FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Akt I - Rozstawienie Pionków Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
malkawiasz
Gracz



Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Wto 13:09, 25 Mar 2014 Powrót do góry

Wyszedł z cienia a na jego twarzy można było odczytać głęboką zadumę. Widać było, iż zastanawia się nad zaistniała sytuacją.

- Uratowałeś mu życie. Dzisiaj. – Skinął głową jakby się zgadzał. Nie wątpił, że kierowały nimi inne pobudki. Behr był bardziej humanitarny, on nie lubił marnotrawstwa. Efekt ten sam.

- Dobra. Książę powiedział, że uciszy pismaków. Pewnie sypnie groszem. Ja spadam do siebie. Przemyśl wszystko i wpadnij do mnie ze dwie godziny po zmroku. Pójdziemy odwiedzić jedna staruszkę. Gdybyś potrzebował pomocy z panną Greenwood daj znać. Znam ją i może będę pomocny. No to do jutra.

Nie miał wiele do dodania więc uścisnął rękę gospodarzowi i wyszedł na dwór. Odszedł kawałek, a potem wykorzystując teren zaczął bacznie obserwować czy nie jest śledzony. Nie miał zamiaru przyprowadzić pismaka lub jemu podobnych na inny ślad. Już i tak za dużo wiedzieli. Gdyby nie zapewnienia księcia, że ich uciszy, Alek pewnie zrobił by to po swojemu.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Pon 15:40, 07 Kwi 2014 Powrót do góry

Behr skinął tylko głową na pożegnanie i Alek w spokoju opuścił jego dom. Brujah musiał przyznać, że moc jaką dysponował komendant była dość pospolita, ale w jego, choć nieudolnym wykonaniu lepsza niż "alekowa". Zastanawiał się, czy Jack odkryje jakaś moc, której on sam nie zna i czy będzie skłonny go jej nauczyć? Z tego jak Behr traktował Aleka wynikało, że ma go za swojego rodzaju przewodnika. Być może... o ile ten pożyje wystarczająco długo... zdoła go przekonać w ramach wdzięczności do nauki tego i owego? Kto wie co potrafią Lasombra?

Drogę skrócił sobie do minimum gdyż świt był niedaleko. Choć ciężkie, śniegowe chmury otulały miasto Brujah nie próbował igrać z naturą Kainitów i nie sprawdzać jak promienie słoneczne, które przebijają się przez takie marne zabezpieczenie zadziałają na niego. Bardzie ufał grubej cegle i dobremu stropowi. Dotarł do swojego domu. Nie zdziwiła go wiadomość od brata, przybita nożem bowie do jego drzwi. "Znalazłem Ojca". Każdy mógłby to wziąć za jakąś dewizę wiary, rozgłaszaną po okolicy, jednak Alek rozpoznał nóż należący do Mike'a. To zresztą było w jego stylu. Dobrze, że go poinformował... Ale czemu? Przeszło przez myśl Aleka. Fakt, obaj chcieli dowiedzieć się tego i owego od staruszka, jednak jaki interes miał O'Connel w tym, że informował o tym swojego brata? Pożyjemy - zobaczymy. Alek wyjął nóż z drzwi i zabrał wiadomość. Z drugiej strony miał kolejną - "Jest w swoim magazynie w porcie".
Tak. Michels miał magazyn, który służył mu za punkt przerzutowy broni. Brujah'a zaczęło zastanawiać jedno, co Michels tam robi i czemu O'Connel go o tym informuje? Czyżby planował coś ze staruszkiem? Michels znany był z tego, że rzadko siedział w jednym miejscu dłużej. Sprawa wymagała przemyślenia.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
malkawiasz
Gracz



Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Śro 12:52, 09 Kwi 2014 Powrót do góry

Do świtu było już nie daleko, więc Alek po prostu przygotował się do zapadnięcia w dzienny letarg. Leżąc i czekając na sen zastanawiał się nad tajemniczym przesłaniem listu od brata. Niewątpliwie warto było by pogadać z ojcem i ustalić o co mu kurwa chodzi. Jakby się między nimi nie układało, to w końcu był jego stwórca. Pomimo, że nie przepadał za nim to nie miał zamiaru wchodzić mu w drogę czy knuć przeciw niemu. Krew to krew. Tak samo z bratem, dopóki tamten nie będzie nastawał na jego życie nie przyłoży reki do jego śmierci. Co nie zmieniało faktu, że planował jak się zabezpieczyć gdyby jednak okazało się, że coś mu grozi. Jakby nie kombinował wychodziło mu, że musi sprawdzić informacje do Mika. Cóż, będzie się martwił jutro, najpierw skoczy z Behrem do Cioteczki, a potem zwiedzi magazyn ojca i zobaczy co jest grane. Oczywiście bardzo ostrożnie, gdyby się okazało, ze braciszek zaplanował mu jakąś niespodziankę.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Czw 12:47, 10 Kwi 2014 Powrót do góry

<center>If you're feeling down depressed and lonely
I know a place where we can go
22 Acacia Avenue meet a lady that I know
So if you're looking for a good time
And you're prepared to pay the price
Fifteen quid is all she asks for
Everybody's got their vice
</center>


Ranek. Sen bez snów. Znów wieczór. Alek przyzwyczaił się do nocnego trybu życia, jednak gdzieś tam w głębi duszy, chyba jak każde dziecko nocy tęsknił za blaskiem dnia, promieniami słońca ogrzewającymi twarz. Ile to już? Trzy lata? Ponad. Dostał szansę na dużo, dużo więcej.
Zima za oknem dawała się we znaki. Po tym co pamiętał w Seattle nie było takiego śniegu od lat. Była to przeszkoda zarówno dla śmiertelnych jak i wampirów. Jeśli tak dalej pójdzie to nocami na ulicy będzie ciężko polować. Bezdomni Deadley'a też z pewnością nie mają lekko.
Alek niezbyt pospiesznie wziął prysznic. Ciepła woda spływająca po jego ciele zawsze dawała mu namiastkę tego co stracił - ciepła życia. Prawie z namaszczeniem wycierał się ręcznikiem, chcąc jak najdłużej pozostawić swoje ciało ciepłe. Wreszcie cisnął ręcznik w kąt plując sobie w brodę za chwilę bzdurnej słabości. Był nieumarły, powinien się tym napawać a nie tęsknić za słabą skorupą ludzkiego życia. Ubrał się i sprawdził poranną prasę. To było dość problematyczne gdyż wiadomości nie były do końca świeże - pochodziły przecież sprzed kilkunastu godzin. Bardziej wolał czytać wieczorne wydanie "Intelligecera" oraz "Time'sa" to co przykuło jego uwagę posłało część dzisiejszych planów do śmieci. Pożar na Acacia Avenue 22. Tam gdzie mieszka Bedelia! Alek wczytał się w artykuł.

Z raportu policji wynika, że dom w malowniczej dzielnicy na Akacjowej zamieszkiwała przemiła staruszka. Stroniła ona od ludzi jednak każdy w okolicy znał ją i bardzo cenił. Na razie nie ustalono czy była w środku podczas pożaru. Policja nie podaje do wiadomości przyczyn pożaru, jednak wiemy z prywatnego źródła, że nad ranem widziano grupę Irlandczyków, którzy rzucali obelżywe słowa w stronę spalonego domu. Ponoć mieli ze sobą kanistry na benzynę. Będziemy informować czytelników na bieżąco o tym incydencie"

Alek odłożył gazetę. Czy Bedelia nadal żyje? Irlandczycy. Być może Mike wysłał swoich przemytników aby odpłacić jej za zniewagę jakiej się dopuściła na tym młodym szczylu? Westchnął. Sam bym młodym szczylem. Podejrzewał, że Bedelia była na tyle zapobiegawcza, że nie koniecznie musiała spędzić dnia w swoim domu. Norton wspominał, że ma wiele miejsc, które uznaje za swoje. Co starsza to starsza. Zresztą Malkawianka nie była głupia i z pewnością przejrzała plany O'Connela. Może jednak plany pójścia do niej nie spaliły na panewce. komendant może podać mu wiadomości czy znaleziono jakieś szczątki i czy jest sens wleczenia go do Cioteczki? Jeśli jest, to wówczas ruiny szpitala będą chyba najbardziej odpowiednim miejscem aby zacząć szukać Ciotki Betty.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
malkawiasz
Gracz



Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Nie 19:08, 13 Kwi 2014 Powrót do góry

- A żeby go cholera wzięła. Durny Irlandczyk. – Wywarczał przekleństwa w pierwszej złości. Potem jednak nie mógł odmówić bratu rozmachu.

- Dureń bo dureń, ale ma jaja. Zna nasze słabości. Wie, że każda pijawa w dzień bezbronna. Kilku durnych pijaczków z benzyną i sprawa załatwiona. Tylko coś mi się widzi, że te stare, cwane wampiry to tak łatwo się nie wykończy.

Przeczytane wiadomości dały mu dużo do myślenia. Pohamował pierwszy odruch by lecieć tam samemu i sprawdzić wszystko. Nic by mu to nie dało, a niepotrzebnie zmarnował by czas. Postanowił poczekać na Behra, skoro się z nim umówił. Jeszcze raz zerknął na kartkę z informacja do Mike’a bezwiednie bawiąc się nożem, którym była przybita.

„Musze zmienić lokal. Ten jest już spalony. Schronienie, o którym wie choć jedna pijawa jest do bani. Dzisiaj przekimam u wujaszka w restauracji i poszukam kilku miejsc zapasowych. Najlepiej było by spać codziennie w innym miejscu, ale to trochę kłopotliwe. Chyba, że znajdę coś z głębokimi piwnicami, które wytrzymają pożar. I koniecznie z
drugim wyjściem. Cholera zaczynam się robić na starość paranoikiem.”

Z nudów zaczął rzucać nożem do celu, zabijając w ten sposób czas w oczekiwaniu na gościa.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Nie 20:19, 13 Kwi 2014 Powrót do góry

Rozległo się pukanie do drzwi. Alek choć dość ostrożny nie sądził aby ktoś, kto miał go wykończyć afiszował się w ten sposób. Zresztą zbliżała się umówiona pora spotkania z Jack'iem. Brujah podszedł do drzwi i wyjrzał spokojnie przez wizjer. Rozpoznawszy postać komendanta otworzył mu drzwi.
Dziś Parias, cóż tak trzeba było postawić sprawę, wyglądał o niebo lepiej niż wczoraj. Czysty schludny garnitur, krawat i dobrej jakości buty. A może znów próbował Prezencji?

Image

Nie to był po prostu styl Jack'a Behr'a, który na chwilę zgubił razem z częścią siebie. Teraz najwyraźniej się odnalazł gdyż wysilił się na szczery uśmiech.
- Nie wiem jak witają się wampiry, ale chyba Dobry Wieczór nadal jest w cenie? - wszedł nie czekając na zaproszenie. Fakt musiał być bezpośredni, w końcu nadal był gliną.
- Simmons chyba na razie odpuścił. Przynajmniej nie widziałem go w pobliżu. - Behr dostrzegł nóż wbity w jeden z obrazów wiszących na ścianie - Gorszy wieczór? - spytał znów bezwiednie trąc palcem rany na swoim przedramieniu. Westchnął nie czekając na odpowiedź. Przetarł twarz dłonią i rzekł - Chyba muszę szybciej załatwić moje zniknięcie. Burmistrz i niektórzy kapitanowie chcą wyjaśnień mojej nieobecności. Na razie udałem chorobę. Musiałem się nieźle nagimnastykować aby doktor Stone mnie nie próbował badać tylko wypisał recepty. Mam tydzień wolnego, ale to i tak tylko odwleczenie wyroku. Przeważnie pracowałem po dwanaście, szesnaście godzin a teraz wcale. Niedługo w prasie zaczną pojawiać się jakieś enigmatyczne wzmianki na mój temat. - potarł policzek - Ale na razie sprawa załatwiona. Źle się z tym czuję gdyż nigdy nie musiałem aż tak kłamać. Cóż chyba teraz nie uniknę już kilku kłamstw więcej, co nie? - Jack położył nacisk na słowa "aż tak", najwidoczniej uznał, że świat wampirów i ludzi znów zaczyna go przerastać. Jednak zrobił to co zrobił i na razie musi wystarczyć.

(Jako, że komendant urósł nam tu do rangi pierwszoplanowego BN'a trzeba było zrobić mu "kartotekę" i zdjęcie Smile )


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
malkawiasz
Gracz



Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Wto 10:16, 15 Kwi 2014 Powrót do góry

W pierwszej chwili zaskoczony, zaraz potem jednak uśmiechnął się od ucha do ucha.

- Cześć. Podał mu rękę i uściskał. – Dobrze wyglądasz. O niebo lepiej niż wczoraj. Cieszę się Jack, że wziąłeś się w garść.

Alek nie bawił się w konwenanse i zaprosił gościa do środka. Naprawdę był zadowolony, że tamten się szybko pozbierał.

- Ha, nie wiem co ci doradzić, może jakiś urlop zdrowotny. Nie wiem co planujesz na potem, ale na świeczniku ciężko by ci było zostać, zresztą nie polecam. Od teraz jesteś dzieckiem nocy i lepiej jak zaczniesz działać zakulisowo. Jeśli będę mógł ci jakoś pomóc to chętnie to zrobię, ale do rzeczy.

Podszedł do stolika i podniósł gazetę. Podał Behr’owi wskazując na interesujący go artykuł. To właśnie dom świruski, do której mieliśmy pójść. Podejrzewam, że to sprawka mojego narwanego brata i jego irlandczyków. Nie wiem czy ją wykończyli, mam nadzieję, że nie. Tak czy siak musze to sprawdzić. Jeśli jesteś gotów to lecimy, czekałem tylko na ciebie. Po drodze możemy jeszcze pogadać, jeśli masz jakieś pytania.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Wto 20:31, 15 Kwi 2014 Powrót do góry

Behr rzucił przeczytał artykuł i pokiwał głową
- Wspominali coś w radiu o pożarze. Wiesz niektórzy nadal pamiętają czasy Wielkiego Pożaru Seattle. - uśmiechnął się lekko - Podejrzewam, że większość wampirów w mieście również. Wspominałeś, że ogień nas zabija. Faktycznie, jakoś nie mam ochoty palić w kominku choć Mandy, moja żona, nadal narzeka, że w domu jest chłodno.
Na wspomnienie Aleka o "świrusce" i pytaniach Jack nic nie odpowiedział.
Wyszli w miejską noc. Niektóre ulice strojne były już w bożonarodzeniowe girlandy. Przed ratuszem stawiano choinkę.
- Mam oczywiście mnóstwo pytań - rzekł Behr gdy minęli jakąś spóźnioną, idącą pospiesznie parę. - W tym momencie jednak nurtuje mnie jedna kwestia. Mówisz o starszych i większość z nich to według ciebie świry. Czy my z wiekiem... hmm... też oszalejemy?
Minęli posterunek policji. Behr wolał iść drugą stroną ulicy, dziwnie trzymał się cienia. Alek dostrzegł dziwną zależność. Gdy tylko Jack wchodził w cień ten jakby stawał się ciemniejszy. Jakby pochłaniał samo światło. Gdy go opuszczali, a Brujah złapał się na tym nie raz, odwracał się i przyglądał plamie cienia. Stawała się wówczas całkiem normalna. Być może Behr używał po raz kolejny jakichś wampirzych sztuczek całkiem nieświadomie?
Dotarli na Acaccia Avenue dość szybko, nieniepokojeni przez nikogo. Alek poczuł swąd spalenizny i poczuł się nieswojo. Dobrze, że Mike nie wpadł na pomysł zemsty wczorajszej nocy. Spalony dom z cegieł wyglądał jak wędzarnia. Okna były doszczętnie spalone, dach na wpół się zapadł a ściany były czarne od sadzy. Ze środka budowli niczym kręgosłup objedzonej ryby sterczał komin.
Młody Brujah z ulgą zobaczył, że na chodniku przed domem stoi Bedelia wraz z Nortonem. Nie zwracała uwagi na przybyłych. Alek widział, że choć twarz miała spokojną to szczęki mocno zaciśnięte a oczy... oczy spoglądały na cały obraz z najgłębszego dna piekła. Norton był niespokojny. To on powitał ich pierwszy lekkim gestem oznaczającym aby na razie się nie odzywali.
Minęła długa chwila. Bedelia wpatrywała się nadal w swój spalony dom. Nagle odezwała się jednak nie był to jej głos.

- Dalej John - głos był lekko podpity i wyraźnie należał do mężczyzny - Polej obficie! Niech stare próchno płonie niczym Londyn!
- Ha! Paul - kolejny głos wydobył się z gardła Cioteczki, ten był wyjątkowo pijany - Kiedyśmy się tak ostatni raz bawili? Jak rżnęliśmy te bliźniaczki Doyla, te co tak ryczały z rozkoszy?
- Nie pierdolcie - trzeci głos, dość trzeźwy i mało bełkotliwy - Szef nie płaci nam za gadanie. Jeszcze obudzicie staruchę. Mike mówił, że śpi ona do południa.
- Swoją drogą Ben - rzekł pierwszy głos - Co Mike ma do tej baby?
- Ponoć to jakaś jego ciotka co ma mu zapisała spory spadek. Skończyłeś? Podpalaj.


Bedelia zamknęła oczy, zamrugała kilka razy i odezwała się nadal nie odwracając wzroku od zgliszcz jej domu, tym razem swoim normalnym głosem.
- Wiesz co robić.
Słowa najwyraźniej skierowane były do Nortona gdyż ten skinął tylko głową i odszedł. Bedelia poruszała kilka razy głową i ramionami aż trzasnęły kości w stawach. Po tej krótkiej gimnastyce wreszcie odwróciła się do Aleka i Jack'a.
- Wybacz mój drogi, że nie mogę cię powitać jak na damę przystało ale sam widzisz... jestem w trochę niezręcznej sytuacji. Och, przyprowadziłeś kogoś. Ciebie również przepraszam za wszystko młodzieńcze. Na szczęście los w swojej łasce dał mi na tyle rozumu, że możemy skorzystać z dość nietypowego miejsca na konwersację. Chodźmy do szpitala Randalla Flagga. - Bedelia wzięła pod rękę Aleka i ruszyli.
Brujah modlił się w duchu aby Jeck nie palnął niczego niestosownego przy Cioteczce. Ten najwyraźniej był pod wpływem jej starczego uroku i sposobu bycia, że posłusznie udał się wraz nimi milcząc po drodze. Bedelia również nie mówiła wiele. Ot, wspominała od czasu do czasu domostwo i wymieniała jego mieszkańców.
Gdy dotarli do opuszczonego przez władze i Boga szpitala dla umysłowo i psychicznie chorych i weszli w jego mury Bedelia skierowała się słabo oświetlonym korytarzem pełnym pootwieranych izolatek i mrugających świateł. W jednej z nich Alek dostrzegł siedzącego na krześle i bujającego się w katatonicznym transie Jamesa Carmichaela.
- Biedny James. Ostatni jego atak trwał pół roku, ale wywołał go szok po przeistoczeniu. Norton wierzy, że ten potrwa do tygodnia. - w głosie cioteczki było ubolewanie, ale brzmiało ono jakby mówiła o chorym psie, którego należy uspać.
Wreszcie dotarli, chyba do dawnej dyżurki pielęgniarek gdyż było tu dość schludnie . Stał tu metalowy stół, kilka krzeseł i przeszklone szafki na lekarstwa. Bedelia dała sobie odsunąć krzesło i gdy jej goście usiedli zaczęła.
- Komendancie. Poznałam pana od razu. Jest pan przystojniejszy niż na fotografiach w gazetach. - posłała mu lekki uśmiech a ten odwzajemnił do równie szczerym prawie niekontrolowanym. - Alek - zwróciła się w stronę Brujah'a - Zanim odpowiem ci na twoje pytania najpierw uprzedzę. Mike'owi nie stanie się wielka krzywda ale podejrzewam, że może mieć niedługo problemy z chodzeniem... przez jakiś czas. Tyle w temacie młodych i krnąbrnych potworów, które ludzie nazywają bachorami. Tacy jak on w dzieciństwie z pewnością wyrywali pająkom odnóża. Co was do mnie sprowadza? - Cioteczka położyła splecione dłonie na kolanach i czekała na odpowiedź.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Danaet dnia Wto 20:32, 15 Kwi 2014, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
malkawiasz
Gracz



Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Śro 12:19, 16 Kwi 2014 Powrót do góry

Po wyjściu z domu Aleka trochę trwało zanim Behr się oswoił i zadał nurtujące go pytania. Brujah parsknął śmiechem.

- Nie wiem. Za krótko żyje. Myślę, że ci którzy mają już kilka setek na karku na pewno się zmienili. Czy na lepsze czy na gorsze tego niestety nie wiem. Zależy pewnie jaki miałeś charakter za życia. Cóż, na pewno robimy się mniej ludzcy i bardziej bezwzględni, w końcu jesteśmy drapieżnikami. Czy nam odbija? Nie wiem, niektórym na pewno władza uderza do głowy. Sam już się przekonałeś na jakim poziomie knują i rządzą wampiry. To na pewno odbija się na psychice. Co zaś do „świrów’ to nazywamy tak jeden z klanów. Malkawian. Nie jestem pewien czy im odbija po przemianie, czy wybierają już świrów za życia. Zresztą lepiej nie nazywaj ich tak nigdy. – Dodał z śmiechem.

- Ta do której idziemy jest jakby szefowa Malkawian. Do tego dosyć wiekową. W porównaniu do innych sprawia wrażenie prawie normalnej, ale nigdy nie daj się zwieść starszym. To mistrzowie manipulacji. Czyli po prostu pilnuj języka. Aha i myśli. Malkawianie mają bardzo rozwinięte zmysły, nie jestem pewien nawet czy nie czytają co słabszym w głowach. Więc pilnuj się. – Spojrzał na nieciekawą minę Behra i klepnął go po przyjacielsku w plecy.

- Nie martw się Bedalia jest w porządku. Zdaje się, że bawi ją pomaganie młodym. Bądź po prostu miły i szarmancki. Jest trochę staroświecka. Staraj się grać z nią fair to i ona będzie cię tak traktować. W sumie nie znam jej zbyt dobrze, ale ją polubiłem. Potrafi ciekawie opowiadać, a ja lubię opowieści.

Po drodze zauważył co się wyprawia z cieniem kumpla i od tego czasu zaczął baczniej na to zwracać uwagę. Po chwili gdy już nabrał pewności, zwrócił mu na to uwagę.

- Wiesz stary, robisz chyba jakieś sztuczki z cieniami. Nie mam pojęcia co to za moc. Nic nigdy na ten temat nie słyszałem. Poobserwuj siebie, postaraj się jak będziesz miał czas poćwiczyć bo może się ci to przyda. Tylko lepiej zrób to na osobności bo przyznam się, że aż mnie ciary przechodzą, a jak to zobaczy jakiś człowiek to narobisz bałaganu. Dopóki nie nauczysz się tego kontrolować uważaj gdzie stajesz podczas rozmów z ludźmi.

Po dotarciu na miejsce odkrył z ulgą, że Cioteczce nic się nie stało. Po chwili obaj byli świadkami jej możliwości. Brujah zasępił się na trochę. Nie miał pojęcia co ona robi. Zastanawiał się czy cofnęła się w czasie, czy może śledzi wydarzenia w jakiś inny sposób. Nie znał się na malkawiańskich mocach, a wszystko czego nie wiedział bardzo go irytowało. Jej słowa – Wiesz co robić. – Zabrzmiały jak wyrok. Przez chwilę zastanawiał się czy w końcu wiedziona słusznym gniewem nie pozbędzie się jednego z jego braci. Po chwili jednak, jakby czytając mu w głowie, zapewniła, że Mike dostanie tylko ostrzeżenie. Szczerze wątpił, że to do niego dotrze. Raczej rozsierdzi go na dobre. Zachował to jednak dla sienie nie chcąc podkręcać atmosfery.

Szli w milczeniu po szpitalnych korytarzach. Atmosfera była lekko przygnębiająca, a Cioteczka pogłębiła to uczucie pokazując im Jamesa. Alek zastanawiał się czy Primogenka da mu ten tydzień czy raczej zakończy sprawę wcześniej. Wolał nie pytać.

Jak się okazało Bedalia dokładnie wiedziała, kim jest jej gość. Nie dał się zbić z pantałyku i by formalności stało się zadość i tak go przedstawił.

- Cioteczko pozwól, że ci przedstawię mojego przyjaciela Komendanta Behr’a. Jack, to jest Primogen Klanu Malkawian, o której ci wspominałem.

Dał chwilę kumplowi na kurtuazję i ciągnął dalej.

- Porozmawiałem z Księciem, tak jak radziłaś. Dał mi pewną swobodę działania pod warunkiem dyskrecji. Zanim zacznę działać chciałbym porozmawiać jeszcze z ojcem, w końcu to mój stwórca i może zdradzi mi co on do cholery planuje. W międzyczasie jednak
przyprowadziłem ci Jacka. pamiętasz jak opowiadałaś mi o Lasombra. To właśnie on. Na razie staram się go wprowadzić w nasze zwyczaje. Jego stwórca zostawił go na pastwę losy i chcielibyśmy go namierzyć i rozeznać się co i jak.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Śro 21:48, 16 Kwi 2014 Powrót do góry

<center>
Czy byłbyś usatysfakcjonowany
Gdybym opowiadał ci kłamstwa
Czy dzięki temu wszystko byłoby w porządku
Nie, nie będę się usprawiedliwiać
Twoja maskarada - jak płacz
Wiem, że minie

Nie ma duszy,
Nie ma duszy, która mogłaby połączyć się z moją
I nazwać ją swoją własną

Będę twoim
Powodem do nienawiści - miotaj nadaremno gromy
Nie naciskaj, wiem, że wiesz, że jesteś
ściskany zimnem - Rób, co ci powiedziano
Ikona dominacji

Wypacz wszystko, co możesz
Ten wymyślny plan
Cię sparaliżuje
Gdy wiwaty zmienią się w drwiny
Rozpacz nadchodzi wielkimi krokami
Błyski narastają, by stać się
Bronią strachu

Czy ty mnie nie dostrzegasz
Czy nie widzisz, jak cię śledzę
Sny o ucieczce - nierealne pragnienie
Wypacz wszystko, co możesz
Nie ma duszy,
Nie ma duszy, która mogłaby połączyć się z moją
I nazwać ją swoją własną*
</center>


Bedelia uśmiechnęła się z przekąsem gdy Alek nazwał ją po imieniu. Jednak najwyraźniej nie obraziła się za to, że użył jej prawdziwego imienia przy obcym. Cóż faktycznie dla świata była Cioteczką Betty. Brujah dostrzegł jednak błysk w jej oku gdy zwróciła się do Behr'a
- Zapomnij o Bedelii zwij mnie Cioteczką Betty, Cioteczką lub po prostu Betty.
Dominacja najwyraźniej podziałała na młodego Lasombrę gdyż ten skinął głową z uśmiechem a Bedelia tymczasem odezwała się do Aleka
- Cieszę się, że ten dureń książę dał ci się przekonać. Widać ma w tym swój interes a więc trzymaj się tego aby jak najwięcej ciasta przypadło tobie. - położyła suchą i kościstą dłoń na stole i rzekła do Jack'a - Postaram się dowiedzieć o twoim stwórcy jak najwięcej. Kiedy przywiązujemy się do przedmiotu pozostawiamy w nim część swojej aury. Można odkryć tą więź, dowiedzieć się o historii przedmiotu jak i o osobach z nim związanych. Nie próbowałam tego nigdy na spokrewnionym ale co szkodzi spróbować. Ty jesteś przedmiotem, twój stwórca jest wiec z tobą powiązany. Lubię wyzwania więc zacznę od tej trudnej sztuki. Jeśli się nie powiedzie... spróbujemy przywołać twoje wspomnienia o nim za pomocą hipnozy. Zgadzasz się?
Behr wzruszył niepewnie ramionami. Nie był już w mocy Cioteczki a wiec decyzja należała do niego. Kiwnął wreszcie potakująco głową. Alek widział, że komendant walczy rozdarty pomiędzy ciekawość i strach. Z jednej strony chciał wiedzieć kim był ten, który go stworzył dla nocy, z drugiej obawiał się tej wiedzy.
- Daj mi swoją dłoń. - Bedelia ujęła silną rękę Jack'a za przegub i zamknęła oczy. Trwało to minutę, może dłużej. Bedelia zastygła w bezruchu. Wreszcie zrezygnowana puściła rękę komendanta.
- Nic z tego. Nie przejmujmy się jednak porażkami jeśli można z nich wyciągnąć naukę. Ta moc tak nie działa. Dobrze. Wiem, że jesteś podatny na moją dominację - puściła oko do Aleka tak jakby wiedząc, że ten domyślił się tego i owego - Więc spróbuję zmusić twoją jaźń do przypomnienia sobie momentu przemiany. Jeśli twój ojciec nie jest potężniejszym dominatorem ode mnie to powinno się udać. To jak?
- Zaczynajmy madame - rzekł uprzejmie Behr
- Och, kolejny dobrze wychowany młodzieniec - Bedelia była szczerze zachwycona - Jednak nie jestem francuską dziewką lecz brytyjską damą.
- Och raczy mi wybaczyć lady - poprawił się uprzejmie Behr.
Alek z lekką obawą dostrzegł coś co widział zeszłego wieczoru u Mike'a. Jack lekko drwił z Cioteczki, a być może załapał, że ta daje mu więcej swobody?
- No dobrze. Nie popełnij tego błędu po raz drugi, ale teraz poproszę cię abyś spojrzał mi w oczy.
Behr uczynił to a Alek znów dostrzegł ten błysk w oczach Cioteczki. Ciało komendanta stężało. Jego umysł padł jeszcze zanim bitwa się rozpoczęła.
- Cofnij się teraz myślami w czas gdy ostatni raz widziałeś światło dnia. Nie obawiaj się. Teraz znów jesteś śmiertelny i słońce ci nie szkodzi.
- Szedłem na kolację do "Don Kichot'a" - głos Jack'a brzmiał jakby ten był w stanie otumanienia.
- Z kim miałeś się spotkać?
- Z... z... - na czole komendanta pojawiły się zmarszczki. W pomieszczeniu pociemniało. Bedelia zdawała się tego nie zauważyć, jednak Alek czujnie obserwował jak cienie stają się raz ciemniejsze a raz jaśniejsze. Pulsowały niczym w rytm bicia serca. Behr znów nieświadomie rzucał swoje czary.
- Spokojnie. On cię tym razem nie skrzywdzi. Będziesz bezpieczny niczym dziecko w łonie matki. Kim był ten człowiek? Opisz go nie musisz wymawiać jego imienia.
- Miał szare oczy, stalowe jak niebo jesienią. Nosił szary garnitur i taki sam płaszcz. Jego spinki do mankietów koszuli były złote. Jego spinka do krawata miała kształt korony, takiej starodawnej ze średniowiecza.
- Dobrze. Pamiętaj jesteś bezpieczny.
Słowa Bedelii może uspokajały umysł Behr'a jednak nie duszę. Cienie poczęły się przesuwać ku nim. Nie, ku samemu Jack'owi, tak jakby chciał się w nich skryć przed swoimi wspomnieniami. Alek coraz bardziej obawiał się zakończenia tej sceny. Co gorsza młody Brujah poczuł, tak naprawdę poczuł jak cień przepełza po jego nodze!
Bedelia kontynuowała.
- Teraz przypomnij sobie o czym rozmawialiście.
- O zwyczajnych sprawach. O pogodzie, polityce, trochę o sporcie i wyścigach konnych.
- Był on hazardzistą?
- Być... może... obstawiał.
Betty uśmiechnęła się. To był jakiś ślad. Wyścigi konne przyciągały wielu. Największe gonitwy odbywały się w Tacoma.
- Teraz spróbuj sobie przypomnieć jego imię.
- Nie! - Behr zatrząsł się z prawdziwej trwogi a cienie okryły jego sylwetkę tak, ze Alek miał trudności z dojrzeniem twarzy wampira.
- Czy on kazał ci zapomnieć swoje imię?
- On... on... ZAKAZAŁ!!! - demoniczny wrzask komendanta poniósł się echem po korytarzach opuszczonego szpitala i powrócił do nich kilkakrotnie niczym jakiś wredny demon. Sam Behr wstał i uderzył z całej siły głową w metalowy stół tak, że ten wykrzywił się. Bedelia siedziała nieruchomo. Alek skoczył na równe nogi. Nie widział dobrze twarzy Jack'a ale słyszał warczenie. Behr był na skraju szału. Cioteczka jednak zachowała stoicki spokój. Brujah postanowił jej zaufać, choć gotował się na najgorsze. Wreszcie po kilku cichszych warknięciach Behr uspokoił się. Cienie go opuściły a on sam opadł z powrotem na krzesło. Był przerażony cały dygotał.
- Nie powinnam tak naciskać mój drogi. - rzekła Bedelia jako przeprosiny - Twój stwórca jest zmyślnym manipulatorem. Dominował cię przez długi czas stawiając fasadę za fasadą. Twój umysł otoczony jest wieloma murami a dotknięcie każdego powoduje, że reszta zaciska się na twoim mózgu niczym imadło. - oblizała wyschnięte wargi - Jednak nie to jest najgorsze. Powiem to tylko wam i radzę ci Alek nie zdradzaj tego nikomu chyba, że będziesz musiał. Najgorsze jest to, że cokolwiek uczynił temu chłopcu jego progenitor nie uczynił tego bez celu. Jack jest uwarunkowany do czegoś poważniejszego albo nawet grać ma pierwsze skrzypce w planach Lasombry. - klasnęła wesoło w dłonie - Popatrz Alek już drugi raz ktoś z twojego otoczenia psuje mi stół. - uśmiechnęła się niczym dziecko i odwróciła w stronę korytarza skąd doszedł ich odgłos kroków. Z mroku korytarza wyłonił się James.
- Ludzie, robicie taki hałas, że byście umarłego obudzili. Co ty się dzieje Cioteczko? - James stał tam w lekko pogniecionym ubraniu ze starymi plamami krwi. Najwyraźniej Norton karmił go aby ten nie zapadł w letarg. - Co tak się patrzycie jakbyście zobaczyli ducha?

* Lordi - Icon of dominance


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Danaet dnia Pią 15:03, 25 Kwi 2014, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
malkawiasz
Gracz



Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Czw 7:52, 17 Kwi 2014 Powrót do góry

Słuchał Cioteczki opowiadającej o wampirzych mocach i miał świadomość, że robi to tylko na jego użytek. Skinął głową z wdzięcznością, nie odzywając się b nie przerywać jej wątku. Po chwili zauważył, że Jack zaczyna lekko pajacować.

„Cholera jasna czy tylko ja mam instynkt samozachowawczy? Przecież go ostrzegałem. Kurwa następnym razem dam mu to na piśmie. Z niektórymi to jak nie strzelisz w pysk od razu to nie słuchają. Szlag by go, a niby taki mądrala.”

Gdy jednak Cioteczka przeszła do rzeczy uspokoił się trochę. Seans wciągnął go od razu. W końcu nie codziennie ma się okazje widzieć primogena w akacji. Nawet jeśli nie wiele było do podziwiania. Pierwsza próba się nie powiodła lecz Bedalia chyba się tego spodziewała bo miała plan awaryjny. Druga próba już po chwili napełniła go niepokojem. Tym razem miał efektów specjalnych pod dostatkiem. Cały pokój zaczął wypełniać się cieniami i Alek mógłby przysiądź, że jest w nich jakąś mroczna forma życia. Pełzły, kłębiły się i w pewnej chwili miał wrażenie, że któryś otarł mu się o nogę jak zwierze. I wcale nie był to żaden kłąb dymu czy iluzji. Czuł materialny dotyk i momentalnie cofnął nogę. Cienie nie wyglądały na przyjazne.

„Lepiej niech ona przestanie. Zaczyna mi się to nie podobać. Te cienie chyba chcą go bronić. Jak do cholery można walczyć z ciemnością? Jak pozapalam więcej świateł to coś pomorze?”

Zaniepokojony rozejrzał się za dodatkowymi źródłami światła. Cienie pełzły jednak coraz odważniej i zaczął mieć wątpliwości co do tego pomysłu. Wrzask komendanta spowodował, że zerwał się na równe nogi i zacisnął pięści. Nie wiedział co teraz. Czy ma mu przywalić, czy uciekać. Jedynie widok malkawianki zachowującej całkowity spokój otrzeźwił go odrobinę. Po prawdzie zrobiło mu się wstyd, że chciał stad wiać gdy kobieta nawet nie drgnęła.

Na szczęście wszystko raptownie się skończyło i Bedalia raczyła wyjaśnić im problem. Alek badawczo spoglądał na Jacka, który przecież rozumiał z tego pewnie najmniej. Galopada myśli przetoczyła mu się przez głowę. Do tej pory uważał, że lasombra może sprawiać problemy, jeśli ktoś będzie chciał powiązać go z sabatem. Teraz musiał zrewidować swoje poglądy.

„Ten facet jest kurewsko niebezpieczny. Jeśli stara mówi prawdę to jest chodząca bomba zegarową. Jego stary zaszczepił mu coś w głowie i ma nad nim kontrole. I nie wiadomo co może chcieć. Poza tym to wróg, więc lepiej założyć najgorsze. Taaa, no i wychodzi jeszcze na to, ze Behr jest całkiem silnym wampirem. Rozwalił stół, wiec nie jest słabeuszem. Te cienie też wyglądały na przerażające. Do tego materialne, żadne sztuczki. No i w prezencji również bije mnie na głowę. Ciekawe bratku co ty jeszcze ukrywasz. No na pewno nie jesteś pariasem słabeuszem. I pewnie w ogóle nie potrzebujesz mojej ochrony. Szlag by trafił, czy ja mam jakiegoś pecha. Wpadam z jednego bagna w drugie. Cała sieć intryg oplata miasto, to jeszcze muszę wplątywać się w gierki innych. Jak nic ktoś tam na górze dobrze bawi się moim kosztem.”

Nagłe pojawienie się Jamesa wyrwało go z zadumy. Sytuacja była tak kuriozalna, że aż się uśmiechnął. Jego pojawienie się i słowa w kontekście tego co tu się przed chwilą działo uznał za kolejny żart bogów.

„Wchodzi kompletny świr do pokoju i zdaje pytanie, a mi się wydaje, że to my jesteśmy szaleni, a on najnormalniejszą osobą w towarzystwie."

- James. Cześć. Miło cię znowu widzieć. – Wskazał komendanta na granicy szału i skończył. – Poznaj mojego nowego kumpla. Jacka z klanu Lasombra. Tajną broń Sabatu.

Rozejrzał się. Podniósł krzesło, które przewrócił zrywając się do ucieczki. Usiał na nim lecz w każdej chwili gotów był zerwać się ponownie.

- Jack. O pewnych sprawach ci nie mówiłem bo nie chciałem, żebyś palnął niechcący głupstwo. Chyba musimy ci wyjaśnić co oznaczają słowa lasombra i sabat. Właściwie od tego zależy twoje życie. Usiądź i posłuchaj chwilę. Nie bój się jesteś wśród przyjaciół i my z tej wiedzy nie zamierzamy robić użytku, pod warunkiem, że dalej chcesz być naszym przyjacielem.

Spojrzał na starszą kainitkę jakby szukając potwierdzenia. Nie wiedział czy ona woli przedstawić mu swoją wersję czy ma to zrobić Alek.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Pon 21:31, 21 Kwi 2014 Powrót do góry

Behr dosłownie gryzł paznokcie a jego oczy mówiły jedno "o co tu kurwa chodzi". James tymczasem nie robił sobie wiele z tego co usłyszał tylko był wpatrzony w Cioteczkę. Ta surowo go skarciła.
- Jak ty wyglądasz!? Idź zmień strój a potem dołącz do towarzystwa, James. Wstydziłbyś się.
Malkawianin posłusznie odwrócił się na pięcie i zniknął za załomem korytarza. Betty najwyraźniej kontenta z tego, że nieproszony gość opuścił ich zaczęła.
- Nazwy Sabat i Lasombra są ściśle ze sobą powiązane Jack. My tutaj należymy do... nazwijmy to grupy choć wielu woli określenie sekty, zwanej Camarillą...
- Okrągły pokój - przerwał jej niepewnie Behr
- Tak - odparła z zaskoczeniem Betty - Nie wiedziałam, że znasz też włoski.
- Japończycy, Polacy, Rosjanie, Włosi to narody zalewające nasz kraj. Zresztą Meksyk nie radzi sobie ostatnio z przyrostem naturalnym...
- Dobrze już. To mało ważne - Cioteczka uniosła dłoń a Jack zamilkł - Camarilla to sekta opozycyjna do Sabatu. Coś jak republikanie i demokraci tylko na większą skalę. I bardziej morderczo podchodzą do siebie nawzajem, Jack. Lasombra zaś to linia krwi. Nie wiem co Alek mówił ci o nich ale w kilku słowach to dziedzictwo, które nie tyle zobowiązuje co wiąże na wieki. - Betty była diablo poważna i Alek dostrzegł to w jej tonie. Był taki sam jak zeszłej nocy gdy rozmawiała z nim o polityce miasta i szkoleniu.
- Staram się zrozumieć Cioteczko - Behr wysilił się na uśmiech, widać chwilowa niemoc jakiej doznał umknęła szybciej niż Alek się spodziewał.
- Nic nie rozumiesz głupi szczeniaku - warknęła Bedalia po chwili ciszy - Tak ci się tylko wydaje. To co siedzi w twojej głowie to jedynie szkic. Cały obraz nadal jest głęboko pod przykryciem. Mniejsza - najwyraźniej uspokojona machnęła ręka - Alek, ty też posłuchaj bo to ważne. Lasombra są panami cieni. Odkąd Kain został przeklęty i nie mógł znieść światła słońca szukano sposobu aby jakoś tę klątwę ominąć. Jak się domyślacie nic z tego nie wyszło a wręcz przeciwnie. Ponoć Lasombra maja władzę nad cieniami, jednak słońce rani ich po stokroć bardziej niż inne wampiry. To jest cena. - zamknęła na chwilę oczy i wstała od stołu. Zawołała Aleka gestem rzucając przepraszające spojrzenie w stronę komendanta. Gdy Brujah wstał Cioteczka odciągnęła go na bok o przyciągnęła jego ucho do swoich ust. Jako, że była niższa Alek poczuł siłę goryla w wątłych dłoniach Bedalii. Starsza nie trwoniła czasu na intrygi. Widać, że rozwijała wampirze dyscypliny.
- Słuchaj mnie uważnie. Ten wampir jest niebezpieczny. Obserwuj go jednak. Nie możemy go ot tak zabić. Prawo jest prawem i choć książę to cipka to nadal może zatknąć nasze głowy na pal. Jeśli jednak poczujesz, że nie dasz sobie z nim rady zaprowadź go do Domu Wschodzącego Słońca na East Avenue 32. To miejsce gdzie niejeden z nas odszedł gdyż przerosła go moc Pocałunku. Randall Flagg był jednym z nich. Są tam mocne drzwi i kraty w oknach. One same wychodzą na wschód. Dla opornych... lub zdesperowanych są mocne łańcuchy. sama bym go już teraz tam zaprowadziła, ale ciekawi mnie to co ten młodzian tu robi. Troszczę się o to miasto nie mniej niż Fraser, jednak mam bardziej dociekliwą naturę. Alek - Malkawianka położyła dłoń na ramieniu Brujah'a - Chciałabym ci zaufać i robię to choć widziałeś mniej wiosen jako człowiek i jako wampir niż jako ja jako śmiertelniczka.
Bedelia uśmiechnęła się. Tym razem był to uśmiech naturalny i oryginalny. Ukazała bowiem bezzębne dziąsła, które zdobiły tylko dwa kły wyrastające tam gdzie onegdaj powinny być zęby "dwójki".


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Danaet dnia Pon 21:34, 21 Kwi 2014, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
malkawiasz
Gracz



Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Wto 11:15, 22 Kwi 2014 Powrót do góry

Uśmiech malkawianki mógł zmrozić krew w żyłach. I gdyby w jego żyłach krew krążyła normalnie to w tej chwili padł by na zawał. Był pewien, że nigdy nie zapomni tego widoku i miał tylko płonne nadzieję, że nigdy mu się to nie przyśni. Przełknął nerwowo ślinę rozważając jej słowa.

„No, zaufanie. Czyli w razie co też kark położę. Normalne. Już się przyzwyczaiłem. Ciekawe czy do Behr’a dotarło jak mu mówiłem, że my mamy troszkę ostrzejsze prawa. Pewnie skuma jak mu w końcu ktoś nogę wyrwie. Swoją drogą ciekawe co u mojego durnego brata.”

- Nie jestem pewien czy dam radę, jeśli on nie będzie chciał. Twardy sukinsyn. Jego moce się powoli budzą i zgaduje, że jego ojciec to nie był ułomek. Ale tez jestem za tym, żeby zobaczyć jak to się rozwinie. W ostateczności jak gówno trafi w wentylator będziemy mieli szanse dać drapaka. – Tym razem on się uśmiechał. To, że pochodził z klanu uważanego za zabijaków, nie znaczyło, że jest durny i pójdzie się bić w wojnie, której nawet stron do końca nie rozumie.

- Cholera wie, na ile on jeszcze sam nad sobą panuje, a na ile jest marionetką. Popatrzył badawczo na Jack’a, a potem na Bedalie. Wzruszył ramionami, w końcu to ona była specjalistką od dominacji, a z tego co mówiła stary lasombra był większy kozak niż ona. Czyli według kalkulacji Aleka to najlepiej było by patrzeć sobie, najlepiej z daleka i zobaczyć jak się akcja rozwinie i ile przy okazji można ugrać dla siebie. Podzielił się swoimi spostrzeżeniami na głos.

- No, ja też jestem „dociekliwy” i chętnie zobaczę co dalej. Tylko tak sobie myślę, że dzisiaj już nie będę spał w domu i poszukam sobie kilku zapasowych schronień. Nie chce się robić nerwowy, ale chyba w najbliższym czasie będę strzelał, a potem pytał kto idzie. - Potarł brodę w zamyśleniu. – Dobrze było by skołować sobie kusze. Swoją drogą ciekawe gdzie się podział ten młody czarodziej co z nami skopcił Caina.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Wto 21:44, 22 Kwi 2014 Powrót do góry

Bedelia zauważyła wyraz lekkiego obrzydzenia na twarzy Aleka. Szybko przestała się uśmiechać. Nie krępowało jej to jednak.
- Z resztą rób co chcesz. Ważne abyśmy nie spuścili z oczu tego tam. Jeśli nie będziemy wobec niego czujni może okazać się, że... jak to teraz mówią młodzi? O! Obudzimy się z ręka w nocniku. Nie bardzo wiem o czym traktuje to powiedzenie ale jest chyba adekwatne do naszej sytuacji. - Cioteczka dotknęła dłonią łokcia Aleka, niczym stara znajoma - Słuchaj, naprawdę sądzę, że będzie z ciebie KTOŚ. Nie musisz martwić się o moją lojalność. Życie nauczyło mnie niejednego ale główna zasada brzmi "nie czyń drugiemu tego czego sam nie chcesz zaznać". Stosowałam ją za życia a i po śmierci trzymam się niej tak samo. Fakt "oko za oko, ząb za ząb" też są trafne, jednak rozumiesz, to zależy od sytuacji. Nasz świat nie lubi ułomnych i słabeuszy. Zresztą żaden tego nie toleruje. Darwinizm mój drogi. Kiedy usłyszałam o tym po raz pierwszy, cóż byłam wielce sceptyczna. Jednak po spotkaniu mojego ojca i wejściu, dość brutalnym w świat wampirów zrozumiałam, że Karol Darwin miał rację. Nie tylko w stosunku do świata żywego, ale także do nas. Wszyscy jesteśmy spokrewnieni. Pochodzimy od Kaina. Czy był to biblijny bratobójca czy pierwszy lepszy włóczęga mi to obojętne. Wierzę, że pochodzimy od tego jednego, który na swoje nieszczęście zmienił się w nieumarłego krwiopijcę. - Bedelia mówiła z wielką emfazą mając teraz gdzieś czy Behr ją słyszy czy nie - Jednak jak u wszystkich gatunków tylko najsilniejsi przetrwają. Mi się udało. Pokładam wielkie nadzieje w tobie. Mniejsze w James'ie. Spójrz na niego. Biedny, zafajdany katatonik, który większość czasu spędza w swoim wyimaginowanym świecie niż na jawie. To słabe ogniwo Alek. Co się zaś tyczy naszego komendanta - tu już zwróciła głowę w stronę Behr'a - Ciężko powiedzieć jak potężny jest jego ojciec. Z doświadczenia wiem, że dominacja nie działa na wampiry o potężniejszej krwi. Musi więc być mojego pokolenia lub niższego. Mało wampirów tutaj może się pochwalić tym, że jest bliżej Kaina niż ja. Na moje nieszczęście złożyło się tak, że mój ojciec był bardzo wysokiego pokolenia. W Nowym Świecie wampiry są słabszej krwi niż w Europie. - spojrzała na Aleka i Behr'a - Och, nie przechwalam się! Stwierdzam tylko fakt moi drodzy.
Komendant do tej pory wpatrywał się w rozmawiających w milczeniu. Teraz jednak się odezwał.
- Cioteczko, dlaczego to dla mnie robisz? Z tego co dowiedziałem się o... naszym społeczeństwie od Aleka wnioskuję, że ryzykujesz wiele pomagając mi.
- Tak. - odpowiedź Betty była natychmiastowa - Jednak zważ naszą naturę, zresztą zaistniała ona wśród nas na długo przed nami. Wzięliśmy ją od ludzi, z naszych śmiertelnych lat. Polityka. Każdy z nas chce mieć jak najwięcej sprzymierzeńców, czy to potężnych czy też słabszych. Potęga potęgą ale prawa w mieście są równe dla każdego, nikt bezkarnie nie zabije wampira, który osiągnął jakikolwiek status. Chyba, że usprawiedliwi jakoś swój występek. Dlatego biorę sobie ciebie pod swoje skrzydła. Może i jestem Malkawianką, a może dlatego większość to zrozumie, ale mam swoją pozycję. Fraser, skoro przyjął tę sukę za swoją córkę, choć ona gołym okiem jest Malkawianką i nikt nie powiedział słowa to i przyjmie ciebie jako mojego potomka. Masz rację Alek - zwróciła się do Brujah'a - Skoro nie masz pewności czy sobie poradzisz, zostaw go mnie. tu będzie bezpieczny dopóki Fraser nie zacznie o niego wypytywać. Oczywiście jeśli chcesz możesz nadal śledzić jego poczynania. Było by to doskonałą forma ćwiczeń dla ciebie. Twoja aura zmieniła się gdy się uśmiechnęłam, przeraziłeś się tym. Cóż, na swoja obronę mam tylko tyle, że niestety ale Alabaster, mój ojciec zastał mnie już taką i nic w tej materii się nie zmieniło. Dziś możesz odpocząć tu w szpitalu jeśli nie masz innej kryjówki. Co do twojej porywczej natury powiem tylko tyle, jeśli chcesz najpierw strzelać a potem pytać, zważ do kogo mierzysz.
Bedelia zamilkła dając szansę wypowiedzi młodemu wampirowi. Behr milczał już, gdyż dostrzegł, że rozmowa zeszłą na grunt całkowicie mu nieznany.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
malkawiasz
Gracz



Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Śro 9:51, 23 Kwi 2014 Powrót do góry

- Przepraszam. - Rzucił szybko widząc jak przyjęła jego zachowanie. – Dziecinna reakcja. Każdej nocy doświadczam tak wiele z rzeczy, które kiedyś uważałem za bajki, a jednak dalej odnoszę wrażenie, że tak naprawdę nic jeszcze nie widziałem. No, a z tobą Cioteczko nie sposób się nudzić. – Westchnął z rozbawieniem.

Nawet mu się nie śniło, że jego najlepszym „kumplem” będzie malkawianka. Do tej pory czuł wieź z Brujahami lecz ostatnimi czasy wiele się zmieniło.

„Czarodziej, szczur, świrus, władca cieni. Proszę, proszę, co za doborowe towarzystwo. I wszyscy zaplątani w intrygi starszych. Eh, nie łatwo być początkującą pijawką. Mało nas powstaje, duża śmiertelność. Jak to stwierdziła Bedalia, darwinizm, he, he. Dobre sobie.”

- Ja chyba podobnie myślę. Nie mam ochoty pozbawiać kogoś życia, chyba, że on czyha. Jednocześnie wiem, że nie mogę pozwolić na knucie przeciw sobie bo reszta uzna to za słabość i wtedy mam przesrane. Tyle już się nauczyłem.

Chwilę zastanawiał się nad jej słowami na temat dominacji. W końcu wzruszył ramionami, nie wiedział jak z tym walczyć więc na razie nie zamartwiał się tym. Potem pogada z Behrem i zobaczy. Skinął głowa na propozycje gościny. Pomysł bu tu dzisiaj przenocować był kuszący. Raz, że zyska trochę czasu by poszukać innych schronień, dwa może pogada z Jamesem i zobaczy jak on się czuje.

- A ja ci pomagam bo wnerwia mnie system. To z kolei ponoć słabość mojego klanu. Choć ja twierdzę, że to raczej nasza siła. My młodzi powinniśmy się trzymać razem i pomagać sobie, zamiast skakać do gardeł. – Resztę wypowiedzi adresował do malkawianki. – Dalej będę mu pomagał jeśli chce mojej pomocy. Jeśli nie będzie chciał tu zostać to bez problemu go przygarnę. Wiem, że jest niebezpieczny, ale mnie tez cholernie ciekawi jak się to wszystko rozwinie, więc tak czy siak będę obserwował.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez malkawiasz dnia Śro 9:52, 23 Kwi 2014, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Pią 15:02, 25 Kwi 2014 Powrót do góry

- Mogę wtrącić...? - rzekł nagle Behr, jego zmarszczone niepokojem czoło przykuło uwagę starszej - Chodzi o to... nie obraź się Ciociu Betty, ale chyba wolę jeszcze pomieszkać z moją rodziną. Nie chcę być dla nikogo ciężarem. Nie wiem dokładnie co ze mną zrobił mój ojciec - tu postukał się palcem w skroń - Ani co ty przed chwilą wyczyniałaś, ale choć przeżyłem szok i trochę sobie przypomniałem to wolę na razie odpuścić. Chciałbym już stąd iść - ostatnie słowa przywodziły na myśl przerażone dziecko, które znalazło się sam na sam z obcym i nieprzyjemnym człowiekiem. Betty wykorzystała to perfidnie.
- "Chciałbym już sobie iść" - przedrzeźniała go bujając głową na boki. Podeszła do komendanta i chwyciła go za ramiona. Jej twarz znajdowała się nie więcej niż parę centymetrów od jego twarzy - Słuchaj - rzuciła ostro - To nie czas i miejsce aby bawić się w dorosłych i dzieci. Masz swój rozum i choć wiedzę wyniosłeś tylko ze świata śmiertelników to nie wyglądasz na takiego co gubi się i trzęsie jak zgasną światła - Alek odczuł, że była to niemiła aluzja do tego z jakiego klanu wywodzi się Behr - Dlatego weź się w garść albo od razu każę wywlec cię na światło dnia i będzie po kłopocie!
Bedelia puściła Jack'a i wyprostowała się. Nadszedł James. Sam komendant miał trochę głupi wyraz twarzy, ale potem pokiwał głową. Alek mógł siętylko domyślać, że młody Lasombra po prostu boi się Bedelii.
- Już jestem - rzekł wesoło Carmichael. Ubrany był teraz schludnie w garnitur bez krawata ani muchy. Na głowie miał kraciastą czapkę. Na nogach wytarte choć nadal modne buty - Co mnie ominęło Ciociu?
- Na szczęście niewiele - syknęła Betty - Tym razem trwało to tylko kilka nocy. Norton może mieć rację co do ciebie. Ocknąłeś się w sam raz aby zrobić coś dla mnie. Ale to za chwilę młodzieńcze.
James oparł się o ścianę i czekał na dalsze instrukcje Ciotki. Tymczasem Behr wstał i rzekł z nutą skruchy w głosie
- Masz rację. Oboje macie rację. Nie powinienem się tak zachować. Pomagacie mi a ja nie dają wam nic w zamian. Do tego wygląda, że powinniście już dawno się mnie pozbyć a jednak nie zrobiliście tego. Winny wam jestem przeprosiny i podziękowania.
- Bo się rozpłaczę - zarechotała Bedelia - Podziękujesz jak już wyplączemy cię z tego bagna. Po pierwsze trzeba znaleźć twojego ojca. Alek - zwróciła się do Brujah - mamy trop. Wyścigi konne w Tacoma. Nie jest to może coś specjalnego ale zawsze. James może tam was zawieść, nadal ma swoją taksówkę. - spojrzała na Carmichaela - We trzech będziecie w miarę bezpieczni. Tacoma to dominium Fraser'a więc możecie się tam poruszać swobodnie. Nie wpakujcie się w kłopoty. - posłała im przemiły uśmiech.
James wyprostował się i skinął głową na znak, że się zgadza. Był jednak trochę nerwowy. Pamiętał chyba ostatnią wyprawę młodych wampirów gdzie prawie nie stracił życia w walce z dziwnymi psami Dereck'a Cain'a.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
malkawiasz
Gracz



Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Pon 18:35, 28 Kwi 2014 Powrót do góry

Alek zastanawiał się chwilę. Podróż to może być dobry pomysł. Towarzystwo starszego niewątpliwie jest kształcące lecz na dłuższa metę trochę męczące. Będą mieli chwile by pogadać trochę bardziej na luzie. No i może coś przy okazji wywęszą, choć w duchu przyznał, że to raczej słaby trop. Tylko, ze Bedalia miała racje, nic lepszego chwilowo nie mieli.

- Zgoda. Jedźmy na wyścigi. Może będziemy mieli szczęście. Jeśli nie to zawsze możemy się rozerwać, a to w tej chwili też może się przydać. No i znikniemy na chwile ze sceny.


Nie wyraził swych myśli na głos, ale miał wrażenie, że nie jedna siła czai się w mroku, a oni mogą być obserwowani na mieście. Na pewno ich kryjówki były na jakiś czas spalone.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Wto 13:41, 29 Kwi 2014 Powrót do góry

- Mi się to podoba - rzekł James - Raz, że stęskniłem się za trasą a dwa też lubię znikać - uśmiechnął się wysuwając kły. Alek nie znał dobrze Carmichaela ale po tym co przeżyli razem raczej mu ufał. Lub starał się ufać. Betty pożegnała ich bez słowa, po prostu odeszła w mroki szpitala. Przez chwilę stali w milczeniu, które przerwał James
- Lubię witać się poprzez podanie dłoni - rzekł do Jack'a - James Carmichael - wyciągnął prawicę do Pariasa.
- Jack Behr - komendant podał mu dłoń.
- Chodźmy, mój ford już dłuższy czas stoi nieużywany.
Carmichael wręcz pobiegł poprzez korytarze szpitala. Alek i Behr szli jednak normalnym krokiem.
- Marny ten trop Cioteczki. Jeśli mamy wykonać dobrą policyjną robotę to będziemy musieli mieć dużo szczęścia. Ja najpierw sprawdziłbym czy i kiedy są następne gonitwy a nie jechał w ciemno. Jeśli mój ojciec obstawia zakłady, czy musi być na każdym turnieju? - uniósł brwi na znak, że to co robią całkowicie mu nie pasuje ale się dostosuje - Cóż, skoro Cioteczka jednak od nas tego wymaga... Słuchaj, co ona tam robiła przy tym spalonym domu? To wyglądało jak jakiś seans okultystyczny. Byłem kiedyś na jednym. Facet mówił kilkoma głosami, ale na koniec okazało się, że był zmyślnym brzuchomówcą. Zgaduję, że ona raczej nie oszukiwała? Taki dar przydałby się kilku moim detektywom... - zamilkł gdyż najwyraźniej pojął, że to już nie są JEGO detektywi, albo powoli przestają być. Behr uśmiechnął się kwaśno.
- Ech, moje przeszłe życie to już tylko cienie.
Alek zadrżał mimo woli gdy Lasombra wspomniał o cieniach.
Wyszli ze szpitala w grudniową noc. Ford A Jamesa stał już przed szpitalem a Malkawianin kręcił korbą aby rozruszać silnik. wreszcie ten zapalił i wsiedli.
- Do Tacoma panowie, to będzie okrągłe dziesięć dolców - zażartował Carmichael i zaśmiał się szczerząc kły. - Ale żart chłopaki. Wybaczcie mój dobry humor ale dobrze być znów na jawie, to poprawia samopoczucie.
- A skąd wiesz, że my jesteśmy prawdziwi? - szepnął dość ponuro Behr.
Twarz Carmichaela stężała i chwilę zastanawiał się nad słowami komendanta. Wreszcie odwrócił się do niego i rzekł
- Bo w moich majakach nigdy nie ma wampirów. - ta odpowiedź była dość zaskakująco logiczna nawet jak na Carmichaela. Choć nie znali go dobrze i nie wiedzieli jakie ułomności pozostawił mu Pocałunek to wydawało się, że w tym momencie James posługuje się żelazną logiką. Nawet jeśli miała być to tylko jego prywatna logika.
Ruszyli. Koła zabuksowały chwilę na śniegu. Jechali w ciszy obserwując mijany krajobraz budynków Seattle. Alek znów poczuł to irracjonalne uczucie, że znajdują się na ogromnej makiecie Frasera. Być może nie było to dalekie od prawdy. Koniec końców miasto było areną na której toczono rozgrywkę.
- Chciałbym odwiedzić Tacoma Metals - rzekł James - Ponoć to jedyna w okolicy fabryka produkująca części zamienne do fordów. Przydała by mi się tam jakaś wtyczka bo Ford wydał kolejny model pojazdu a ja nie chcę rozstawać się z tym cudeńkiem. Niedługo mogą go przestać produkować i gdzie ja wtedy dostanę części zamienne?
Nikt nie odpowiedział. James po przejechaniu kilku kilometrów odezwał się znów.
- Ktoś mi wyjaśni dokładnie o co biega? Szukamy twojego ojca? Po co do cholery?
Behr spojrzał na Brujah pytająco jakby nie wiedział co może zdradzić James'owi. Wreszcie zaryzykował.
- Nie wiem kim jest mój ojciec, dlatego go szukamy.
James zmrużył oczy i przez chwilę ważył słowa komendanta. Skinął tylko głową na znak, że rozumie i nie pytał o nic więcej.
Jechali WA-167 na południe, około godziny. Wreszcie powitał ich napis "Welcome in Tacoma". James najwidoczniej był już w mieście wiele razy gdyż bez pudła prowadził ich siateczką ulic wprost pod ogromny stadion, skąd dochodziły ich dźwięki muzyki, okrzyków i braw.
- I oto jesteśmy - rzekł gasząc silnik. Przed stadionem stało mnóstwo samochodów. Kilku policjantów, zwykłych pracowników parkingu i obywateli, którzy przyjechali na wyścigi konne przemieszczało się to tu to tam. Pomimo kilkustopniowego mrozu wyścigi przyciągnęły tłumy. Nie będzie łatwo wyhaczyć w tym tłumie wampira. Chociaż z drugiej strony taka ilość ludzi w jednym miejscu z pewnością przyciągała pijawki i kusiła łatwymi łowami.

<center>Image</center>

- Stadion The Tacoma Conundrum, największy w okolicy poza seattlowskim stadionem Seattle Indians - rzekł z dumą James niczym przewodnik wycieczki.
Alek nie słuchał jednak kolegi. Jego uwagę przykuło trzech kolesi, ogrzewających sobie dłonie chuchnięciami i pocierających jedną o drugą. Brujah dostrzegł dwa szczegóły, które go zaniepokoiły. Pierwszy, pod kurtkami wyraźnie malowały się kolby pistoletów. Rosjanin nauczył się już dawno rozpoznawać takie detale. Po drugie wyczulone wampirze zmysły pozwoliły dostrzec, że jeden z nich ma na szyi, tuż pod szczęką tatuaż w kształcie korony.

<center>Image</center>

Czy James podczas transu nie mówił, że jego ojciec miał podobną spinkę do krawatu? Trójka kolesi zniknęła w wejściu na stadion. Trop Bedalii okazał się chyba jednak dobry. Jack drgnął.
- Czuję coś... jakby...
Alek i James chyba wiedzieli o co chodzi Lasombrze. Odzczuwał obecnosć swojego stwórcy, z którym był połączony krwią.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
malkawiasz
Gracz



Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Śro 11:22, 30 Kwi 2014 Powrót do góry

Przysłuchiwał się wymianie zdań między nowymi kumplami. Zastanawiał się jak przeprowadzić dochodzenie. Robienie czegoś na żywioł leżało w brujaszej naturze lecz on przeżył parę lat jako człowiek i nauczył się planować. Tym razem pozwolił jednak dominować swej kainickiej naturze i sprawdzić wszystko co i jak osobiście. W końcu miał być to tylko zwiad i pewnie kilka razy jeszcze odwiedzą Tahoma. Z zadumy wyrwało go pytanie Behra.

- No, chyba zna lepsze metody niż te seanse. To po prostu jedna z dyscyplin. Nie znam jej dokładnie, ale z tego co mi kiedyś opowiadała to chyba jakaś metoda wyostrzenia zmysłów. Zdaje się, że daleko poza granice zwykłych śmiertelnych. Sam chętnie bym się tego nauczył. Ugryzł się w tym momencie w język bo chciał powiedzieć, że mógłby czytać innym w umysłach. Bedalia wspomniała, że użyła tej sztuczki na Atenie, a on nie bardzo chciał stresować Jack’a bardziej niż to konieczne.

Słuchał z ciekawością gadki Jamesa. Zawsze zastanawiał się jak to jest być „świrem”. To znaczy nie zawsze, tylko odkąd pierwszy raz poznał malkawianina. Przy nich wariaci ludzcy zdawali się być normalni. Zastanawiał się też, jak szaleństwo Malkawa może się objawiać u Bedali. I kiedy. I czy zdąży w porę uciec, jeśli będzie w pobliżu. Dużo pytań bez odpowiedzi.

- Widzicie tamtych typów. Uzbrojeni i chyba w komitywie z twoim ojcem. Mają jego znak. Ciekawe czy to wasz znak rodowy czy tylko jego podpis. No nic, musimy na nich mieć oko. – Sam był uzbrojony w nóż i rewolwer, ale wolał polegać na swoim sprycie. W tej chwili wszczynanie burd w takim miejscu nie miało sensu. Syknął gdy usłyszał słowa Jack’a i zrozumiał w czym rzecz.

- Dobra. Nie pomyślałem, że może nas namierzyć po więzi. Może rozdzielmy się. Ty Jack powęszysz dyskretnie, a my będziemy robili za twoje wsparcie. Jeśli pojawi się twój ojczulek to zobaczymy co i jak. Jeśli go spotkasz staraj się nie patrzeć bezpośrednio mu w oczy. Ostatnie ostrzeżenie właściwie definiowało jego skromną wiedzę na temat Dominacji. Niestety nie miał bladego pojęcia jak działają sztuczki z cieniami i jak się przed nimi bronić.

- Chyba, że macie lepszy plan? – Dodał spojrzawszy na towarzyszy.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Sob 13:42, 03 Maj 2014 Powrót do góry

- Jeżeli on czuje swojego ojca to ten chyba też wyczuł jego. - rzekł James - Miejmy nadzieję, że jednak nie... - dodał po chwili.
- Dobra, co mam zrobić jeśli znajdę ojca. Nie patrzeć mu w oczy. A tak poza tym to mam się ładnie przywitać? - Behr był poddenerwowany - Będę musiał sobie przypomnieć policyjną robota od podstaw. - prawie westchnął i wysiadł z pojazdu. James i Alek poczekali chwilę i gdy Behr wmieszał siew tłum ruszyli za nim. Każdy kupił bilet i weszli na stadion. Cały czas mieli Jack'a na widoku. Ten szedł niby spokojnie jednak rozglądał się dyskretnie. Wyścigi zaczęły się już jakiś czas temu ale do wielkiego finału, czyli gonitwy wieczoru pozostało jeszcze trochę czasu. Behr zatrzymał się w kolejce do okienek gdzie przyjmowano zakłady. Alek i James zaś udali, że czekają w innej gdzie sprzedawano ciepłe napoje i drobne przekąski. James dostrzegł trzech typów, których wcześniej widział Brujah gdy wychodzili z męskiej toalety. Rozglądali się za młodymi kobietami i czasami dość wulgarnie komentowali ich wygląd. Jakiś odważniejszy mężczyzna stanął w obronie swojej partnerki lecz gdy doszło do przepychanki i błysnęła kolba pistoletu stracił rezon i pośpiesznie oddalił się wraz z kobietą. Trzech, chyba ghuli śmiało się jeszcze z faceta przez jakiś czas. Jeden z nich, wysoki o ostrych rysach i z tatuażem spojrzał w stronę Aleka i Jamesa. Przekrzywił lekko głowę, jakby zastanawiając się nad ich wyglądem.
- Poznał nas. - szepnął Malkawianin gotując się na najgorsze. Alek już wcześniej dostrzegł, że Świr ma pod marynarką ukryty nóż z rękojeścią z kości słoniowej. Ładny egzemplarz.
Brujah odwzajemnił spojrzenie. Wiedział jak postępować z takimi typami. Jeśli pokażesz, że się boisz to jesteś na przegranej pozycji. Ghul spoglądał jeszcze chwilę, po czym odwrócił się i skrzyknął resztę. Przeszli obok dwójki wampirów nie zaczepiając ich.
Behr wyszedł z kolejki prosząc mężczyznę przed nim aby ten zajął mu miejsce. Podszedł do reszty.
- Znam jednego z nich. Nazywa się Greystone, imię mi wyleciało. Na ulicy mówią na niego "Biskup" bo nosi tatuaż z koroną dostojnika kościelnego.
- Biskup... - szepnął James stukając palcami po brodzie - Kojarzy mi się coś. Cioteczka opowiadała, że Sabat w swojej hierarchii używa rang kościelnych. Zastanowiliście się, czy my czasem nie wleźliśmy na teren jakiegoś sabatnika?
Behr zrobił minę jakiej Alek się spodziewał "ja tam nic nie wiem", ale jeśli kręciły się tu ghule powiązane z Sabatem to nigdy nic nie wiadomo. ciekawe co na to Fraser gdy się dowie, że ma taki burdel w Tacoma?
- Gdy tu szliśmy to co czułem... o dziwne połączenie stawało się coraz mocniejsze. On tu jest, wiem o tym. Jednak... - komendant zawahał się - Coś mnie odrzuca od tego miejsca. Może ma to związek z tym co siedzi w mojej głowie? A może podświadomie próbuję opóźnić moje spotkanie z tym osobnikiem?
Alek miał już odpowiedzieć gdy w ich otoczeniu zmaterializowały się trzy kobiety. Rosjanin bez pudła rozpoznał w nich kurwy, które szukały klientów. Każda obrała sobie za cel jednego z nich i zawisłą na jego ramieniu.
- Hej przystojniaku. Nie powinno was odrzucać od nas! Lubisz emocje co? - jedną ręką opierała się o bark Aleka a drugą wędrowała po jego klatce piersiowej - Może ty i koledzy po wyścigach zaprosicie nas na drinka? Lubimy towarzystwo takich mężczyzn.
Prostytutki wyglądały dość normalnie, no może były ubrane trochę zbyt wyzywająco i zbyt skąpo jak na zimę, ale tak aby nikt do końca się nie zorientował. Psuły trochę ich plany bo mogły spowodować opóźnienie w całej akcji. Z drugiej strony mogły stanowić niezłą zasłonę dymną i zwieźć tych, którzy mogli ich obserwować. Brujah dostrzegł, że James trochę dziwnie patrzy się na swoją dziewczynkę. Jego spojrzenie, choć z pozoru takie samo nabrało jednak jakiegoś mrocznego wyrazu.
- Jestem Sisi - szepnęła do ucha Alekowi dziwka a potem dodała głośniej- To Meg i Clara. To jak panowie? Obstawimy coś?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
malkawiasz
Gracz



Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Śro 7:51, 07 Maj 2014 Powrót do góry

Trzymał nerwy na wodzy widząc poczynania typków, którzy go zainteresowali. W sumie to było nie jego podwórko i nie zamierzał na nim sprzątać. Nie miał zacięcia Primogena Gangreli do szerzenia sprawiedliwości. No chyba, że leżało by to w jego interesie. Widząc, że James ich obserwuje zajął się pilnowaniem drugiej flanki. Gdy malkawianin syknął ostrzeżenie, powoli spojrzał na tamtych. Mieli stanowczo zbyt wiele życia w sobie by wyglądać na spokrewnionych.

„Ghule. Przydupasy. Dobrze, jeśli nas zaczepią dostaną to po co przyszli.” – Chowana uraza do przydupasów księcia, którzy zachowywali się jak udzielne książątka sprawiła, że nagle zapragnął skopać paru ghuli. Zdusił to w sobie bo nie było to czas, ani miejsce na robienie awantur. Gdy jednak tamci mijali go patrzył im w oczy ciekaw reakcji. Nie było w jego wzroku strachu, obawy czy też chęci ukrycia się. Wiedział, że oni ich poznali i dawał do zrozumienia, że on ich też. Nie miał zamiaru zginać karku przed jakimś ghulem. A z przydupasem Księcia jeszcze zdąży się policzyć.

- Dobra. Jeśli cię odrzuca to pokręcimy się trochę i skorzystamy z okazji. Przepuścimy trochę forsy i poudajemy, że dobrze się bawimy. W tym czasie ty rób ta swoją pieską robotę, a my będziemy mieli oczy w około głowy. Jak uznasz, że już to daj znać. Ty dowodzisz my robimy za goryli, jak by co. – Uśmiechnął się i puścił oko do Jamesa.

Pojawienie się panienek psuło im trochę plany. W pierwszej chwili zaskoczony w drugiej już grał swoją rolę. Alek był starym cwaniakiem i nie doszedł, tu gdzie doszedł, gdyby nie potrafił się adoptować do okoliczności. W sumie była to jedna z jego zalet.

- Pewnie. W końcu jesteśmy na urlopie. Objął panienkę, która przystawiała się do niego, a drugą zgarnął tą która stała koło Behra. W ten sposób on wylądował pośrodku, obejmując dwie panny, za to Komendant miał możliwość działania bez zbędnego balastu. Nie wiedział czy te dziwki to zrządzenie losu czy może pracują dla wroga, ale postanowił je wykorzystać. Podchwycił dziwne spojrzenie Jamesa, ale niestety nie miał trzeciej ręki. Uznał, że tamten musi sobie poradzić na razie sam, więc odezwał się do Jacka.

- Obstawa parę zakładów, a my tam sobie z paniami siądziemy. – Zmienił plany w locie i teraz on odgrywał szefa. W ten sposób gdyby się okazało, że panny szpiegują, dał Behrowi chwilę czasu.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Śro 13:31, 07 Maj 2014 Powrót do góry

Gdy Alek objął obie panienki oblicze Behr'a wyraźnie się zmieniło. Widać nie był przyzwyczajony do takiego towarzystwa i trochę go ono krępowało. Co innego aresztować dziwkę a co innego pokazywać się w obecności jakiejś. Malkawianin chyba miał trochę za złe Brujah'owi, że ten zabrał większość zabawy dla siebie. Lekkie zmarszczki wkoło jego oczu zniknęły jednak szybko i James oblizując wargi nachylił się do ucha Clary i coś jej szepnął. Prostytutka zachichotała z udawanym zażenowaniem. James zaczął się wyraźnie dobrze bawić. Alek nie widział nigdy jak Malkawianin poluje, ale podejrzewał, że Clara może stać się przekąską Świra. Ruszyli w stronę baru, gdzie jak słusznie podejrzewał Alek dziewczyny doskonale wiedziały jak zagadać aby dostać coś innego niż tylko colę. Nie mylił się. Barman znał doskonale wszystkie trzy i gdy Sisi zamówiła "To co zwykle Al" barman skinął głową i postawił pięć szklanek. To co lał z brązowej butelki wyglądało jak coca-cola, jednak Alek wyczuł znajomy zapach wódki. Gdy kostki lodu unosiły się już na powierzchni drinków, a banknoty zniknęły w kasie odezwała się Clara.
- Czy wasz kolega też do nas dołączy?
James popatrzył na Aleka z uśmiechem.
- Och, wątpię. Mój kompan to prawdziwy... drapieżnik, zawsze bierze dla siebie więcej od innych. Niestety, ale wpadłyście już w sidła Aleka.
Dwie panienki zaśmiały się lepiąc coraz bardziej do Aleka.
Brujah dyskretnie wypatrywał Behr'a. Ten nadal kręcił się w okolicach kas. Ghule nie pojawiły się jak dotąd. Brujah nie widział też nikogo podejrzanego. Jeśli były tu inne pijawki to albo były sprytniejsze od Aleka albo potężniejsze. Jedno nie wykluczało drugiego. Dziewczyny świergoliły o wszystkim i o niczym. Robiły słodkie miny, śmiały się z żartów Jamesa i Aleka. Rozmowa schodziła czasami na mniej dwuznaczne tematy. Alek dostrzegł jak ręka Jamesa położona na kolanie Clary powoli przesuwała się w górę. Dziewczyna klepnęła ją lekko z udawaną miną zgorszenia i gładząc policzek Jamesa ścisnęła go nagle za szczękę.
- Niegrzeczny chłopczyk, co?
Meg i Sisi miały mniej więcej tyle samo taktu co ich koleżanka. Alek kilka razy musiał odtrącić ich nachalne dłonie. Co innego zabawić się z panienką, gdzieś w ustronnym miejscu a co innego znaleźć się nagle w centrum zainteresowania połowy ludzi w okolicy.
Wreszcie James, niby niechcący strącił swoją nietkniętą szklankę oblewając siebie i swoją towarzyszkę.
- Och, wybacz - rzekł nagle rozentuzjazmowany łapiąc kilka serwetek i próbując wytrzeć strój Clary. Ta wstała i grożąc palcem James'owi przeprosiła resztę i ruszyła w stronę toalet. James wstał również i z lekko nieobecnym wzrokiem podążył za Clarą.
Komendant tymczasem obstawił już zakłady i szedł w ich kierunku z plikiem blankietów. Gdy do nich doszedł schował je za połę marynarki. Nachylił się w stronę Aleka i ignorując dwie kobiety po obu jego stronach rzekł
- Musimy pogadać. - Alek bawił się przednio, jednak nie zapomniał po co tu przyszli. W głosie Jack'a słyszał nutę niepokoju, choć na twarzy komendanta malował się idealny uśmiech, mówiący, że wszystko w porządku.
- No nie - jęknęła lekko już wstawiona Sisi - Ale oddaj nam Aleka szybko. - zmarszczyła brwi - Mam nadzieję, że nie jesteście gejami, co?
- Zapewniam cię kotku, że nie. A nawet gdybym był, to na twój widok szybko bym się przeorientował. - Behr zaskoczył Aleka tą wypowiedzią. Już wcześniej Brujah zauważył, że młody Lasombra zachowuje się tak w większości sytuacji. Najpierw gubi się niczym dziecko we mgle aby po niedługim czasie odnaleźć się i czuć jak ryba w wodzie. Może była to policyjna zagrywka? A może po prostu komendant taki już był? Ostatnią możliwością było to, że Behr gra cały czas i przed Alekiem i przed całym światem.
Obie dziewczyny puściły Aleka i gdy znaleźli się z dala od baru Jack rzekł.
- Był tu. Obserwował mnie. Nie widziałem go, ale czułem całym sobą. Stał tam. - Behr wskazał na zamknięte drzwi do pomieszczenia technicznego. - Wcześniej były otwarte, ale nie paliło się tam światło. Choć może i paliło, ale coś je pochłaniało. Pamiętasz moje sztuczki z cieniami? Myślę, że on jest w tym lepszy. To był on, mój stwórca. Wie, że tu jestem i raczej nie jest zadowolony.
Jakby na potwierdzenie słów komendanta na horyzoncie pojawiły się ghule. Niby szli sobie tylko spokojnie, jednak Alek wyczuwał kłopoty. Ich postawa była bardziej zadziorna. Przepychali się w ich stronę. Nie podeszli do stojących pod ścianą wampirów. Skierowali swe kroki do baru. Sisi i Meg nie zdążyły odejść gdy Biskup i dwaj jego kolesie przygruchali je do siebie. Szybka wymiana słów dotyczyła tego, że panienki tłumaczyły, że teraz "pracują", ale Biskup chyba szef ghuli dał im wyraźnie do zrozumienia, że sądzi inaczej.
- Teraz będziesz moją kurewką! - to powiedziawszy mocno ścisnął nadgarstek Sisi. Ta zdzieliła go w twarz. Ghul oddał jej dość mocno. Dziwka spadła z krzesła trzymając się za twarz. Cienka strużka krwi płynęła jaj spod ręki. Atmosfera wkoło zgęstniała. Ludzie odsuwali się od rozwścieczonego Biskupa, który teraz bardziej niż wcześniej sprawiał wrażenie zakapiora. Jakby urósł. Brujah zaklął w myślach, gdyż dostrzegł, że ghule zużyły krew aby się wzmocnić. Żałował, że nie nauczył jeszcze tego Behr'a. Jednak ten zaskakiwał na każdym kroku więc Alek nie sądził aby było to do końca problemem. Meg wrzasnęła gdy Biskup zamierzył się i na nią...
Jack gotowy był już do działania. Czekał tylko na reakcję Aleka. Gdzie do cholery podział się James? Też wybrał sobie moment na jedzenie!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
malkawiasz
Gracz



Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Pon 7:42, 12 Maj 2014 Powrót do góry

Aleka zdziwiły przytyki Jamesa. Zmarszczył czoło w geście intensywnego myślenia lecz w końcu wzruszył ramionami. Nie wiedział czy tamten żartuje czy mówi poważnie. Dla niego była to tylko gra by odciągnąć uwagę od Behra, a panienki nie liczyły się zbytnio. Malkawian jednak nie wiedzieć czemu zachowywał się jak zazdrosny dzieciak. Trochę go to bawiło, trochę jednak martwiło. Bądź co bądź dzieci Malkawa nie słynęły z przewidywalności. Postanowił, że potem pogada z Jamesem i przy okazji zabierze go w kilka ciekawych miejsc, w których tętniło towarzyskie życie miasta.
Powrót Komendanta wyrwał go z zadumy lecz jego zachowanie dało mu dużo do myślenia.

„Hm, facet jest jak cholerny, hm, taka jaszczurka co zmienia kolory. W mordę, zapomniałem jak się nazywa. Nieważne. Nie wiem czy gra cały czas, czy po prostu taki jest. Cóż, na razie nic nie poradzę. Wypada jedynie się od niego uczyć. Mam nadzieję, że nie okaże się moim wrogiem. Było by kiepsko. Jak by tu go sprawdzić?”

Okazja po temu pojawiła się od razu. Przypomniał sobie powiedzenie, które usłyszał kiedyś w China Town. Uważaj o co prosisz b o będzie ci dane. Pojawienie się ghuli na horyzoncie wieściło takie właśnie kłopoty. Alek był nie w ciemię bity wyreżyserowanie tej sytuacji aż biło po oczach starego wygi, który nie raz w ten sposób zastawiał pułapki na frajerów. W normalnych warunkach nigdy by nie dał się w ten sposób wpuścić w maliny. Kilka spraw jednak sprawiło, ze warunki nie były normalne. Pieprzona krew brujahów zawrzała gdy tylko zwietrzył w powietrzu możliwość walki. Wątpliwości, które miał chyba co do niego jego ojciec również sprawiły, że zechciał się sprawdzić. No i ten bezczelny ghul-przydupas księcia. To ostanie przeważyło.

Szedł do przodu klnąc cicho pod nosem po rosyjsku na swoją głupotę. Czuł jakby w jego głowie siedziały dwie osoby. Pierwsza – szalona, która marzyła by wyrwać pierwszemu zbirowi rękę i walić nią po głowach pozostałych bandziorów. Druga – rozsądna, która na zimno oceniała szanse. Nie wiedział, która wygra lecz obie chórem wyły, że ktoś tu zaraz oberwie. Sklął swoją głupotę po raz kolejny, że nie nauczył Behra lepiej korzystać z krwi. W sumie jednak nie oglądał się za nim i nie miał pewności, że będzie krył jego plecy.

„Pies go trącał.” – Temat przestał dla niego istnieć w chwili gdy poczuł, że moc krwi jego klanu zaczęła już działać. Mógłby w jednej chwili dopaść do skurczybyka lecz na szczęście to rozumne - ja wzięło górę. Te kilka kroków, które mu zostało do jego przyszłych ofiar spożytkował najlepiej jak umiał. Pozwolił nieść się na fali gniewu. Nie próbował go opanować, raczej podżegał i próbował nadąć mu kierunek. Tamci zdaje się nie mieli do czynienia z Brujahami. Alek wiedział jak postępuje się z członkami swego klanu. Jeśli masz na pieńku z Brujahem najlepiej zadąć pierwszy cios i upewnić się, że był śmiertelny. Nie ma nic bardziej niebezpiecznego niż wkurzony Brujah.

Rozsądna cześć jego osobowości podpowiadała mu jak zagadać i pokierować rozmową. Niestety nie ona teraz rządziła. Podszedł niespiesznie ze zwodniczo miłym uśmiechem. Gdy był już tuż tuz za plecami głównego bandziora wykorzystał impet i ostatni krok zmienił w kopnięcie. Ruch był tak szybki, że dla postronnego obserwatora cios Aleka wyglądał jak rozmazana plama.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Śro 12:15, 14 Maj 2014 Powrót do góry

Alek doskonale wiedział, że tacy jak Biskup nie dadzą się łatwo zwieść prostym zagrywkom. Dlatego postanowił użyć najbrudniejszych zagrań jakie nauczyło go życie. Akceleracja sprawiła, że jego ruchy były szybkie. Kopnął z impetem w krocze ghula. Ten, choć cios był cholernie szybki, zdążył się przygotować. Alek doskonale wiedział, że ghule nie przyszły tu bez powodu i doskonale wiedziały z kim się konfrontują. Biskup uskoczył w tył szeroko rozłożywszy ręce. Brujah spodziewał się ciosu w twarz. Nie pomylił się. Pięść Biskupa zakreśliła łuk. Alek wiedział o ghulach tylko tyle, że przejmują nadludzką siłę od swoich panów. Ci do tego byli nabuzowani wampirzą vitae. Postanowił uchylić się przed tym ciosem. Tymczasem dwaj pozostali minęli walczących po bokach i ruszyli w stronę Behr'a. Alek usłyszał szamotaninę za sobą i dwa głuche uderzenia. Komendant albo tłukł niemiłosiernie albo sam zbierał ciosy. Gdy Wolf uchylił się przed ciosem sam posłał kolejne kopnięcie. Tym razem, przeciwnik był blisko wiec postanowił użyć kolana. Chwycił Biskupa za kurtkę, przyciągnął do siebie i kopnął z całej siły w splot słoneczny. Ghul jęknął tylko a Brujah poczuł jak jego ciało wiotczeje. Cios skutecznie wyeliminował go z walki. Trochę to zasmuciło Brujah gdyż liczył, że Biskup pokaże coś więcej. Ludzie stłoczeni wkoło albo milczeli zaskoczeni albo wydawali z siebie ciche jeki przerażenia.
Alek odwrócił się do komendanta i dwóch pozostałych. Przygwoździli go do ściany. Rozcięta warga Jack'a mówiła tylko, że dawno już minęły czasy gdy się bił, ale jeszcze miał dość krzepy aby wprowadzić swoje pięści w ruch. Nic sobie nie robiąc z ciosów napastników sam najpierw huknął jednego w brzuch a potem drugiego łokciem w szczękę. Ciosy choć celne wywołały tylko pogardliwe uśmiechy na twarzach ghuli. Alek dostrzegł zaskoczenie na twarzy komendanta. Fakt, pierwszy raz bił się z nadnaturalnymi istotami.
Krew Aleka znów zawrzała. Tym razem jednak postanowił poszerzyć granice swojego ciała zamiast naginać prawa fizyki. Doskoczył niczym kot do jednego z ghuli i wyprowadził prosty cios w szczękę tamtego. Ghul nie spodziewał się chyba, że Brujah tak szybko dopadnie do niego a Alek bezwzględnie to wykorzystał. Cios był tak silny, że Brujah poczuł jak żuchwa ghula wyskakuje ze stawów. Sam uderzony odbił się tylko od ściany i padł nieprzytomny na ziemię. Ostatni ghul zawahał się przed ponownym atakiem, ale tylko na chwilę. Widać bardziej bał się gniewu mistrza niż bólu jaki mogli mu sprawić Alek i Behr. Wyprowadził kopnięcie kolanem w bok komendanta, ale tamten chyba już wpadł w rytm walki. Złapał nogę napastnika i uwięziwszy ją między łokciem a bokiem jednym potężnym ciosem, w którym Brujah dostrzegł wampirzą potencję, złamał ją w kolanie. Chrupnęło i polała się krew.
Kilka kobiet wrzasnęło, ktoś wołał aby wezwać policję. Alek kątem oka dostrzegł, że Biskup zaczyna się poruszać. Błysnęła czarna lufa pistoletu. Gdy padł strzał ludzie po prostu, jak stado dzikich zwierząt rozbiegli się, przepychając i tratując nawzajem. Pocisk przeleciał daleko od głowy Aleka i rozbił neon wiszący nad wejściem do baru. Ghul był osłabiony ciosem wampira i dłoń mu się trzęsła. Jednak Brujah widział jak żyły na czole i dłoni Biskupa pulsują tłocząc wampirzą krew. Biskup wycedził przez zęby.
- Nawet nie wiecie, że już jesteście martwi.
Alek Wolf miał już coś odpowiedzieć, gdy nagle zgasło światło. Z początku sądził, że to znów sztuczki z cieniami, jednak gdy po chwili ciemność rozbłysła a wraz z nią kolejny huk wystrzału, wiedział, że to zwykła (albo nie) awaria prądu. W lokalu nie było okien a więc nie docierało tu żadne światło. Tym razem kula niebezpiecznie blisko przeleciała obok jego policzka, gdyż poczuł jej pęd. W tym jednym błysku światła dostrzegł też, że ghul zwany Biskupem wstał i się przemieszczał. Wykorzystywał ciemność jako osłonę. Jednakowoż obaj byli w tej samej sytuacji, musieli polegać na swoim słuchu.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
malkawiasz
Gracz



Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Pią 12:50, 16 Maj 2014 Powrót do góry

W uszach dudniła mu krew, w oczach gasły powidoki spowodowane niedawnym strzałem w ciemnościach. W nikłym świetle zauważył w którym kierunku przemieszcza się Biskup. Przykucnął by być mniejszym celem, gdyby tamten strzelał na ślepo. Odszedł kilka kroków w kierunku, w którym pamiętał, że nie stała żadna przeszkoda. Stawiał stopy cicho i spokojnie, dodatkowo macając przed sobą lewa ręką. Nie widział nic, a to że przeciwnik również jest ślepy wcale nie poprawiało mu humoru. Wytężył pozostałe zmysły zastanawiając się kto ma lepszy słuch. Prawą ręką w tym czasie sięgnął po rewolwer i wyciągnął go powoli. Krótką, czarną, oksydowaną lufę skierował w miejsce gdzie według niego mógł się znajdować Biskup. Czekał i nasłuchiwał. Wiedział, że pierwszy, który wystrzeli zdradzi swoje położenie. Wiedział również, że miał przewagę nad tamtym. Nie musiał oddychać no i już nie żył, wiec potencjalnie mógł wytrzymać kilka postrzałów. Mimo wszystko nie miał zamiaru dać się postrzelić temu dzwońcowi bo nieśmiertelny czy nie, za każdym razem bolało jak cholera.

Skulony, z wytężonymi zmysłami, macając przed sobą lewą ręką powoli zaczął przemieszczać się w raz obranym kierunku. Zdawało mu się, że obchodzi tamtego lekkim łukiem, nie chciał wszak by tamten niechcący go postrzelił. Miał nadzieję, że Behr nie spowoduje jakiegoś hałasu bezpośrednio za nim. To byłby dopiero niefart.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie GMT
 
 
Regulamin