sklep zawsze gdy musze wyjeżdżać. Pani po prostu zwróci mi koszty, myślę, że suma nie będzie zawrotna i nie powinna przekroczyć 800 Funtów. W ten sposób ja będę mógł pracować non stop i wszyscy będą zadowoleni.

- Czy taka umowa Pani odpowiada? – William uniósł brwi w geście pytania i spojrzał w oczy kobiety.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Pon 19:43, 23 Lut 2009 Powrót do góry

Kobieta odchyliła się na krześle do tyłu. Kontemplowała chwilę pomysł antykwariusza. Nie był on do końca pewny ale coś nie dawało mu spokoju w tej kobiecie. Teraz gdy miał okazję spojrzeć na nią dokładniej był niemal przekonany, że kobieta nie oddycha. Gdy był już prawie pewny swojego spostrzeżenia Melinda wypuściła powietrze z płuc i rzekła
- Czy ów student ma dostęp do zaplecza? A może ma pan tu sejf? Jeśli w jakikolwiek sposób wolumin może być zagrożony to może powinien pan pracować w bardziej bezpiecznym miejscu. Wie pan w dzisiejszych czasach nie brakuje kryminalistów, którzy zabiliby aby dostać te kilka tysięcy za starą pożółkłą księgę, nawet gdy jest ona bezcenna. Nie mówiąc już o studentach co chcą dorobić na czesne. - poprawiła okulary na nosie - Ale jeśli ma pan pewność, że nic tu książce nie grozi i może pan spokojnie pracować to jeszcze jutro wystawię panu czek na określoną kwotę i prześlę kurierem. Niestety muszę wyjechać na kilka dni... A właśnie ile mam dać panu czasu? - Melinda oparła ponownie łokcie na stole, splotła palce, spojrzała wpierw na wolumin a potem na Williama


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
malkawiasz
Gracz



Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Pon 21:54, 23 Lut 2009 Powrót do góry

"Chyba zaczynam wariować, przed chwilą wydawało mi się, że ona nie oddycha. To pewnie z przemęczenia".

William zastanawiał się przez chwilę nad odpowiedzią. Patrzył na Melindę jakby starał się ocenić czy może jej zaufać i ile może jej zdradzić. Cóż, miała prawo się martwić i jej obawy nie były pozbawione słuszności.

Will złożył palce obu rąk przed sobą oparł je o brodę i powoli z namysłem odpowiadał na pytania:

- Student jest zaufany, wielokrotnie już pracowaliśmy razem. Nie ma dostępu do mego mieszkania. Cenie sobie spokój i prywatność, gdy pracuje nie lubię jak mi się przeszkadza.

- Co do sejfu - Will spojrzał Melindzie prosto w oczy i z lekkim uśmiechem kontynuował - mam tu odpowiednie pomieszczenie. Oprócz zabezpieczeń ma również klimatyzacje. Starodruki nie lubią dużej wilgotności.

William był gentelmanem i nie wspomniał ile go kosztowało wybudowanie, zabezpieczenie i ukrycie pokoju gdzie mógł w samotności cieszyć się towarzystwem swoich białych kruków.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Pon 23:22, 23 Lut 2009 Powrót do góry

Pokiwała głową na znak, że się zgadza.
- Dobrze - uśmiechnęła się.
Teraz wydała się Williamowi atrakcyjną kobietą. Dopiła earl grey'a i odstawiła szklankę.
- Zabawiłam u pana i tak zbyt długo. Noc młoda a ja muszę się chyba teraz rozdwoić aby nadążyć ze wszystkim - kolejny uśmiech - Wybaczy pan to wieczorne najście, ale przyzna pan, że było warto - znów uśmiech [lekko rozmarzony?]
Wstała i podała dłoń Cromwellowi.
- Życzę zatem owocnej pracy i równie owocnych wyników. Czek prześlę jutro kurierem. Trafiło się panu. Dobranoc.
Ostatnie słowa zawierały jakieś ukryte znaczenie. William miał się o nim przekonać dopiero za kilka dni.
Gdy pożegnał i odprowadził kobietę spostrzegł, że podniecenie zmyło z niego ślady najmniejszego zmęczenia. Nie mógł się już doczekać aż zasiądzie sam na sam z "Beatus Methodivo"... Do Clive'a zadzwoni jutro. Miał nadzieję, że ten znajdzie trochę czasu aby zaopiekować się sklepem...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
malkawiasz
Gracz



Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Wto 6:49, 24 Lut 2009 Powrót do góry

Odprowadziwszy kobietę dokładnie zamknął drzwi i kiedy wrócił do części mieszkalnej uaktywnił alarm. Wszak dzielnica, w której mieszkał nie należała do najspokojniejszych.

Soho - dzielnica znana z licznych klubów, dyskotek, restauracji, barów i pubów. Dzielnica przez wieki przygarniała imigrantów z różnych stron świata. Obecnie uchodzi za miejsce, w którym najwyraźniej widoczna jest multikulturowość Londynu. Jest jednocześnie dzielnica chińską, jak i snobistyczną, gdzie swe miejsce znajduje wielu nowobogackich. Niewątpliwie jest centrum londyńskiego życia nocnego.

William lubił klimat, który można tu było smakować wychodząc po zmroku. Lubił czasem oderwać się od swoich książek i wyjść po północy na spacer. Lubił przemykać się samotnie i przyglądać bawiącym się ludziom, szemranym interesom załatwianym w bocznych uliczkach pod osłoną mroku.

Ulice tętniły życiem, a miasto żyło.

„Są jak krew, krew miasta, które nie zasypia nigdy”.

Ale teraz nie miał na to czasu. Czuł zew ksiązki, która wołała do niego bezgłośnie. Śpiewnie zawodziła, niczym mityczne syreny kuszące marynarzy. William z uśmiechem wziął ją do rąk i skierował się na górę.
W gabinecie jak zwykle panował chaos. Cała powierzchnia biurka zawalona była szpargałami, wszystkie w języku arabskim. Od jakiegoś czasu tym się zajmował. Próbował nauczyć się tego języka lecz brak czasu skutecznie mu to utrudniał.

- Cóż, arabski będzie musiał poczekać. Teraz mam TO.

Wszystkie papiery z biurka wylądowały na podłodze nieopodal, obok kilku podobnych stert papierzysk, które zajmowały pokaźną cześć podłogi. William rozsiadł się na biurku, a księga wylądowała przed nim. Uruchomił komputer, wpisał hasła i odpalił słowniki z pomocy, których zazwyczaj korzystał. Rozprostował palce obu dłoni zaplatając je przed sobą jak to widział w wielu filmach i mrucząc do siebie wziął się do roboty.

Zapowiadała się długa noc.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Wto 13:25, 24 Lut 2009 Powrót do góry

Myślał, że choć ze wstępem pójdzie mu łatwo. Jednak była to sztuka nie lada i musiał przyznać, że tekst prawie z nim wygrał. Często błąkał się między regałem ze słownikami i innymi pracami na temat łaciny. Zaglądał też do pozycji odwołujących się do Bea-Methodius, nierzadko musiał przypominać sobie także zwroty z języków, w których te były napisane. Gdy przebrnął przez te kilka stron była już piąta nad ranem. Spojrzał w okratowane okno. Szare niebo było zwiastunem wschodzącego słońca.
Zaparzył sobie mocnej kawy i wrócił do woluminu.
Postanowił przekartkować go trochę aby zapoznać się z nim. Oswoić. Kilka słów związane było z Apokalipsą. Ryciny, które zawierała też nie odbiegały od tej tematyki. Dalej było i Set'cie i dzieciach Kaina... . Tego się nie spodziewał tu zobaczyć. Słyszał, że ta księga traktuje o proroctwach Apokalipsy i wchodzi w obszary okultyzmu, ale że aż tak... Nie zniechęciło to jednak Cromwella. Wręcz przeciwnie - zdopingowało to jego rządzę wiedzy jeszcze bardziej.
Kawa wprowadziła jego zmęczenie w letarg. Wiedział, że nie potrwa to długo wiec czym prędzej wziął się dalej do roboty.
Rozdział pierwszy...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
malkawiasz
Gracz



Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Wto 19:58, 24 Lut 2009 Powrót do góry

Potarł zaspane oczy i spojrzał na zegarek:

- Niech to szlag, już świta, nawet nie spostrzegłem jak zleciało.

Sięgnął po dzbanek z kawą. Pusty. I dobrze, już dawno miał rzucić ten nałóg. Przez chwilę zastanawiał się czy nie zaparzyć mocnej zielonej herbaty, ale rzut oka na notatki wystarczył by zarzucić ten pomysł. Przebrnął przez wstęp, mimo zmęczenia ciała jego umysł domagał się dalszej lektury.

- Kolejna wizja apokalipsy, w sumie nic dziwnego, każda większa religia posiada swoją wizję końca świata.

William przeciągnął się jak kot i wrócił do lektury. Miał zamiar tłumaczyć dopóki starczy mu sił. Potem kilka godzin drzemki i wróci do pracy.

Wstęp go zaintrygował, szczególnie wzmianka o Seth’cie. Zapiski były dosyć enigmatyczne i nadal nie wiedział czy chodzi o staroegipskiego boga czy też o trzeciego syna Adama, praojca ludzi.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Wto 21:21, 24 Lut 2009 Powrót do góry

Dalsze wersety księgi zdawały się igrać z językoznawcą. Uciekały, krążyły i umykały. Nawet reszta pomocniczych dzieł zdawała się gubić kartki i znaczenia. William po pierwszych kilku wersach stwierdził, że w tym stanie nie da rady przetłumaczyć nic więcej.

Wpadło mu do głowy, nie po raz pierwszy zresztą tego dnia, czemu Melinda Price nie zleciła tej pracy komuś z uniwersytetu albo innej mądrej głowie? Wybrała niepozornego i statecznego antykwariusza. I tak bardzo zależało jej na bezpieczeństwie... Czyżby wolumin był kradziony? Po drugie. Książka była już tłumaczona na angielski... obecnie nie wydawano jej w tym języku. Czyżby Price natrafiła na wierną kopię tego dzieła? Wtedy musiało być pewne, że księga, którą ma przed sobą nie pochodzi z XVI wieku tylko jest dużo starsza. Ponoć do XVI-wiecznego rękopisu wkradło się mnóstwo nieścisłości... Wówczas jeszcze ważniejsze stawało się pytanie - dlaczego on?
Wstał od biurka i podszedł do telefonu. Wykręcił numer Clive'a, przeprosił za tak wczesną porę i poprosił go o zastępstwo. Nie miał on czasu tylko w czwartek ale powiedział, że się postara. Sprawa sklepu załatwiona. Clive będzie tu około dziesiątej więc William stwierdził, że ma kilak godzin an sen... albo na dokończenie tej strony... wybrał sen gdyż wedle starego powiedzenia "Co nagle to po diable" wolał zwolnić i mieć pewność, że wszystko przetłumaczył dobrze...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
malkawiasz
Gracz



Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Śro 6:57, 25 Lut 2009 Powrót do góry

Te i inne pytania krążyły mu po skołatanej głowie. Niestety otępiały umysł nie chciał podsunąć żadnego sensownego rozwiązania. Poza tym miał jeszcze wrażenie, że o czymś ważnym zapomniał. Wrażenie, który czaiło się gdzieś na krawędzi i nie dawało mu zasnąć. Coś o czym pomyślał przed chwilą, coś ważnego.

- Bezpieczeństwo – puknął się w czoło i poczłapał z powrotem. Delikatnie zapakował książkę i zamknął ją w sejfie. Notatki schował do zamykanej szuflady w biurku. Zadowolonym wzrokiem spojrzał po raz ostatni na bałagan jaki panował w gabinecie i skierował swe kroki do sypialni.

„Muszę zdobyć oficjalne tłumaczenie tej księgi, będę mógł porównać z moim i sprawdzić podejrzenia co do zbieżności przekładu i wieku tej kopii.”


Z tą myślą zasnął.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Czw 15:05, 26 Lut 2009 Powrót do góry

Obudził go telefon. Clive czekał już dobre dwadzieścia minut na deszczu i dzwonił teraz z automatu nieopodal sklepu. William przeprosił go najmocniej i wyszedł mu otworzyć. Po załatwieniu formalności [opowiedział mu pokrótce o ostatnich klientach i tym czym byli zainteresowani, o paczkach, które trzeba wysłać i tego typu sprawach] pożegnał się, dął mu klucze do sklepu i wrócił do siebie.
Z marszu zadzwonił do znajomego okultysty Hieronima Burtlow'a z zapytaniem o anglojęzyczny przekład księgi. Okazało się, że Hieronim jest w jego posiadaniu i najpóźniej jutro wyśle ją kurierem.
Z tymi optymistycznymi wieściami uszył przyrządzić sobie coś do jedzenia i picia. Po śniadaniu rozpoczął kolejną walkę z księgą .

Seth, zwany też Suketh lub Set'em był egipskim bogiem świata umarłych. Jednak nie było tu o nim wzmianki. Egipt co prawda pojawiał się w przepowiedniach lecz nie miało to związku. A więc chodzi o syna Adama. Jednak gdy czytał dalej coś przestało mu się zgadzać... Set był bratem Kaina, który został przeklęty za bratobójstwo i wygnany... Jednak... słowa układały się... William nie wierzył swojemu przekładowi. Lecz ufał swojej pamięci. Sięgnął po Biblię i odnalazł fragment Księgi Rodzaju.

Adam jeszcze raz zbliżył się do swej żony i ta urodziła mu syna, któremu dała imię Set, gdyż – jak mówiła – dał mi Bóg potomka innego w zamian za Abla, którego zabił Kain

Przeczytał raz jeszcze zamknął Księgę i powrócił do tłumaczonego fragmentu. Nie brzmiał on w jego przekładzie nawet podobnie. Wynikało z niego, że Seth był wnukiem Kaina... Kain przeklął też wszystkich swoich trzynastu wnuków... Dzieci jego Dzieci i odszedł... Werset jawił się tak:

"Kain widział zło swoich dzieci swoich dzieci choć był daleko od nich. Seth zaś został ukarany na równi z innymi"

William nigdy nie spotkał się z takim zapatrywaniem na Kaina i Setha. Zabrał się tym bardziej z zapałem do tłumaczenia...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
malkawiasz
Gracz



Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Czw 19:49, 26 Lut 2009 Powrót do góry

„Może tu chodzi o innego Seth’a? Może któreś z jego dzieci dostało imię po wujku? Historie biblijne są dosyć pogmatwane. Z tego co pamiętam potomkowie Setha są bardzo dobrze opisani, potomkowie Kaina tylko pobieżnie. Kojarzę tylko Henocha. Mniejsza z tym, może gdy więcej przeczytam coś się wyjaśni.”

Will z zapałem zabrał się za lekturę, która pochłonęła go zupełnie. Notatnik w szybkim tempie pokrywał się maczkiem jego pisma. Bazgroły, rysunki, odnośniki do innych źródeł, hipotezy do późniejszego sprawdzenia. Jedynie biegły grafolog byłby w stanie to odszyfrować.

Antykwariusz był w swoim żywiole, skupił się na temacie absolutnie, zapomniał o bożym świecie. Bardzo szybko wokół niego pojawiły się porozrzucane słowniki i inne opracowania. Czym bardziej zagłębiał się w tekst tym więcej pytań się pojawiało. W takich chwilach czuł swoją ignorancję. Im więcej się uczył, im więcej ksiąg przeczytał tym bardziej był pewien, że wie jeszcze za mało.

„Apetyt rośnie w miarę jedzenia” – pomyślał i uśmiechnął się pod nosem – „Mój głód wiedzy chyba nigdy nie zostanie zaspokojony, musiałbym żyć tysiąc lat by przeczytać wszystkie książki”.

- Niestety nie masz tyle bałwanie więc nie marnuj czasu na błahostki i weź się do roboty – rzucił do siebie i wściubił nos z powrotem w manuskrypt.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez malkawiasz dnia Czw 19:51, 26 Lut 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Sob 13:07, 28 Lut 2009 Powrót do góry

I się wyjaśniło. Wg tego przekładu [William miał coraz większe wątpliwości czy był to tylko przekład i czy na pewno wersy, które tłumaczył należały do tej księgi...] Kain miał troje potomków. Enocha, Zillach i Irada. Do tego Zillah była nie tylko jego dzieckiem ale także żoną. Mieszkali wszyscy w mieście, którego nazwy Willaim nie mógł przetłumaczyć nijak inaczej jak tylko Pierwsze Miasto.

Zgłębiał sie coraz bardziej w mroki czasu gdy po ziemi stąpał Kain. Zrobiło się późno. Słońce skryło się za horyzontem ustępując mrokowi nocy. Gdy Siedział nad tekstem w pokoju oświetlonym jedynie lampką na jego biurku poczuł się nagle nieswojo... Podniósł głowę znad notatnika i rozejrzał się. Był tu sam... jednak czuł obecność kogoś drugiego. Poczuł zimny pot na czole i skarcił się za tak głupie obawy. Był w miarę racjonalnie myślącym człowiekiem. Ale wówczas wróciły doń słowa Melindy

"...w dzisiejszych czasach nie brakuje kryminalistów, którzy zabiliby aby dostać te kilka tysięcy za starą pożółkłą księgę..."

Postanowił rozprostować trochę kości i dla świętego spokoju zajrzeć do sklepu. Clive już zamknął i poszedł do domu. Zostawił tylko kartkę "Książki od Thomsona nie dotarły. Nie mogłem się dodzwonić. Spróbuję jutro. Clive".
William odłożył kartkę. Nie była to pilna sprawa ale na te książki czekali klienci. Będzie musiał jutro podzwonić i przeprosić za zwłokę.
Znów ogarnęło go to uczucie, że nie jest sam. Czyjeś oczy obserwowały go i był tego pewien. Odgłos telefonu przestraszył go lekko. Podniósł słuchawkę. Usłyszał tylko jak ktoś po drugiej stronie odkłada swoją na widełki. Potem zwyczajny sygnał. Coś było nie tak. Rozejrzał się po sklepie. Słabe dwudziesto-watowe żarówki dawały mało światła. Ale wzrok Williama był przyzwyczajony i antykwariusz widział doskonale. Nagle walenie do drzwi.
- Panie Cromwell - usłyszał głos Melindy była przerażona - Musi mi pan pomóc!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
malkawiasz
Gracz



Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Sob 19:24, 28 Lut 2009 Powrót do góry

Nagły hałas wystraszył go w pierwszej chwili. Opanował się jednak rozpoznawszy głos. Szybko zbliżył się do drzwi i wyjrzał przez szybę.

- Kto tam? - zawołał próbując zobaczyć kto stoi przed drzwiami.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Sob 21:51, 28 Lut 2009 Powrót do góry

- To ja Melinda. Panie Cromwell musi mnie pan wpuścić. Ktoś... coś mnie goni!
Rzeczywiście przed sklepem stała roztrzęsiona Price. Włosy miała w nieładzie, potłuczone okulary ledwo trzymały się na jej nosie. Waliła pięściami w drzwi. Miała chyba zranioną dłoń. Jeszcze chwila i wybije szybę...
- Proszę! Panie Cromwell... Błagam!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
malkawiasz
Gracz



Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Nie 16:35, 01 Mar 2009 Powrót do góry

Will przez krótką chwilę mocował się zamkami lecz w końcu udało mu się je otworzyć. Uchylił drzwi na tyle by Melinda mogła wejść by czym prędzej za nią zatrzasnąć. Po raz kolejny żałował, że nie ma żadnej broni palnej.

- Szybko, w głąb, do mieszkania, tam są solidniejsze drzwi. Musimy zadzwonić po policję.

Wskazał kierunek i nie czekając na napastników szybko pobiegł za kobietą.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez malkawiasz dnia Pon 8:37, 02 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Pon 11:52, 02 Mar 2009 Powrót do góry

Wbiegła na zaplecze. William za nią. Zamknął drzwi i rzucił się do telefonu... Martwy. Nie było sygnału. Co do cholery. Melinda spojrzała na okratowane okna a potem na drzwi. Panika w jej oczach mówiła jedno "Jesteśmy w pułapce". Wreszcie podbiegła do Williama i chwyciła za słuchawkę. Uderzyła kilka razy w widełki. Jej oczy rozszerzyły się do wielkości spodków.
- On wie, że tu jestem. O Boże - zakryła dłonią usta i zaczęła szlochać.
Willaim chciał zapytać kto lecz wtedy usłyszał hałas dochodzący ze sklepu. Ktoś najwyraźniej staranował drzwi wejściowe. Potem dało się słyszeć kroki. Ktoś szedł po potłuczonym szkle.
Tylko spokojnie. Zaraz jakiś świadek wezwie policje i wszystko będzie dobrze. Na szczęście te drzwi były solidne. Ale William jakoś nie był przekonany...Ktoś z ogromną siłą uderzył nie. Melinda krzyknęła. Po drugim uderzeniu bariera jaką stanowiły drzwi za niemałe pieniądze runęły w ich stronę. William spodziewał się jakiś ludzi z taranem. Jakiś zuchwałych rabusiów. Nie. Ujrzał tylko ciemność. Przez długą chwilę... zbyt długą ale wystarczającą aby paraliżujący strach jeszcze nie minął... nic się nie działo. Potem z ciemności wyszła kreatura z najgorszych koszmarów. Twarz przypominała rzygacza, które zdobiły stare neogotyckie budowle. Skóra była szara a głowa podłużna. "To tylko maska" pomyślał William lecz wtedy zobaczył też resztę cielska bestii. Była potężna. I...i... czy to były skrzydła? Wyrastały z jego pleców. Były błoniaste lekko przezroczyste jak u nietoperza. Lecz najgorsze bestia miała dopiero pokazać. Otworzyła swoje szczęki i ukazała równy rząd kłów... Cholernie długich kłów.
Potwór chwycił Williama za sweter i podniósł do góry. Rzekł jedno słowo... jego znaczenie dotarło do antykwariusza po chwili gdyż potwór nie mówił po angielsku.
- Livre - rzekł
Chodziło mu o księgę. William domyślał sie o jaką. Doskonale się domyślał. A więc Price nie przyniosła mu byle przekładu. To MUSIAŁ być oryginał... albo coś jeszcze innego...
Potwór przyciągnął Williama do swojej twarzy i powtórzył po francusku
- Gdzie jest księga?
Melinda wrzeszczała tak głośno, że potwór podobny do gargulca był ledwo słyszalny. Nagle świat zawirował. William dopiero po chwili zorientował się, że upadł. Coś lub ktoś spadł na potwora. Ujrzał jak walczą. Dopiero po chwili zidentyfikował osobnika. Był to mężczyzna. Siedział on na plecach potwora i potężnymi ramionami odciągał jego głowę do tyłu. Gargulec ryknął i podskoczył. Huknął plecami mężczyzny w sufit. Ten nic sobie z tego nie robiąc wzmocnił uścisk na szyi potwora. Nagle do środka wbiegło jeszcze dwóch osobników. Krzyczeli coś do siebie jednak William był zbyt ogłuszony by rozróżnić słowa. Jeden z nich wymierzył palec w gargulca i coś krzyczał... William nie znał tego języka. Nagle potwór stanął w płomieniach. Mężczyzna siedzący mu na karku odskoczył uderzając w ścianę. Potwór począł się miotać. Próbował uciec lecz po kilku sekundach był już tylko kupą kości i popiołu. Willaim począł mdleć. Ostatnie co pamiętał był obraz trzech mężczyzn spoglądających w jego stronę.

Obudził się cały obolały. Siedział. Chciał się poruszyć lecz nie mógł. Chyba był związany. Otworzył oczy. Jeden mężczyzna siedział przy nim. Drugi wynosił nieprzytomną Melindę... czy ta czerwona plama na jej szyi to tylko jakiś cień? trzeci krażył po jego mieszkaniu i rozglądał się.
- Co z nim robimy? - rzekł wreszcie.
- Obudził się.
- Interesuje się okultyzmem. Przetłumaczył fragmenty z zadziwiającą łatwością. Dobrze, że zdążyliśmy przed tym pomiotem.
- Jak to zrobiłeś? - to pytanie padło już w stronę Williama.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
malkawiasz
Gracz



Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Pon 12:48, 02 Mar 2009 Powrót do góry

William potrząsnął głową niedowierzając swoim zmysłom.

„Ja chyba śnie!!! Najpierw potwór teraz oni. Albo to sen albo zwariowałem. Cholera może Clive dosypał mi coś do kawy? Przecież to coś weszło przez antykwariat jak czołg.”

Dopiero teraz dotarło do niego, że antykwariat, z jego wąskimi przejściami, zastawiony ciasno regałami musi wyglądać opłakanie. W jednej chwili zaskoczenie ustąpiło miejsca gniewowi.

- Co tu się do cholery dzieje – rozgniewany w ogóle nie zauważył o co go pytano, z każdym słowem gniew przeradzał się we wściekłość – Kim wy jesteście I CZYM BYŁO TO COŚ I DLACZEGO ZNISZCZYŁO MOJE KSIĄZKI!!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Pon 14:02, 02 Mar 2009 Powrót do góry

Przez chwilę nie odpowiadali. William zdążył się im przyjrzeć. Ten co "rozglądał" się po jego mieszkaniu ubrany był w długi czarny płaszcz. Miał schludne ciemne włosy i zadbane dłonie. Drugi ten co siedział przy antykwariuszu ubrany był w sportowy golf, szarą kurtkę i ciemne jeansy. Na twarzy miał ślady po ospie. Obydwu charakteryzowała niezdrowa bladość. Gdy wszedł trzeci William nie zdążył mu się przyjrzeć gdyż zaraz za nim wkroczyła czwarta postać. Tak, to dobre określenie "wkroczyła". Był to dostojny człowiek o długich blond włosach. Ubiorem przypominał dżentelmena z XIX wieku. Ciemny frak skrywał pod czarną peleryną. Jego krok i wyraz twarzy mówiły jedno "Teraz ja tu rządzę"
Trzech intruzów pokłoniło się nowo przybyłemu.
- Czemu on jeszcze żyje? - spytał blondyn
- Przetłumaczył fragmenty. Fragmenty, które były...
- Wiem. Milcz.
blondyn podszedł do skrępowanego Williama i przykucnął przed nim.
- Nazywam się Lotharius - jego spojrzenie było lodowate. Dreszcz przeszedł po plecach Williama. - Nie wyglądasz mi ani na maga ani na nikogo podobnego. Jakim sposobem przetłumaczyłeś tekst zaklęty pieczęcią? Wytłumacz mi to a nie będziesz cierpiał.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
malkawiasz
Gracz



Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Pon 18:47, 02 Mar 2009 Powrót do góry

Ochota do pyskowania przeszła jak ręką odjął. Było coś w mężczyźnie, który kucał obok jego głowy co nie pozwalało ignorować jego słów. Ton głosu, lodowate spojrzenie, gesty – wszystko w postawie obcego składało się w dziwną, przerażającą całość, która otaczała go niczym aura.
William w jednej chwili się uspokoił, pod naciskiem świdrującego spojrzenia nawet nie myślał o oporze. Jakiś pradawny instynkt podpowiadał mu, że jego życie lub śmierć zależy od tego jegomościa. Tak czuć się musiał człowiek pierwotny stający naprzeciw tygrysa szablozębnego.

„Dokładnie. Jak drapieżnik” – myśl ta szybko uciekła w zakamarki jego umysłu – „Skup się, odpowiedz na pytanie, szybko zanim się zdenerwuje”.

- Ja nie wiem. To samo jakoś przyszło. Zacząłem tłumaczyć, na początku były pewne problemy, a potem już poszło. Gdy porównałem wersję, zauważyłem sprzeczności i błędy. Ale sprawdziłem i wszystko się zgadzało. Podejrzewałem, że może ten egzemplarz jest inny. Ale dopiero zacząłem tłumaczyć i musiałbym jeszcze sprawdzić kilka poszlak – zrazu nieskładnie, ale potem słowa zaczęły wylewać się z jego ust wezbranym strumieniem. Starał się udzielić odpowiedzi, która usatysfakcjonuje obcego. Wiedział, że od tego zależy jego życie. Jednocześnie miał pewność, że nie może skłamać. Patrzył w zimne oczy jak zahipnotyzowany.

- Ja na prawdę nic nie wiem o żadnej pieczęci - dodał na koniec.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Czw 12:54, 05 Mar 2009 Powrót do góry

Mężczyzna zmrużył oczy i położył mu dłoń na czole. William czuł się jakby nagle ktoś odebrał mu jego wolę. Widział tylko oczy owego Lothariusa. Cały świat stał się nimi. Dwoma punktami tak odległymi a jednak tak bliskimi. Cały świat Williama orbitował teraz wkoło tych dwóch lodowatych punktów. Nie mógł się powstrzymać. Był bezwolny.
Wiedział, że słyszy jakieś słowa lecz nie pamiętał jak one brzmiały...

Obudził się. Skonstatował, że usnął nad przekładem. Zamrugał kilkukrotnie oczami. Ale miał dziwaczny sen... Nie pamiętał dokładnie jaki, ale napawał on go przerażeniem. I te oczy. Na ułamek sekundy przypomniał sobie oczy owego mężczyzny... Ale potem odpłynęło i to. Za oknem nadal było ciemno. Mrok nocy wzbudził w nim kolejne uczucie. Obawę o Melindę. Jakiś dziwny głos mówił mu aby do niej zadzwonić, odnaleźć w książce telefonicznej i zadzwonić. Zrezygnował z tego pomysłu gdyż spostrzegł, że nie ma jego notesu, w którym zapisywał swoje notatki dotyczące tłumaczenia. Rozejrzał sie panicznie po biurku. Nie ma! Chwila grozy minęła szybko choć zdawała się trwać o wiele za długo. Notes leżał na ziemi. Musiał go strącić gdy spał.
William podniósł go i zmarszczył brwi. Spojrzał na swoją rękę. Czyżby się skaleczył? Dostrzegł na niej świeży ślad jakby po skaleczeniu nożem lub otarciu... Potarł kciukiem ranę. Była lekko zaczerwieniona i lekko szczypała. A wiec była nowa.

Postanowił nie zastanawiać się nad tym faktem. Przecież to tak mało istotne. Powrócił do tłumaczenia. Gdzie to skończył. A tak. Kain i jego dzieci. Spojrzał na zegarek. Dochodziła trzecia nad ranem. Długo pospał więc teraz nie może tracić czasu.

Ranek zastał go przy tłumaczeniu. Nie zauważył nawet jak zrobiło się jasno. Lampkę nad biurkiem zgasił dopiero gdy pierwsze promienie słońca rozjaśniły pokój. Nagle tknęło go, że powinien sprawdzić czy w sklepie wszystko w porządku. Coś mu mówiło, że jest tam cholernie nie tak. Ruszył w jego stronę. Jego oczom ukazał się... normalny widok. Lekko skołowany podszedł do lady. Kartka od Clive'a.
"Książki od Thomsona nie dotarły. Nie mogłem się dodzwonić. Spróbuję jutro. Clive". Nie była to pilna sprawa ale na te książki czekali klienci. Będzie musiał jutro podzwonić i przeprosić za zwłokę... Ogarnęło go uczucie deja vu. Już kiedyś... dawno temu w innym życiu... Walczył z pamięcią jednak po chwili oswoił się już z tym uczuciem i odpłynęło ono jak zły sen... Spojrzał na półkę z książkami. Grzbiet jednej z nich zdobił gargulec. Poczuł nagłą odrazę do tego francuskiego dzieła. Wyjął ją z pośród innych dzieł i nie wiedząc czemu wyrzucił na stos książek do przeceny. Za tydzień planował małą wyprzedaż. Nazwał ją "Dzieła za Funt".
Po szybkim śniadaniu usłyszał jak Clive otwiera sklep. Wrócił do tłumaczenia. Wszystko było w normie... Tak przynajmniej mu sie wydawało.

Minął tydzień. William nie doczekał się czeku od Melindy Price. Jednak jego przyjaciel przysłał mu kopię tłumaczenia "Beatus Methodivo". Gdy porównywał zapiski zgadzały się tylko wersy dotyczące przepowiedni. Strony traktujące o Kainie i jego potomstwie nie miały miejsca w przekładzie otrzymanym przez Williama. A więc księga Melindy składała się z dwóch odrębnych woluminów. Ktoś podmienił tekst... A może to był prawdziwy Beatus? William wątpił w tą rewelację. Zresztą już jakiś czas temu podejrzewał, że księga Melindy napisana jest dwoma różnymi stylami. Część traktującą o Kainie było dużo trudniej rozgryźć niż resztę.
Co do Melindy to William dzwonił kilka razy na jej domowy numer jednak nikt nie odbierał. Postanowił się do niej wybrać gdyż skończył już tłumaczenie. Po drugie nawet jeśli nie chodziło mu o pieniądze to chciał usłyszeć odpowiedzi na kilka pytań...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie GMT
 
 
Regulamin