FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Akt I - Rozstawienie Pionków Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
malkawiasz
Gracz



Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Pon 13:34, 27 Sty 2014 Powrót do góry

Pytanie o nieśmiertelność duszy zbył wzruszeniem ramion. Nie był zbytnio religijny i cały ten rozgardiasz traktował jak wszystko w życiu. Wszystkie religie były dla niego po prostu organizacjami do kontroli ludzi. Wszystko w życiu, tym czy poprzednim sprowadzało się do walki o władze. Pijawki po prostu osiągały poziom niedostępny zwykłym ludziom, jak powoli się o tym już zdążył przekonać.
Słowa Behra na temat hipnotyzującego spojrzenia poruszyły w nim pewne wspomnienia. Teraz już wiedział co to jest dominacja i jak jej z grubsza unikać. Zastanawiał się czy może tamten wampir może być ojcem ex komendanta. Niestety nic konstruktywnego nie wymyślił. Miał zbyt mało danych. Nie wiedział nawet czy dominacja to rzadka czy powszechna sztuka. Jemu tez przydały by się korepetycje z wiedzy o Rodzinie lub mentor bardziej gadatliwy od ojca. Jego myśli znowu pofrunęły ku Atenie. Uśmiechnął się bezwiednie na to wspomnienie lecz zaraz wrócił na ziemie. Wiedział, że wiedza jest potęga więc starał się zbytnio nie „oświecić” młodego lecz tamten miał irytującą skłonność do zadawania trafiających w sedno pytań. Zważywszy kim był za życia Aleka wcale to nie dziwiło.

- Heh. Nie przejmuj się, niektórzy są dzieckiem długie dekady, zanim wyfruną spod skrzydełek stwórcy i wierz mi niektórzy latają na bardzo krótkim łańcuszku. –
Zachichotał z własnego żartu.

- No nic. Źle się do tego zabrałem. Powinienem od początku. Wybacz, nie jestem nauczycielem i czasem niektóre rzeczy są dla mnie oczywiste. Hm, o czym to ja? Aha, o początku.

- Jak wspomniałem obowiązują cię teraz nasze prawa. Najważniejsze z nich to: Maskarada, czyli jak już ci wspomniałem, nigdy, przenigdy nie możesz ujawnić człowiekowi naszego istnienia. Od tego zależy nasze przetrwanie więc chyba potrafisz sobie wyobrazić jak surowe są kary. Jestem typem, który raczej wykorzystuje prawa na swoją korzyść. – Puścił oczko do eks gliniarza. – Ale to prawo to świętość. Widziałem co się dzieje, jak jest ledwie cień szansy przecieku.

Właściwie Alek widział to nawet z bardzo bliska by nie rzecz, że maczał w tym pazury. Żeby zatrzeć mały ślad spalili szpital. Bez wahania.

- Drugie prawo to domena. Czyli po staremu jak masz władze to rządzisz. Każde miasto ma księcia. On szefuje. Ustala prawa. Jego miasto to jego domena. Proste. Jesteś jego przydupasem to może da ci dzielnicę lub klub. Zero filozofii.

- Trzecie to rozmnażanie. Czyli to o co pytałeś. Nie. Nie jest nas zbyt wiele. Rozumiesz, jesteśmy drapieżnikami. Potrzebujemy określonego terenu by się wyżywić i nie dać złapać. Prawo do stworzenia dziecka teoretycznie nadaje twój Książe. – Zamilkł na chwilę. – W praktyce jest różnie.

- Następne to opieka. Czyli Rodzic odpowiada za dzieciaka dopóki nie wypuści go spod skrzydełek. Powinien go uczyć, wychować i takie tam bla bla bla. No chyba, że jest złamasem jak twój i nawet ci o tym nie wspomniał. Różnie to bywa, mój też się ze mną nie certolił, ale przynajmniej powiedział mi co i jak. – Wiedział, że rodzina to drażliwy temat więc postanowił nie drążyć jak bardzo go wpieniło zachowanie ojca Behra.

- Co tam dalej? He, heh. Gościnność. Też se w dupę nazwę wymyślili! Prawda jest taka, że każdy Książe każe by każdy kto włazi na jego teren przyszedł, przedstawił mu się i poprosił o zgodę. Z tym też bywa różnie. Jak umiesz się dobrze ukrywać to masz to w dupie. Jak jesteś stary i silny to tez masz to w dupie. Generalnie wszystko zależy od humoru Księcia. Może pogrozić palcem może się wkurwić.

- Dobra o co ty jeszcze pytałeś? Aha. Klany. No wiec wymyślili sobie, że nazwą to klanami. lata mi to. Jestem Brujahem i to już wiesz. Kim ty jesteś postaramy się odkryć. Generalnie ludzie mają powiedzenie, że jeśli nie wiesz o co chodzi to chodzi o pieniądze. U pijawek powiedziałbym, że jeśli nie wiesz o co chodzi to chodzi o krew. Klany to tak jakby najbliższa rodzina. Krew mego ojca płynie we mnie. W nim krew jego dziadka. I tak dalej. Dzięki niemu nabywamy pewnych ciekawych charakterystycznych cech. Sporo cech jest wspólnych, niektóre są charakterystyczne dla poszczególnych klanów. No to tyle na temat historii.

Alek dopiero teraz zauważył, że gdzieś w połowie przemówienia wstał i zaczął chodzić po pokoju gestykulując obficie. Cóż, często mu się to zdarzało. Zawsze lepiej mu się myślało gdy był w ruchu. usiadł jednak naprzeciwko komendanta i popatrzył mu w oczy.

- Na twoim miejscu pomyślał bym teraz nad przyszłością. Musisz sobie odpowiedzieć na pytanie co robić. Czy chcesz kontynuować swe życie czy „zniknąć”. N to pytanie tylko sam możesz udzielić odpowiedzi. Jeśli chcesz wrócić to musisz to zrobić z głową. Nikt, nawet najbliżsi nie mogą się skapnąć. Ciężko ci będzie lecz nie twierdz, że to niemożliwe. Pewnie i tak praca była twoim drugim domem. Po prostu będziesz teraz orał na nocki. – wyszczerzył zęby w uśmiechu lecz spoważniał nagle.

- I to jest twój najmniejszy problem. Powęszę trochę w twojej sprawie, ale to trochę może potrwać. Najważniejsze to oczywiście kto jest twoim stwórcą. Potem czy uzyskał na ciebie pozwolenie i w jakich stosunkach żyje z Księciem. Reszta to betka. Oczywiście będę ci pomagał pod warunkiem, że masz łeb na karku i nie spróbujesz czegoś głupiego. Na twoim miejscu jutro podzwonił bym, nakłamał wszystkim, pozałatwiał zwolnienia czy takie tam i pochował się przez kilka dni. Okrzepniesz, nauczysz się nowych praw i swoich możliwości. Potem się zobaczy.

„Cóż, nie wątpliwie filozofia na życie w wydaniu brujahów nie była skomplikowana.”


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Wto 18:21, 28 Sty 2014 Powrót do góry

Behr wpatrywał się nadal w noc i słuchał tego wszystkiego co mówił mu Brujah. Najwyraźniej zainteresowała go ta przemowa gdyż odwrócił się do chodzącego i gestykulującego Aleka i z dłońmi ukrytymi w kieszeniach słuchał dalej. Wolfowi coś zaczęło nie pasować w zachowaniu... nie, nie w zachowaniu... w wyglądzie komendanta. Od samego początku jawił mu się on jako zagubiony, porzucony przez stwórcę wampir dlatego skupiał się na nim, nie na otoczeniu. Teraz jednak zamilkł prawie w pół słowa, próbując ustalić co jest nie tak. Wreszcie dotarło to do niego - Parias nie odbijał się w okiennej szybie, która pełniła rolę lustra! Z początku Alek sądził, że to tylko złudzenie ale potem przypomniał sobie słowa Michelsa "Niektórzy nie mają odbicia, unikaj ich jak ognia". Mówił to tak cholernie poważnie jakby miał z nimi nie raz do czynienia i wiedział, że młody wampir nie będzie miał z nimi wielkich szans... tak jak i z ogniem. Cholera, kolejna zagadka.
- To co mówisz przeraża, ale i fascynuje jednocześnie. To jak... - wyjął ręce z kieszeni i wykonał nieokreślony gest - To jak odkrywanie całkiem nowego świata. Choć żyłem w nim przez czterdzieści dziewięć lat, byłem jego częścią, to nie znałem jego... ciemnej strony. - pokręcił głową - Mówisz o potężnych wampirach... ile maja lat? Tysiąc, dwa tysiące?
- machnął ręką - Miałem ci już dać spokój z pytaniami. Wybacz i... dziękuję za to co robisz... Znam takich jak ty. Nie jesteś świętoszkiem, widać to teraz jak na dłoni. Akcent, maniery... nie chowałeś się w bogatej rodzinie. Znasz ulicę i jej prawa, prawda? Dlatego wiem, że nie robisz tego bezinteresownie ale i tak dziękuję. - Behr usiadł w fotelu, z którego wstał kilka chwil temu. Alek nadal obserwował jego sylwetkę próbując znaleźć jakąś powierzchnię na której mógłby dostrzec odbicie Behr'a aby rozwiać lub potwierdzić swoje obawy. Nic z tego. Jeśli to nie było przywidzenie i facet nie miał odbicia to czy jego ojciec rzeczywiście go porzucił? Może kreci się gdzieś tu w pobliżu, a może... Alek nie wiedział na razie co o tym myśleć. Czy sam Jack to już zauważył czy jeszcze nie? Teraz gdy Brujah to dostrzegł komendant wydawał mu się jak jakaś dziwna istota pozbawiona trójwymiaru, jak bohater komiksu wyjęty z niego i posadzony w jego pokoju. Było to niepokojąco dziwne, a Alek nie lubił się niepokoić. Jego rozmówca chyba zauważył zmianę w zachowaniu Wolfa gdyż rzekł:
- Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha. A może za chwilę powiesz mi, że to jednak żart i wybuchniesz śmiechem?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Danaet dnia Pią 8:46, 31 Sty 2014, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
malkawiasz
Gracz



Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Pon 19:46, 03 Lut 2014 Powrót do góry

- Nieee. – Zaczął niepewnie. – Nie ma szans.

„Cholera jasna w co ja się wpakowałem. Szlag by go trafił. Ciekawe czy koleś tak świetnie gra czy może faktycznie jest świeżo przemieniony. Jeśli to pierwsze to ciekawe w co pogrywa? Gdyby mnie chciał wykończyć to ma świetną okazję. Chyba, że ma inny plan. No i jest szansa, że Behr faktycznie jest dzieciakiem i nie orientuje się w niczym. Niech go jasna cholera. Nie mam szans tego sprawdzić. Do tego niedługo będzie świtać i nie mam czasu już na ekspedycje po mieście. Jutro koniecznie muszę go zaprowadzić do kogoś kto będzie mógł się zorientować w sytuacji. Może ten dziadek Tremere? Pewnie by umiał to sprawdzić. Tylko, że nie bardzo mu ufam. Jest jeszcze Atena. Tylko nie wiem czy ona zna się na takich sztuczkach. Jutro muszę się spotkać z szefowa czubków, może ona by umiała rozgryźć tą zagadkę? Ona albo Atena. To chyba jedyny mój wybór. No chyba, że poszukam Dedleya i ona zapyta swojego szefa.”

- Poza tym faktycznie mam swój cel w tym byś przeżył. Jak zauważyłeś stare wampiry są stare. Jeśli są stare to są i potężne. My, młodzi jesteśmy dla nich jak dzieci. Dla tego uważam, że powinniśmy się trzymać razem bo wtedy mamy większe szansę. Jeżeli będziemy sobie skakać do gardeł to zrobimy to co oni pewnie chcą. Po prostu się osłabimy i wiecznie będziemy chodzili na ich smyczy.


- A ty jak myślisz? – Odbił pytanie by zatrzeć jakoś wcześniejsze wrażenie. Tym razem postanowił się bardziej pilnować bo jak już to nie raz udowodnił, Behr był nie w ciemię bity.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Czw 18:05, 06 Lut 2014 Powrót do góry

- Chyba muszę się przestawić aby zacząć myśleć o wampirach jak o długowiecznych istotach... bo to, że jesteśmy nieśmiertelni nie oznacza, że niezniszczalni... Chyba rozsądnie będzie się trzymać razem... - Behr zadumał się dłuższą chwilę również dając Alekowi czas na rozmyślania. Tak jak obiecał nie zalewał już swojego rozmówcy pytaniami. Rozmowa toczyła się teraz zdawkowo. Komendant jednak odzywał się już tylko zapytany i trochę od niechcenia. Wolf odebrał to zachowanie jako pretekst do zakończenia konwersacji.
Wyszedł z pomieszczenia aby pozbierać myśli i przygotować się do nadchodzącego dnia. Po tym całym dzisiejszym zamieszaniu odpoczynek wydawał mu się zbędny jednak klątwa Kaina musiała być spełniona. Brujah zaciągnął ciężkie zasłony i umieściwszy komendanta na kanapie sam położył się na łóżku. Próbował walczyć z ogarniającym go odrętwieniem. Musiał tyle przemyśleć i zaplanować. Chyba po raz pierwszy w swoim nie-życiu przeklinał niemoc wampirzego ciała. Jednak przegrał. Sen nadszedł wraz z pierwszymi promieniami słońca, które zalewały Seattle. Zimowe, zimne światło objęło w panowanie miasto aby po kilku godzinach oddać je znów w ramiona nocy.

Alek otworzył oczy i skierował spojrzenie od razu na komendanta. Ten nie spał już, tylko siedział z rękoma opartymi o kolana i spoglądał w pustkę.
- To już trzecia noc odkąd... wiesz - rzekł skupiając wzrok na Aleku. Sam Brujah myślał jak załatwić sprawę bezpieczeństwa komendanta gdyż sam musiał dzisiejszej nocy być co najmniej u starszej malkavian. Musiał liczyć na zdrowy rozsądek młodego wampira i mieć nadzieję, że nie zrobi nic głupiego. Gdy wyjrzał na korytarz czekała go kolejna niespodzianka. Żółta koperta formatu a4 leżała przed jego drzwiami. Zapieczętowana ze stemplami Sądu Okręgowego Seattle szybko nasunęła na myśl Noah Bricka, primogena Gangreli. Z nietęgą miną otworzył kopertę. Tak jak kilka nocy temu zapowiedział sędzia Brick Alek dostał akta sprawy pewnego gwałciciela, który poprzez niedopatrzenia funkcjonariuszy Behr'a wyszedł na wolność. Do akt była dołączona krótka kartka zapisana dość ładnym pismem a na niej jedno zdanie "Czas spłacić swój dług". Alek pomyślał chwilę ale na razie odłożył papiery gdyż stwierdził, że to może poczekać. Teraz palącym problemem jest młody wampir, którego trzeba wykorzystać tak, że z marnej trójki stał się asem w rękawie. Brujah wiedział, że rozpoczął grę wartą świeczki ale wiedział także, że każdy nieopatrzny i nieprzemyślany ruch sprawi, że połozy swoją głowę razem z głową Jack'a. Wpadł mu do głowy pomysł co by nie dać komendanta na przechowanie swoim śmiertelnym krewnym, jednak po chwili wahania uznał, że chłopaki mogą nie chcieć pójść na rękę komendantowi policji i może się to różnie skończyć. Po drugie po wczorajszym nakarmieniu Behr'a czuł w sobie już te zalążki głodu, które przeszkadzają myśleć. Wiedział jak to się może skończyć. Głód będzie w nim narastał, przenikał go i rozbierał na kawałki a potem... potem obudzi się bestia i raczej nie będzie to miłe przebudzenie. Może zabrać młodego na polowanie? Znów zbyt wiele miał na głowie. Chociaż się nie zanudzał.
Komendant wszedł do pokoju gdy Alek tak rozmyślał. Wysilił się na skąpy uśmiech i powiedział.
- Co teraz? Mogę wrócić do siebie? Myślałem o tym trochę wczoraj i chciałbym raz jeszcze spotkać moją rodzinę. Ostatni. Potem... potem się zobaczy... - jego wzrok powędrował ku żółtej kopercie i dokumentacji sądowej - Skąd to masz? - w komendancie obudziła się służbowa ciekawość - Podejrzewam, że nie powinieneś być w posiadaniu tych dokumentów... - chciał westchnąć ale tylko wykonał gest, który towarzyszył tej czynności - Podejrzewam też, że nawet gdybym był nadal żywy i tak nie potrafiłbym zapobiec temu co się wyczynia w tym mieście... prawda?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
malkawiasz
Gracz



Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Czw 20:09, 06 Lut 2014 Powrót do góry

Letarg, w który zapadł nie przypominał zupełnie ludzkiego snu lecz w jednym był podobny. Zaraz po przebudzeniu nie pamiętał co mu się śniło. Gdyby miał zgadywać, postawiłby na coś krwistego. Mimowolnie oblizał kły i uświadomił sobie, że chyba już czas zapolować. List od gangrela była małym zaskoczeniem. Na chwile spowodował, że jego umysł ziajał się zupełnie czymś innym. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie wrobić w to młodego lub połączyć przyjemne z pożytecznym i zapolować. Gdyby był jeszcze człowiekiem odrzuciłby pomysł jako zbyt nieludzki, ale teraz jego spojrzenie na świat zmieniło się odrobinę. W sumie z każda nocą, z każda przelaną krwią czuł jak coraz bardziej przypomina bestię, drzemiąca gdzieś w środku. Może gdyby zaczął z pozycji uprzywilejowanej jako komendant policji lub jakaś szycha, miałby więcej sumienia lub oporów. Nikt jednak nie dał mu takiej szansy i pewnie dla tego nie miał takich skrupułów. Nie uznawał zbędnej przemocy lub głupiego rozlewu krwi. Szanował życie bo zawsze można było wymienić je na coś cennego. Jednak dotarł, tu gdzie dotarł rozpychając się łokciami i czasami nożem wykrawał kawałki imperium innych. Dla tego dość długą chwile rozważał obie możliwości i żadnej nie skreślił. W końcu Behr był wampirzym dzieckiem lecz swój rozum miał. Alek nie miał złudzeń, że tamten jest pewnie inteligentniejszy i lepiej wykształcony. Brujah jednak był dzieckiem ulicy i częstokroć kierował się swoim zwierzęcym sprytem. Zwierzęta zaś uczyły swoje młode wypychając je na głęboką wodę.
Pytanie komendanta przerwało jego zbyt długie rozważania. W planach miał swój codzienny gorący prysznic. Zbytek luksusu, który dawał mu złudne poczucie ciepłoty ciała. Choć na kilka chwil po przebudzeniu. Odpowiedział więc zaczepnie.

- Facet. Nie bądź dzieckiem. To twoja rodzina. Twoje życie. Nie pytaj mnie o to. Dla mnie „Radina” jest najważniejsza.

Chciał jeszcze coś powiedzieć lecz tłumaczenie jakiemuś amerykańcowi swoich słowiańskich pobudek uznał za bezcelowe. Machnął ręką i zmienił temat.

- Musze nauczyć cię jeszcze jednej rzeczy. Polowania. Tak jak ludzie musimy jeść. Z każdym przespanym dniem część twojej krwi zamiera. Co jakiś czas musimy jeść. Tak. Jesteśmy wampirami żywimy się krwią. Tego nie da się obejść. Zaoszczędzę ci bolesnych eksperyment ów i powiem co się stanie jak spróbujesz walczyć z pokusą. Po pewnym czasie ogarnie cię szał i będziesz zabijał dla krwi. Potem zjawi się któryś z nas o z obowiązku zabije cię jak wściekłego psa. Mogę iść zapolować sam i potem znowu napoić cię swoją krwią, jak poprzednio, ale wolałbym, żebyś stanął na nogi.

Przez chwile patrzył mu w oczy. Nie chciał jednak wywierać presji na tamtego bo w końcu nie każdy był brujahem i chwytał życie za mordę. Spuścił oczy na trzymaną w rękach kopertę i po raz ostatni zmienił temat.

- A, to. Hm. Jakby ci to powiedzieć. W pewnym sensie mamy swój wymiar sprawiedliwości i czasami kończymy te sprawy, które ludziom się nie udało. Tak jak już ci wspomniałem. Nasze sądy są mniej biurokratyczne. I kary raczej ostateczne. Apelacje i odwołania załatwiasz sobie z bezpośrednio z bogiem, allahem czy w co ty tam wierzysz. – Rzucił mu trzymaną w ręku teczkę. – Masz. Poczytaj sobie akta skurwiela, którego wypuściliście. Jesteś gliną z powołania i przypuszczam, że po śmierci się to nie zmieniło. Jeśli chcesz się bawić w to dalej droga wolna. Mogę cię skontaktować z naszym sędziom, tylko zastanów się czy się chcesz w tym babrać.

Popatrzył drwiąco na Behra jakby miał wątpliwości czy taki gryzipiórek pamięta coś jeszcze z pracy krawężnika i odpowiedział mu na ostatnie pytanie.

- Chcesz zapobiegać temu co się dzieje w mieście? Przecież ty nawet nie wiesz co tam się dzieje. To co ci powiedziałem to ledwie ziarnko piasku, a ty chcesz włazić z butami do czyjejś piaskownicy. Chcesz ode mnie rady. Ok. Masz jedną gratis. Ni chuja nie idź głodny do swojej rodziny bo może zakończyć się nieszczęściem.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez malkawiasz dnia Czw 20:10, 06 Lut 2014, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Pią 18:30, 07 Lut 2014 Powrót do góry

<center>We are dead until dark
But that's another thing
Nothing really matters
Behind the shades of blue
</center>

Behr mógłby zblednąć jeszcze bardziej na słowa Brujah o piciu krwi, jednak najwyraźniej przypomniał sobie wczorajszą scenę w kostnicy i jego spojrzenie stało się pewniejsze. Kiwał głową ze zrozumieniem na słowa wyjaśnień Aleka na temat akt sądowych. Zachowywał się przy tym jak doskonały polityk - wreszcie trafił na grunt na którym czuł się dobrze.
- To nie tak... cholera nawet nie wiem jak cię tytułować... - machnął ręką uznając to za nieważne - Jeżeli chodzi o sprawę Davida Steel'a to funkcjonariusz, który prowadził tą sprawę został dyscyplinarnie zwolniony. Niestety dwóch świadków, którzy widzieli tamtej nocy Steel'a nabrało wody w usta. Zgwałcona dziewczyna... biedactwo... skończyła w azylu dla obłąkanych. Wierz mi robiłem wszystko aby doprowadzić do skazania tego skurwysyna, ale miałem związane ręce... - spojrzał na swojego rozmówcę - Co zamierzasz zrobić? Nie! Nic nie mów na razie nie chcę wiedzieć. Chcę się skupić na mojej rodzinie, przemyśleć kilka spraw i dopiąć kilka kolejnych. Być może jest we mnie zbyt mało potwora a za dużo człowieka abym mógł w tym uczestniczyć, a być może to po prostu taki zawodowy nawyk - Behr popatrzył na Aleka takim wzrokiem, że Brujah od razu pojął, że nie ma co przekonywać komendanta do udziału w polowaniu. Może poradzić mu aby pożywił się jakimś psem, kotem, kurczakami? Chociaż wczoraj policjant chłeptał radośnie vitae Brujaha to nie znaczyło, że od razu zasmakuje w piciu krwi tych, których mógłby zabić. Wczoraj nie pił człowiek, wczoraj pożywiało się głodne zwierzę. Alek musiał mieć świadomość i pogodzić się z tym, że Jack Behr musi walczyć z tym sam.
- Nie czuję się tak jak wczoraj. Czuję się wyśmienicie... - kontemplował to słowo dość długo - Gdy poczuję... głód zjawię się, powiedz tylko gdzie cię szukać.
Po tych słowach komendant czekał na odpowiedź wyraźnie gotowy do wyjścia.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
malkawiasz
Gracz



Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Nie 20:44, 09 Lut 2014 Powrót do góry

Wzmianka komendanta, na temat zgwałconej sprawiła, że zyskał kilka punktów u Aleka. Popatrzył na niego przez chwilę i domyślił się, że tamten nie jest jeszcze gotowy na polowanie. Chwilę wcześniej pewnie by naciskał, teraz jednak postanowił odpuścić.

- Alek. – Wyciągnął do tamtego rękę. – Po prostu Alek. Nie musisz mnie tytułować. – Wyszczerzył zęby w uśmiechu. Nie chciało mu się tłumaczyć, że dla brujahów bardziej liczą się czyny niż tytuły. Gdyby zaczął, po chwili musiałby odpowiadać na kolejne pytania, kto to jest brujah i takie tam. Glina po prostu za dużo gadał, ale i tak wyglądał na porządnego kolesia. Co wcale nie znaczyło, że Alek mu zaufał i nie miał wątpliwości, że tamten mimo wszystko jest niepewny i może mu przyciągnąć problemy na głowę.

- Kontaktuj się przez to schronienie. Po prostu przyjdź tutaj lub zostaw na stole list. Nie wiem gdzie będę w ciągu kolejnych nocy więc w razie co możesz tu spać. Tylko nikogo tu nie przyprowadzaj i sprawdzaj czy nikt cię nie śledzi. – Wzruszył ramionami. Miał nadzieję, że tamten ma głowę na karku i nie musi mu wyjaśniać takich spraw.

- Jeśli poczujesz głód to może być za późno na szukanie mnie. Nie znam cię i nie wiem jak nad sobą panujesz, ale dobra rada. Nie dopuść byś poczuł głód. I nie patrz na mnie takim wzrokiem. Nie musisz żywić się na ludziach. Krew zwierząt też może być od biedy. Zjedź psa lub kota. – Alek zobaczył coś dziwnego w spojrzeniu tamtego więc dodał szybko. – Kurę! Kup sobie kurę i ją osusz. Dasz radę. Przecież wcześniej jadłeś mięso. To prawie to samo.

„Cholera, mam nadzieję, że nie trafił mi się jakiś pieprzony miłośnik zwierzą.”


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Pon 17:19, 10 Lut 2014 Powrót do góry

Jack uścisnął wyciągniętą prawicę. Uniósł zaś brwi na wzmiankę o krwi zwierząt.
- Czyli nie muszę nikogo mordować aby przeżyć. Dobrze wiedzieć. - uśmiechnął się dość uprzejmie i z wdzięcznością. Widać swoimi słowami Alek zdjął z niego spory ciężar.
- Skoro powiadasz, że mogę tu, hm... spać to nie będę oponował. Racja, bezpieczeństwo przede wszystkim. Muszę się ukrywać, pamiętam - dotknął palcem skroni - Jestem tak jakby napiętnowany... jak nieślubne dziecko, tak? - widać kolejna noc pozwoliła komendantowi bardziej oswoić się z nie-życiem gdyż rozumiał coraz lepiej sytuację w której się znalazł. - Zarówno ja jak i ten kto mnie takim uczynił mamy jednym słowem przesrane. Tyle potrafię zrozumieć. Z pewnością muszę się nauczyć jeszcze więcej, to jak już mówiłem, odkrywanie na nowo świata. Tymczasem.
Tymi słowy pożegnał swojego gospodarza i zniknął za zamykającymi się drzwiami. Alek stał chwilę próbując uświadomić sobie czy o niczym nie zapomniał powiedzieć młodemu wampirowi. Chyba nic się nie stanie jak na razie nie będzie słyszał o dyscyplinach i mocy krwi. To mu do szczęścia nie potrzebne.
Rosjanin ruszył pod prysznic gdzie przy namiastce utraconej ciepłoty ciała, jaka dawała mu ciepła kąpiel, mógł rozmyślać. Gangrel chce wyrównania rachunku. Ciotka, Malakawianka robi jakąś hecę z herbatką... na której ma też być jego brat Mike. Starego gdzieś znów wcięło zaś trzeci Brujah z jego krwi gdzieś sobie hasa tak jak komendant. Atena wydaje się próbować zawrzeć z nim sojusz, ale co oboje z tego będą mieli? No i pozostał ten dziwny i przerażający Larris, który go pchnął do kostnicy gdzie spotkał Behr'a... Był jeszcze śmiertelnik, pismak Summers, który za bardzo węszył. Nim jednak Wolf przejmował się jak na razie najmniej. Czy to już wszyscy? Alek poukładał ich sobie w głowie i próbował zaszufladkować od najważniejszego do najmniej ważnego. Plan wieczoru układał już wycierając się ręcznikiem i zakładając świeże ubranie. Był gotowy sprostać nocy.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
malkawiasz
Gracz



Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Wto 8:39, 11 Lut 2014 Powrót do góry

Pożegnał swego nowego współlokatora i wziął w końcu prysznic. Ostatnio stawał się chyba fatalistą bo już na starcie przewidywał, że będą z Behrem pewnie jakieś kłopoty. Na szczęście nie było jeszcze z nim tak źle, żeby martwił się tym na zapas. W sumie to miał zbyt wiele bieżących spraw o wiele większej wagi. Próbował sobie ułożyć jakiś plan wedle ważności spraw.
Jakby nie kombinował każda sprawa, każda osoba przedstawiała problem nie cierpiący zwłoki. Nie miał złudzeń, wiedział, że każdy problem pozostawiony sobie stawał się bardziej skomplikowany i tworzył kolejne. Trzeba było wziąć się w garść i zabrać do roboty. Na szczęście użalanie się nad sobą nie leżało w jego naturze i wolał działać.
Skończywszy prysznic natarł się energicznie ręcznikiem i zabrał za ubieranie.

„Gangrel może chwilę poczekać. Przeczytam tylko akta, a zabiorę się za to jutro. Malkawianka to co innego. Nie wiem co ode mnie chce, ale mam ochotę z nią pogadać. Zobaczymy w co z kolei ona chce mnie wplatać, a może przy okazji dowiem się czegoś nowego. Poza tym nie wyglądała na miłą, nie warto być dla niej nie grzecznym. Mam nadzieję, ze herbatka to tylko przenośnia i nie będę musiał udawać, że mi smakuje.”

Ubrał się szybko i zasiadł do lektury. Akta były raczej kompletne, choć skoro Gangrel miał je z archiwum policji to Alek zastanawiał się czy może już się nie zdezaktualizowały. Przysporzyło by mu to dodatkowego węszenia. Cóż, kolejne zmartwienie na potem.

Najmniej go martwił ten Summers, więc postanowił, że najpierw pogada z Behrem na jego temat, może uda się wmanewrować w to komendanta i problem byłby z głowy. Spotkanie z Ateną musiało poczekać, najpierw obowiązki potem przyjemności. Niepokoił go nowy gracz. Ten Larris. Wielka niewiadoma. Cóż, po herbatce chyba będzie musiał wybrać się na poszukiwanie Dedleya. No i została jeszcze misja od księcia. Cholerny ojciec i jego nieznany brat. Skrzywił się i przeklął brzydko. W ogóle mu się to nie uśmiechało. pieprzone zasady. Było miejsce tylko dal dwóch. Czyli musi wykończyć Mike’a lub tamtego. I nie dać w tym czasie wykończyć siebie. W ogóle mu się to nie podobało. Zdegustowany cała sytuacją wyjął ze skrytki broń. Nie wybierał się na wojnę wiec wziął tylko mały rewolwer i składany nóż. Przezorny zawsze ubezpieczony, jak głosił nowy neon przed głównym bankiem w Seattle.

Plan nocy miał już ułożony. Najpierw zapoluje bo to najpilniejsza sprawa. Mogło się okazać, że będzie musiał się ukryć i nie będzie miał czasu na polowanie. Potem uda się na herbatkę i przy okazji pogada z bratem. Potem poszuka Dedleya i zobaczy co dalej.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Wto 15:41, 11 Lut 2014 Powrót do góry

Noc zapowiadała się o wiele pogodniej niż poprzednia. Ciężkie śniegowe chmury znikały już gdzieś nad Kanadą i zastąpiło je dość pogodne, rozgwieżdżone niebo. W dzień musiało być dość ciepło gdyż wczorajszy śnieg zmienił się już w oceany kałuż z niewielkimi wyspami brudnego śniegu lub błota. Alek polował raczej mniej otwarcie niż Ventrue czy Toreadorzy. Był też mniej delikatny w tych sprawach. Trafiło się jakiemuś robotnikowi wracającemu ze zmiany lub idącemu na cmentarną szychtę. Wampir był dość głodny więc tym razem musiał zabić. Nie po raz pierwszy i nie ostatni. Ciało spoczęło gdzieś pod płotem. Znajdą go lumpy lub jakieś dziwki. Dopiero porządny obywatel zgłosi to policji a wówczas wszelkie ślady zostaną zatarte.

Syty, pełny obaw jednak pewny siebie Brujah ruszył na spotkanie u Cioteczki. Dość pobieżnie orientował się w jakich rejonach miasta ona urzęduje, ale spodziewał się, że jeśli ma do niej trafić to z pewnością mu się uda. Zajechał w okolice zamkniętego szpitala. Postawiono go na podmokłych terenach i zanim zawaliło się jedno ze skrzydeł miasto zdążyło ewakuować personel i pacjentów. Alek słyszał o tym incydencie. Podobno zagrożone skrzydło to był oddział dla umysłowo i psychicznie chorych. Cóż za ironia. Wiedział ze swoich wiadomości, że Cioteczka jest jakoś powiązana z tym szpitalem. Alek odczytał metalową tabliczkę, którą czas zdążył już nadryść "Szpital im. Randalla Flagg'a". Kim był ten cały Flagg?
- Psychiatrą z powołania i wampirem jak my z przeznaczenia - usłyszał spokojny głos wydobywający się z mroku nocy. Zdanie zostało wypowiedziane tak jakby gość czytał w myślach Wolfa.Po chwili spersonalizował się on w postaci dość niskiego mężczyzny w okularach i z bokobrodami tak bujnymi, że Brujah dziwił się jak ktoś o zdrowych zmysłach mógł nosić takie coś. Odpowiedź zjawiła się niemal natychmiast w postaci bladej, niezdrowej cery i zimnych, trupiopodobnych oczu.
- Wołają mnie Norton i tak jak Randall Flagg jestem wizjonerem. Szkoda, że Pocałunek spowodował jego śmierć, ale przetrwał on w naszej pamięci. Ty musisz być Alek, syn Michelsa. Trafiłeś prawie dobrze. Szpital, a właściwie to co po nim pozostało to niepisana domena Cioteczki. Jednak oczekuje cię ona na Acacia Avenue w swoim domu. To niedaleko. Przejdźmy się.
Norton ruszył pierwszy. Ubrany był w staromodny frak, który miał chyba na sobie od momentu przeistoczenia. Był on powycierany na łokciach, w niektórych miejscach miał dziury w innych łaty. Niski mężczyzna szedł sprężystym krokiem kogoś kto czuje się pewnie. Nie oglądał się za siebie. Chyba było mu wszystko jedno czy Alek za nim ruszy. Jednak Brujah aby trafić na "herbatkę" u Cioteczki musiał podążać za Nortonem.
- James opowiadał mi o tobie. Muszę podziękować za to co ty i Mike dla niego zrobiliście. Nadal jest wśród nas. Teraz niestety popadł w tą swoją katatonię i zapętlił się biedaczek w wyimaginowanym świecie. Wiesz, on na nowo przeżywa historię ze swoją żoną. Potrącił ją śmiertelnie dwa lata temu. Była przy nadziei. To go rozbiło w proch. Gdy ofiarowałem mu swój Pocałunek całą sprawa jeszcze bardziej się pogłębiła. Potrafi miesiącami siedzieć bez ruchu, wpatrzony w jeden punkt. Gdyby nie Cioteczka z pewnością zapadłby już w letarg. Cioteczka Betty na swój sposób lubi James'a. Zresztą ona na swój sposób lubi wszystkich... do momentu gdy się Cioteczki słucha. - puścił oko do swojego rozmówcy. Ten niski, rzeczowy wampir wydał się Alekowi niczym taki dobry wujek, który próbuje nakłonić go do "właściwego i jedynego słusznego" zachowania.
- Tak więc James jest uziemiony na jakiś czas. Taki żywot. O już jesteśmy.
Przeszli może trzy przecznice i znaleźli się w dzielnicy małych identycznych domków. Kiedyś były one białe ale czas poszarzał ich zewnętrza i teraz jawiły się jak opuszczone, choć tak nie było. W niektórych paliło się nikłe światło świec, w innych karbidowe lampy a w jeszcze innych podłączona była elektryczność. Norton zatrzymał się właśnie przed domem, w którym paliły się niesforne ogniki świec. Alek zapamiętał adres Acacia Avenue.
- Betty jest dość staromodna. Powtarzam jej zatwardziale, że kiedyś płonie od tych swoich świeczek, ale ona uparcie obstawia przy swoim. Miłej nocy życzę.
Tymi słowy pożegnał Aleka który zostawiony sam sobie wkroczył na niewielkie podwórze. Z wnętrza domu dochodziły go trzy, może cztery głosy. Zawahał się i nie wszedł bez pukania. Pomyślał, że skoro Cioteczka była tak konserwatywna to może odebrać to jako nietakt. Zapukał. Otworzył mu nie kto inny jak Mike, jego brat w ciemności.
- Hola brachu! - przywitał go z uśmiechem na twarzy - Ale tu jest impreza! Przyjęcie jak się patrzy, na lepszej nigdy nie byłem! - sztuczny uśmiech i to zabójcze spojrzenie jakim obdarzył Aleka powiedziały mu wszystko - Mike nudził się tu jak cholera i oddałby pół swojej nieśmiertelności za to aby się stąd wyrwać.
Brujah wszedł. Już od progu uderzył go zapach domu gdzie mieszka stara osoba, wymagająca opieki. Pachniało maścią nagietkową, starym potem i moczem. Zapach herbaty próbował to nieudolnie maskować. Mike przysunął się i szepnął do ucha bratu
- Tylko my i Cioteczka jesteśmy z Rodziny. Reszta staruchów na sali to śmiertelniczki. Ciotka odgrywa jakiś cyrk przed nimi, że niby jesteśmy jej siostrzeńcami czy coś. Graj i ładnie się uśmiechaj. Ja nie wiem o co w tym wszystkim chodzi.
Alek wszedł do jadalni. Rzeczywiście, przy okrągłym stole siedziała Cioteczka Betty ubrana odświętnie w kremową suknię. Światła wszędobylnych świec (które stały chyba na każdej możliwej powierzchni) oświetlały trzy przycupnięte staruszki, które tylko wyglądem przypominały Betty. Wszystkie około osiemdziesiątki, pomarszczone, z chudymi dłońmi, które dzielnie dzierżyły filiżanki z herbatą. W tle sączyła się delikatna muzyka z gramofonu.
- Och, och toż to mój drugi siostrzeniec równie uroczy co i pierwszy - Cioteczka machnęła ręką w stronę sędziwych dam - Aleks poznaj madame Cecile Reese, Victorię Plum oraz moją serdeczną przyjaciółkę Weronikę Drepeau z uroczego Montrealu.
Alek ucałował lekko wyciągnięte w jego stronę dłonie w rękawiczkach. Czuł ich starość, czuł ich kruchość i życie wylewające się z tych marnych ciał. Niewiele im już go pozostało.
- Och Betty, nie mogłam się doczekać aż przedstawisz nam tych swoich siostrzeńców - rzekła Weronika zaciągając głoski z Francuska tak, że Brujah nie od razu zrozumiał co ona mówi. - Obaj są magnifique.
Betty posłała obu Brujahom uśmiech u poprosiła ich aby usiedli.
- Napijesz się czegoś Aleks? - spytała nagle Cioteczka nadal się uśmiechając. - Poczęstuj się ciasteczkiem, własny wypiek.
- Tak, Aleks - dodał z lekką nutą ironii w głosie Mike - Ciasteczka są genialnie przepyszne.
Alek siedzący przy stole z dwoma wampirami oraz trzema śmiertelnymi staruszkami zdał sobie sprawę, że chyba się pomylił. Czuł, że staje się postacią jakiejś groteski, która nie wiadomo gdzie go zaprowadzi, czy na skraj szaleństwa czy ku zagładzie. Musiał grać w grę Ciotki Betty czy chciał czy nie. Zadawał sobie pytanie: po co?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Danaet dnia Czw 12:53, 10 Kwi 2014, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
malkawiasz
Gracz



Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Śro 13:11, 12 Lut 2014 Powrót do góry

Gdy głód nie doskwiera świat zawsze zdaje się przyjaźniejszym miejscem. I tym razem tak było. Gdy Alek poczuł jak ciepłe vitae rozpływa się po jego ciele jego obawy zmalały. Poczuł, że noc jest jeszcze młoda i wiele przed nim. Odsunął troski na dalszy plan i pomaszerował w kierunku szpitala dla świrów. Nie bardzo wiedział gdzie miała odbyć się ta herbatka ale miał sporo czasu i wiedział, że skoro tamta będzie chciała zostać znaleziona to nie ma się czym martwić. Ku swemu zaskoczeniu spotkał innego dziwaka, który okazał się ojcem Jamesa. Z ciekawością wysłuchał jego historii i powiedział, że z chęcią odwiedzi tamtego jeśli będzie można. Może rozmowa z nim go jakoś pobudzi.
Po krótkim pożegnaniu znalazł się na progu domku Cioteczki, a drzwi otworzył mu brat. Alek z miejsca pomyślał, że woli chyba towarzystwo poprzedniego świra. Gdy jednak spostrzegł, że jego brat jest w złym nastroju i kiepsko się bawi humor mu się poprawił. Wrodzony oportunizm sprawił, że na złość bratu postanowił brać udział w farsie i przedłużać ją jeszcze bardziej. Cała scena bardzo mu przypominała herbatkę u babci Wiery, która jak twierdziła jego matka była jakąś szlachcianką. Babcia znała wiele opowieści z dworu Romanowów i ponoć przyjaźniła się z samą żoną Mikołaja II. Młody Alek często słuchał jej opowieści lecz nie do końca dawał wszystkim wiarę. Babci pod koniec trochę mieszały się czasy i wydarzenia. Mimo wszystko herbatki u niej były bardzo podobne. Wykwintne, eleganckie, jak z muzeum. Z jedną różnicą. U nich zawsze stał samowar.

- A dziękuję proszę Cioteczki. Czaju nigdy nie odmówię. I ciasteczko poproszę. – Alek przyjął herbatę i zgodnie ze starym przyzwyczajeniem posłodził obficie. Chwilę czasu zajęło mu wymerdanie dokładnie wszystkiego, ale zrobił to niezwykle pieczołowicie by zyskać trochę czasu. Mimo wszystko robił to delikatnie by nie dzwonić łyżką, jego babcia tego nie lubiła. Zwykła mawiać - "Alieeeksij nie jesteś w kościele, nie tarabań w szklankę.”

- A jak tam zdrowie drogiej Cioteczki?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Czw 13:23, 13 Lut 2014 Powrót do góry

Mike skrzywił się wyraźnie gdy dostrzegł ,że jego brat bawi się przednio i robi mu na złość. Praktycznie milczał a na pytania staruszek odpowiadał zdawkowo. Wszystko zmieniło się gdy Betty zaproponowała mu kolejny raz ciastko
- A ty Mike? Czemu nie skosztujesz mojej kuchni? - spytała
- Wie ciocia, że lekarz zalecił mi inną dietę - rzekł z bezczelnym uśmiechem Irlandczyk. Trzy staruszki spojrzały się na Mike'a wyraźnie zaskoczone.
- Taki młody a już chorowity! - madame Drepeau była szczerze zaniepokojona - Co ci dolega młodzieńcze?
Mike miał już odpowiedzieć gdy wtem cioteczka uderzyła mocno pięścią w stół tak, że podskoczyła cała porcelana. Gdy brzdęk ucichł Betty wycedziła przez zęby:
- Będziesz żarł moje ciastka nawet gdyby miał to być twój ostatni posiłek w życiu smarkaczu!
Alek dostrzegł ten błysk w oczach Cioteczki. Ona użyła Dominacji na Mike'u! Młody Brujah wziął garść ciastek, wepchnął je sobie do ust i z trudem zaczął gryźć.
- Och ale nie tak nieprzystojnie - rzekła już spokojniej, ukontentowana Cioteczka. Najwyraźniej jej wybuch przeszedł bez echa wśród pozostałych kobiet, Alek był niemal pewny, że są one również pod wpływem mocy Malkawianki.
Mike przełknął to co wpakował sobie do ust i chyba zrozumiał, że kobieta nim manipuluje gdyż z wysiłkiem jęknął
- Ty głupia suko!
Z początku Betty udała, że nic nie słyszała i Alek sądził, że Mike'owi się upiekło. Jednak Cioteczka wstała powoli, jak na kobietę w jej wieku przystało i dostojnie podeszła do Brujaha. Jeden szybki i diabelsko silny cios sprawił, że Mike trzepnął głową o stół przewracając go, rozlewając herbatę i rozsypując ciastka i zastawę. Alek wstał, pozostałe kobiety wydały z siebie tylko lekkie westchnięcie. Madame Drepeau złapała się za pierś jedną ręką a drugą wachlowała sobie twarz. Sam Brujah został podniesiony przez Cioteczkę i postawiony na nogi.
- Słuchaj młodzieńcze gdy starsi mówią bo możesz wynieść z tej lekcji jakąś naukę. Nie będę tolerowała takiego języka w moim domu! Wy Irlandczycy uważacie się, że wszystko wam wolno, ale tak nie jest. Ten kraj zbudowali tacy jak ty ale nie TY. Dlatego teraz ładnie przeprosisz mnie i te trzy damy oraz wyjdziesz i do póki nie zmienisz swojego zachowania twoja noga nigdy nie postanie w tym domu. Zrozumiałeś!?
Mike był na granicy szału. Słychać to było po głuchym warknięciu. Alek gotował się już na najgorsze. Musiał jakoś przemówić bratu do rozumu, a raczej uspokoić jakoś jego Bestię. Przez głowę przeszła mu myśl aby nie wyrwać nogi od przewróconego stołu i nie zakołkować nie braciszka. Brujah nadal trzymany przez Cioteczkę za kołnierz wydawał się na wpół oszalały. Tymczasem Betty najwyraźniej nic sobie z tego nie robiła i wpatrywała się tylko swoimi starczymi oczami w oblicze O'Connela. Trzy damy również nie zdawały się przejmować tą scena. Musiały być zdominowane przez Malkawiankę, inaczej podniosły by raban.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Danaet dnia Czw 13:24, 13 Lut 2014, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
malkawiasz
Gracz



Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Pią 8:07, 14 Lut 2014 Powrót do góry

Alek stanął przed poważnym problemem. Nie potrafił już przyjmować pokarmów i musiał jakoś dyskretnie pozbyć się ciasteczka. Jego problem został jednak rozwiązany w inny sposób. Mike’owi nie starczyło cierpliwości, czego w sumie można było się po nim spodziewać. Awantura rozgorzała w ciągu kilku chwil, Alek odskoczył w pierwszej chwili do tyłu by nie oberwać przypadkowo. Wykorzystał dogodność i nie postrzeżenie schował ciasteczka do kieszeni. Sytuacja zaczęła się zaogniać i już zaczął się zastanawiać czy przypadkiem nie będzie musiał zakołkować brata. Potem jednak doszedł do głosu jego spryt i Alek.

„Jeśli ona pozbędzie się Mike’a to w sumie będę miał problem z głowy. Nigdy nie lubiłem tego sukinsyna, a ojciec zawsze go faworyzował. Przy okazji odpadł by mi problem trzeciego brata. Pieprzony Książe wyraźnie dał nam do zrozumienia, że miejsca jest dla dwóch.”

Włożył rękę do kieszeni i zacisnął na rękojeści rewolweru. W każdej chwili mógł strzelać lub wyszarpnąć go i użyć jako kastetu. Ustawił się tak by osłonić pozostałe kobiety przed wałczącą para i czekał na rozwój wypadków.

- Mike. Uspokój się i nie rób nic głupiego.
– Odezwał się lecz raczej tylko po ty by nikt mu potem nie zarzucił, że nie chciał pomagać.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Wto 18:00, 18 Lut 2014 Powrót do góry

Oczy Mike'a naszły krwią. Wyglądał niczym wściekły pies. Brakowało tylko toczącej się piany z ust Brujah. Cioteczka przyjmowała to ze stoickim spokojem damy, która wyniosła porządne wychowanie. Pozostałe kobiety nadal udawały niemoc na skutek wybryków młodzieńca. Betty potrząsnęła energicznie kołnierzem Irlandczyka przez to i samym wampirem targnęło kilka razy. Zawarczał.
- Czy. Mnie. Słyszałeś? - spytała cedząc każde słowo przez zęby. Ukazały się kły, zarówno u Mike'a jak i u cioteczki. Jedno warknięcie Betty. Alekowi wydawało się, że kły Betty wydłużyły się nieznacznie a oblicze zmieniło. Oczy poczerniały a policzki pokryły się upiornie siną siatką zmarszczek. Potem Cioteczka cisnęła jego bratem o ścianę tak, że spadł zeń okrągły obraz przedstawiający portret jakiegoś młodzieńca. Mike nie czekał na dalszy ciąg. Dosłownie skamląc przeszedł dwa metry na czworakach zanim zdołał wstać i wybiegł nie zamykając za sobą drzwi.
Betty, już z normalną twarzą staruszki, podreptała leniwie w tamtą stronę i bez słowa zamknęła frontowe wejście. Gdy wróciła do jadalni ujęła za nogę stół i postawiła go tak jak stał wcześniej.
- Szkoda ładnego serwisu. - rzekła z uśmiechem do Aleka - Ale takich młodych trzeba trzymać krótko. Jak mieszkałam w Bostonie takie zachowanie karane było chłostą. I tak mu się upiekło. - puściła oko do Brujaha i skierowała swoje słowa do reszty obecnych - Moje drogie, moje kochane, cóż obawiam się, że dzisiejszy wieczór dobiegł końca przez ten niefortunny incydent. W ramach rekompensaty, moje miłe, zaproszę was za tydzień na małe co nie co. Wpadniecie?
Damy poczęły się podnosić machając rękami i zapewniając, że "nic się nie stało", albo "och, przecież to i tak był uroczy wieczór".
Alek jako wychowany i uczynny młodzieniec podał każdej z pań płaszcz i odprowadził do wyjścia.
Gdy pożegnaniom nadszedł kres a damy zapewniły o swojej obecności w przyszłym tygodniu znalazł się sam na sam z Cioteczką i ujrzał ją jak zbiera skorupy potłuczonej zastawy, sztućce i resztki ciastek. Wszystko to wrzuciła w obrus, zawinęła i wyniosła. Gdy powróciła skinieniem ręki zawołała Aleka do innego pomieszczenia. Okazało się ono niedużym, acz przytulnym gabinetem. Oświetlało go stanowczo mniej świec niż jadalnię. Cioteczka usadowiła się w wygodnym fotelu sięgając wcześniej po jakąś książkę. Alek dostrzegł, że była to "Etykieta dla dam i kawalerów". Cioteczka położyła ją na małym stoliku do korespondencji i rzekła.
- Gdy będziesz następnym razem widział tego idiotę daj mu to i powiedz, że jeżeli raz jeszcze mi się sprzeciwi to zamiast Dominacji i Prezencji spotka go potraktowanie Akceleracją, Potencją i Transformacją. Może sobie przypomni spotkanie z Gangrelem i jak będzie miał flaki na wierzchu to każe mu je jeszcze raz zjeść - mówiła to tak spokojnym i delikatnym głosem jak tylko szalona malkavianka potrafi. - Usiądź Alek, potowarzysz starej kobiecie.
Alek zajął drugi fotel. Był miękki i pachniał cygarami. Na jego oparciach widać było lekkie przypalenia gdy ongiś spadał na nie żar z cygara.
- Należał do mojego świętej pamięci męża Augusta. - wskazałą na fotel - Zmarło mu się dwa lata przede mną, biedaczek. Gdyby poczekał jeszcze trochę może nadal bylibyśmy razem? Wiesz, odkąd mój statek przybił do portu w Bostonie od razu pożałowałam, że zabrałam rzeczy Augusta a jego doczesne szczątki zostawiłam w Brighton. Ten nicpoń co mnie przemienił nie nadawał się na ojca. Mamy więc wiele wspólnego, ty i ja. - przysunęła się lekko w stronę Aleka wychylając się z fotela.
- Co planujesz zrobić ze swoim, hmm, nieprawym bratem? Nie sądzisz, że Fraser zbyt pobłaża twojemu ojczulkowi? Musi mieć w tym jakiś interes. Poznałam kiedyś księcia Atlanty, wiesz? J. Benison'a Hodge'a - to jest prawdziwy władca miasta! Choć pochodzi z mojego klanu a nie z Ventrów czy Pucybutów... tak nazywam Toreadorów bo do niczego innego się nie nadają. W Atlancie, nieważne kto, czy dzieciak czy primogen za złamanie prawa zostaliby ukarani. Fraser to hipokryta. Niby tak grzmi, że uratował nas przed łowcami na początku wieku a teraz popuszcza smycze, które tak ładnie ściskały szyje naszej społeczności. - zgrzytnęła zębami - Wiesz co? Idź w noc, zrób sobie dzieciaka a on i tak się o tym nie dowie. - prychnęła z pogardą i znów ułożyła się wygodnie w fotelu - Wydaje mi się, że Fraser stracił panowanie nad nosferatami. Jego przepływ informacji musi być coraz słabszy albo po prostu go oszukują. - zamilkła i popatrzyła z półuśmiechem na Aleka - Twój umysł teraz pracuje na zdwojonych obrotach, prawda? Starsza mówi więc ja słucham. Chłoń wiedzę młody. Chłoń i służ. Po co ci to mówię? Sama kiedyś byłam w twoim wieku... choć wówczas byłam jeszcze śmiertelna... Tak! Tan kretyn, który dał mi wieczne życie uczynił to u kresu śmiertelnego. Przyjechał do mojego dworku jak młody dandys, gdy byłam już umierająca. Zdychałam na tą chorobę, na którą zdychają wszyscy, na życie. Umierałam ze starości a on wlał we mnie tę całą pustkę której tak się obawiałam! Jawił mi się jak syn, który dawno temu zginął na wojnie o jakieś ucho!. Ponoć w majakach nazywałam go Thomasem a moja służba w trosce o mnie pozwalała mu opiekować się mną! Trwało to nie dłużej niż tydzień i gdy nadszedł mój czas... on mi go skradł! - rzekła z emfazą. Alek był pewny, że słucha prawdziwej Betty z Brighton, nie Cioteczki o dobrych manierach, która zagłaskałaby kota a potem skręciła mu kark gdyby ją zadrapał. To była Betty z Anglii, Betty jaka narodziła się dla nocy.
- Uch... ja paplam opowiadam, a ty z pewnością chcesz odpowiedzieć mi na pytanie co chcesz zrobić w sprawie trzech Brujah gdy miało być dwóch? - posłała mu starczy uśmiech, w którym wargami starannie zasłaniała zęby.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Danaet dnia Śro 9:04, 19 Lut 2014, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
malkawiasz
Gracz



Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Czw 8:08, 20 Lut 2014 Powrót do góry

Brujah trzymał nerwy na wodzy gdy Cioteczka robiła porządek z jego braciszkiem. Przez myśl mu przeszło jedynie, że zrobiła sobie dozgonnego wroga. Mike należał chyba do tych młodych, którzy upojeni nową potęgą uważają, że są wszechmocni. Alek przypuszczał, że to władza z poprzedniego życia mogła na niego mieć taki wpływ, a może taki miał charakter. Słabo go znał. Mieli wprawdzie tego samego stwórcę lecz to chyba jedyne co ich łączyło. Właściwie to była to kolejna rzecz, która ich dzieliła. Ojciec chyba z premedytacją tak to ustawił, przynajmniej Alek tak myślał. Cóż, miał nadzieję, że może Malkawianka rozwiąże jego problem lecz tak się nie stało. Ze stoickim spokojem przyjął książkę- prezent lecz poważnie się zastanawiał czy go przekazać. Mike na pewno wpadłby w szał. Co w sumie można by wykorzystać. Swoją drogą zastanawiał się co robi jego szalony brat w tej chwili. Brujah pałający gniewem, szalejący gdzieś na ulicach to nie jest najszczęśliwsza sytuacja, która może cię spotkać w nocy na ulicy.
Skrzywił się lekko słysząc groźby kobiety. Słowa, które wypowiadała tak nie pasowały do jej wizerunku dobrej cioteczki, że sytuacja wydała mu się jakaś nierealna. Groźby jednak potraktował na serio. Zdecydowanie lepiej było jej nie drażnić. Faktycznie Malkawianie byli nieobliczalni.
Zadał mu pytanie lecz nie czekając na odpowiedź zalała go falą swoich wspomnień. Słuchał starając się zrozumieć jak najwięcej. Sporo mu umknęło bo zastanawiał się czy robi to specjalnie czy po prostu jest trochę stuknięta. Po chwili jednak wróciła na ziemię i ponowiła pytanie.

- Ekhem – Odkaszlnął zakrywając usta dłonią. Skrępowanie wróciło i czuł się jak dzieciak w odwiedzinach u ciotki. Mimowolnie się wyprostował. – W tej sprawie mam jasno określone stanowisko. Planuje by jednym z tych dwóch był Alek Wolf. To wszystko. Nie lubię Mike. Nie znam tego trzeciego. Nie mam ochoty zabijać ani jednego, ani drugiego bo ktoś tak chce. Co nie zmienia faktu, że pozbędę się obu jeśli tylko mnie zaatakują. W sumie mój ojciec nabroił, a ja to muszę sprzątać. Wiem, że prawa rodziny są inne niż ludzkie i przetrwają najsilniejsi. Na razie szukam, kręcę się w koło i tak jak Cioteczka trafnie zauważyła, próbuje dowiedzieć się kto ma w tym jaki interes? Bo jakoś straciłem wiarę w ludzi, ostatnio każdy ma do mnie jakiś interes. – Uśmiechnął się i przez grzeczność nie dodał, że ona go pewnie też na herbatkę nie zaprosiła.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Sob 11:23, 22 Lut 2014 Powrót do góry

- Interes-szmeres - szepnęła Betty ale tak aby Alek to usłyszał. Położyła dłonie na kolanach jak poprawna pensjonariuszka i kiwnąwszy lekko głową rzekła.
- To zdrowe podejście. Masz głowę na karku. Z doświadczenia jednak wiem, że dzieci przeciw swoim rodzicom nie mają zbyt dużych szans. - posłała mu spojrzenie swoich błękitnych oczu, które Alek dyskretnie próbował ominąć - Och, głuptasie, jakbym chciała cię zaczarować zrobiłabym to już dawno - zarechotała wesoło klepiąc się lekko w kolano - Nie mam na celu robienia sobie z ciebie marionetki. Jednego czego mnie nauczyło życie to tego aby liczyć na siebie. Moce wpływania na umysł są dobre na śmiertelnych, oni są tak słabi i nieporadni, że aż czasami litość bierze. Jednak wpływanie czarami na wampiry to już inna sprawa. Coś zawsze może pójść nie tak, mogą się z tego szybko otrząsnąć i cały plan diabli wezmą. Widziałam jak płonie Nowy Orlean tylko dlatego, że tamtejszy władca zbytnio polegał na mocy dominacji. Byłam wtedy świeżo po przemianie i postanowiłam spędzić resztę swoich dni albo raczej nocy na podróżach. Wyniosłam z tego kilka lekcji, spotkałam wampiry różnych kultur, klanów. Byłam nawet w Meksyku, przez krótką chwilę. Obserwowałam Sabat. To cudowne patrzeć jak te wampiry robią to samo co my, tylko nie kryją się z tym. - uśmiechnęła się po raz kolejny a siateczka zmarszczek pogłębiła się po bokach jej oczu; to był szczery uśmiech - Nie odbierz moich słów źle. Camarilla to najlepsze co mogło nas spotkać... - zamilkła na chwilę aby sprawdzić reakcję rozmówcy - Jak mówiłam, byłam w Atlancie, w Bostonie, nawet w Teksasie. Goniłam za przygodą, której nigdy nie przeżyłam, ale wszędzie tam gdzie mnie chciano zawsze odkrywałam tą jedną prawdę, nieważne ilu masz sprzymierzeńców, towarzyszy, ghuli czy śmiertelnych kompanów, jeżeli coś planujesz, planuj sam i wykonaj sam.
Zrobiła długą pauzę jakby zastanawiając się co ma dalej powiedzieć. W końcu kontynuowała.
- Widziałam jak przez zdradę ghula padają dziesięcioletnie przymierza a nawet całe miasta. Nie jestem najstarsza w Seattle, choć z pewnością mam największy staż jako śmiertelna - znów zarechotała - Teraz zachodzisz w głowę po co ta starucha mnie tu ściągnęła i gada mi takie głupoty. Otóż zaraz ci to wyjaśnię. Malkawianie są postrzegani lekko z przymrużeniem oka, czasem nieszkodliwi dziwacy lub wręcz klauni. Czy psychopata z siekierą jest nieszkodliwy? Czy paranoik mordujący każdego, kto potencjalnie wyda mu się zagrożeniem jest powodem do śmiechu? Och, nie. Wiesz kim jest James Carmichael, dobrze znany ci młody Świrus? Seryjnym psychopatą. Ma na swoim koncie śmierć kilku niewiast tu w Seattle a policja nadal szuka tych nieszczęśnic. Miałam plany co do tego młokosa, ale Pocałunek sprawił, że na większą część czasy robi się on bezużyteczny. Nie wiem jak przyjmie to Norton gdy powiem mu, że James'a trzeba zgładzić. Nie jest on potrzebny. - spojrzała w oczy Alekowi, długo i poważnie - Nie, nie chcę abyś go zastąpił. Chcę ci tylko uzmysłowić jak postrzega się bezużytecznych młodych. Ja chcę ci przekazać wiedzę. Wiedzę o mieście. Błądzisz w ciemności mój drogi i przydałby ci się ktoś z latarnią. Teraz myślisz, co ta jędza będzie ode mnie chciała w zamian? Nic. W zupełności. Ani teraz ani potem. Nie będę się ubiegać o żaden dług gdyż takowego nie będzie. Sama kiedyś byłam postawiona w podobnej sytuacji, sama, praktycznie bez opieki stwórcy, musiałam odkrywać ten świat. Co ty na to Alek? Skusisz się? - ostatnie słowa przebrzmiały w gabinecie i słychać było tylko ciche tykanie zegara...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Danaet dnia Sob 11:26, 22 Lut 2014, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
malkawiasz
Gracz



Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Pon 8:45, 24 Lut 2014 Powrót do góry

Siedzenie na herbatce u Malkawianki przyprawiało go o dreszcze. Było prawdopodobnie tak bezpieczne jak piknik na bombie zegarowej, a tykanie zegara w tle tylko potęgowało to wrażenie. Mimo wszystko nie mógł się zmusić do szybkiego wyjścia. Cioteczka zręcznie przedstawiła mu swa propozycję, tak że nie zastanawiał się nad wyborem. Dalej wątpił w jej czyste intencje, ale informacja to była najcenniejsza rzecz jaką znał i gotów byłby nawet zapłacić przysługą, komuś kto postanowił rzucić trochę światła na jego życie.

- Pewnie, że się skusze. Jeśli Cioteczka byłaby taka łaskawa to byłbym wdzięczny. Sam wiem, że młodzi nie mają szans w tą grę ze starszymi.

„Ostatnimi czasy widywał kilka starszych wampirów manifestujących swoje moce i już sam doszedł do tego wniosku. Został by zjedzony i nawet pewnie by nie zauważył. Zastanawiał się ile czasu musiało by upłynąć by sam załapał się do wyższej ligi.”

- Najbardziej interesuje mnie w tej chwili w co pogrywa mój ociec i co z tym trzecim bratem. – Potarł w zamyśleniu policzek. Faktycznie ze wszystkich problemów ten był chyba najpilniejszy bo sprowadzał mu księcia na głowę. Niestety Alek nie miał żadnych interesów z księciem, więc wątpił, że tamten będzie się z nim patyczkował.

- Wspomniała Cioteczka o sabacie. Wiem, że to nasi wrogowie lecz nic ponadto. Chętnie bym o nich usłyszał. – Słuchając uważnie jej wcześniejszych słów odniósł wrażenie, że stara wampirzyca nie jest do nich uprzedzona i pomyślał, że warto było by pozyskać informację od kogoś w miarę obiektywnego.

„Nawet jak się okaże, że malkawianka jest wariatka i zmyśla, to i tak warto jej posłuchać. Umie ciekawie opowiadać.” – Pomyślał i usadowił się wygodniej. Tym razem nie odwracał wzroku i spojrzał jej w oczy.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Pon 19:08, 24 Lut 2014 Powrót do góry

Betty zatarła ręce ze stwierdzeniem na ustach
- No to wyrównajmy szanse. Widzę, że przekonałeś się już co do mnie mój kochany - dodała gdy spojrzenie Aleka spotkało się z jej - Dobrze, nie lubię niejasności. W co gra twój tatuś? To jest dobre pytanie. Zgrywa twardziela, co to mocną ręką trzyma swój biznes w ryzach. Jednak ten interes przelatuje mu przez palce. Konkurencja z południa, z północy a tu w Seattle rynek zbytu nie jest zbyt duży. Komu ma handlować tą swoją broń? Myśliwym? Prohibicja wydaje z siebie ostatnie tchnienia, nawet głupi śmiertelni to wiedzą. Nie udała się tym debilom z rządu. Stracili na nią więcej energii i pieniędzy niż sądzili, że zyskają. Twój stwórca myślał, że wejdzie w biznes zbrojeniowy. Nawet nieźle mu to szło, gdyby nie zadarł z przedsiębiorcami z Kalifornii. Trochę mu się tym przysłużyłeś, pamiętasz? Jeszcze jak oddychałeś buszowałeś dla niego w Los Angeles. - spojrzała na niego łagodnie - Ale nie przejmuj się, nie przez ciebie ma problemy. Po prostu nacisnął na zbyt wiele odcisków. Nie wpadł na to, że nie jest jedynym wampirem w okolicy, który chce handlować bronią. Jako, że panuje i w tym biznesie prawo silniejszego postanowił trochę nagiąć prawa nadane mu przez Frasera i stworzył sobie kolejnego potomka. Tym razem nie popełnił tego błędu, och wybacz nazywam to tak tylko w odniesieniu do jego osoby, i szybko związał krwią swojego trzeciego synalka - zrobiła pauzę sprawdzając reakcję Aleka - Tak przynajmniej twierdzi Atena. To miła kobieta, ale uważaj na nią. Pojawia się i znika. Nikt nie wie gdzie i co robi. Niestety panna Floyd nie raczyła mi wyjawić kim jest wspomniany Brujah jednak stara cioteczka ma swoje sposoby - postukała się w skroń palcem wskazującym - Kain w swojej łasce obdarował nas kilkoma sztuczkami. Mój stwórca, niech diabeł zawlecze go do piekła czym prędzej, był bardzo blisko Kaina, jeśli wiesz o czym mowa. Moja krew jest silna i wbrew pozorom nie byłam leniwa podczas tych lat. Myśli Ateny to zagadka, skrzętnie ukrywała osobę trzeciego syna Michelsa jednak na wierzch wypływał zawsze mundur Armii Stanów Zjednoczonych. - uśmiechnęła się tryumfalnie - Jak wiesz w Seattle mamy dwie fabryki zbrojeniowe. Fraser zabronił kontroli tych obiektów przez członków rodziny, wiesz dlaczego? Podczas Wielkiej Wojny ludzie użyli takiej ilości broni i takich typów, że wielu Spokrewnionych obawia się ich bardziej niż słońca i ognia. Gaz musztardowy ponoć działał doskonale również na kainitów! Zakaz nałożony jest również na jednostkę Navy. Najwidoczniej, a tu już są tylko moje domysły - Michels szukając taniej i masowo produkowanej broni skierował swoje poczynania w stronę armii. Z pewnością najpierw kontrolował tego oficera przy pomocy czarów, jednak później albo mu się zaczął palić grunt pod nogami i musiał zaryzykować, albo po prostu ot tak. Wiesz przecież jaki z niego ryzykant. Złamał nie tylko prawa Rodziny ale także zakaz księcia. Co z tego wyniknie? Zobaczymy.
Cioteczka zamilkła na dłużej dając Alekowi czas do namysłu. Załamała ręce i rzekła ze smutkiem
- Szkoda by było aby o tym wszystkim dowiedział się książę. Nie dlatego, że żal mi twego ojca, lecz nic tak nie dzieli klanu jak śmierć Primogena. I nie ważne, że Atena zajmie jego miejsce. Zmiany, nagłe zmiany są gorsze niż to co robi Michels. Co się zaś tyczy naszych krewniaków z sabatu... Mogę ci o nich powiedzieć tylko tyle co sama wiem z moich obserwacji. Wrogowie, fakt, ale wrogowie pełni pasji, namiętności - zacisnęła pięść i potrząsnęła nią - Tworzą dość specyficzne i tragiczne społeczeństwo, głoszą wolność i równość dla każdego wampira, a tak naprawdę wiążą się w zhierarchizowane grupy rządzone twardą ręką przez starszych. Powiesz, że już to skądś znasz - pokręciła głową - Nie, mój drogi. Sabat to odrębne społeczeństwo. Nie spotkasz tam aż takiej różnorodności jak u nas. Fakt, jest kilku naszych w sabacie, zdrajców, jak nazywa ich camarilla. Ale dwa klany głównie tworzą sabat. Lasombra i Tzimisce - Cioteczka wypowiedziała drugą nazwę z jakimś dziwnym akcentem - Tak, tak mój drogi. Ci drudzy pochodzą ze starego kontynentu. To jeden z najznamienitszych rodów Europy Wschodniej. Jednak ci co trzymają swoje szpony na sabacie to tylko cień potęgi dawnych Tzimisce. Stara ciotka opowie ci o nich, z pewnością Michels nie poczuł się w obowiązku. Tzimisce zwani Diabłami, nie tylko z zachowania, ale też z wyglądu. Opanowali jakąś straszliwą moc zmiany swoich ciał. Mistrzowie tej mocy potrafią modelować ciałem i kośćmi tak jakby to była masa plastyczna. Nie tylko swoim, również śmiertelnych i o zgrozo innych spokrewnionych. To zatrważająca magia. - uśmiechnęła się półgębkiem - Ale przecież nie przestraszę cię opowieścią, prawda? Diabły siedzą daleko na południu, w Meksyku, choć mówi się, że coraz śmielej robią wypady do miast camarilli.
Cioteczka oparła łokieć o oparcie fotela i ułożywszy głowę na dłoni kontynuowała.
- Lasombra, Strażnicy. Wyniośli i dumni niczym nasi Ventrue. Im dłużej patrzysz w mrok tym bardziej prawdopodobne, że mrok zwróci uwagę na ciebie. Tak jest w ich przypadku mój chłopcze. Potrafią rozkazywać ciemności. Dosłownie. Ich cienie służą im jako szpiedzy a ciemność potrafi w ich towarzystwie stać się namacalną materią. Lecz tych również nie uświadczysz w Seattle. Łatwo ich rozpoznać. Nie maja bowiem żadnego odbicia. Czy to w lustrze, czy w tafli jeziora. Nigdzie. Możemy wiec spać spokojnie.
Nagła fala obawy przeszyła Aleka. Słowa Betty o wampirach nie posiadających odbicia i o ich połączeniu z ciemnością i samym sabatem sprawiły, że umysł wampira zaczął pracować i to szybko. Nie pozostało to niezauważone przez Betty.
- Och, chyba zainteresowałam cię tą sektą. Mam nadzieję, że nie planujesz dołączyć do nich. Nigdy bym sobie tego nie wybaczyła. Może odwiodę cię od tego zamiaru gdy powiem, że wszystko to tylko przykrywka. Sabat pielęgnuje swoje Bestie. Nie odnajdziesz w nich nic co ludzkie. O ile my staramy się zachowywać pozory o tyle oni mają zgoła inny kodeks moralny... i to nie jeden. Gdyby nagle cały sabat zaczął śpiewać tak samo... och niech Bóg o ile istnieje, ma nas w swojej opiece. Tylko to, że są wśród nich nurty ideologiczne i społeczne różnej maści sprawia, że sekta podzielona jest bardziej niż nasza.
Cioteczka zamilkła. Najwyraźniej czekała na reakcję wampira. Kobieta usiadła znów wyprostowana. W jej oczach Alek mógł wyczytać troskę, ale także pewnego rodzaju triumf, lub dumę. Czyżby była dumna z siebie, że mogła kogoś czegoś nauczyć?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
malkawiasz
Gracz



Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Pon 19:49, 24 Lut 2014 Powrót do góry

Słowa na temat Michelsa trochę mu przejaśniły w głowie lecz niestety nie pomogły podjąć decyzji. Sytuacja rysowała się trochę jaśniej, strony konfliktu jakby nabrały barw, tylko niestety nie mógł w tej chwili odpowiedzieć sobie na pytanie: kogo poprze Alek Wolf. Najchętniej kopnął by w dupę wszystkich, którzy chcieli nim zagrać. Miał już niestety tyle doświadczenia i informacji, ze widział iż tak się nie da. Był umoczony po szyje i w dodatku miał świadomość, ze na planszy jest tylko pionkiem. Alek za dzieciaka często grywał w szachy. Najczęściej z dziadkiem, który miał dla niego dużo czasu i rzadko z ojcem, który ten czas sporadycznie miewał. Wiedział, że pionki najczęściej giną. W prawdzie przy odrobinie szczęścia, taktyki i cierpliwości pionek mógł stać się silniejsza figurą lecz w praktyce mogło się okazać inaczej.

„Cóż, mimo wszystko lepiej wiedzieć niż nie wiedzieć. Tak mam przynajmniej złudzenie, że wybory dokonuje sam.” – Pomyślał gorzko gdy malkawianka zaczęła snuć opowieść o sabacie. Tak jak podejrzewał gra była ta sama tylko nazwy się zmieniały.

„Natury nie oszukasz. Ludzie i wampiry są zawsze tacy sami. Obojętnie gdzie mieszkają i jak się nazywają. Albo ty ich, albo oni ciebie. Eh, szkoda gadać.”

Mimo wszystko słuchał z wyraźnym zaciekawieniem. Zarówno informacji na temat, jak i wniosków, które wyciągała gospodyni. W pewnej chwili zamarł gdy po usłyszeniu kilku faktów elementy układanki nagle złożyły się w większą całość. Był całkiem niezłym graczem w pokera i przysiągł by, że panował nad swoją twarzą lecz przy przenikliwości starej kainitki, tak mu się tylko wydawało. Gospodyni zauważyła jego zmianę zachowania, na szczęście zinterpretowała opacznie. Mógł z tego wybrnąć lecz mimo wcześniejszych zapewnień malkawianki czuł, ze sporo jej wisi.

- Eee, Cioteczko. Wiem, że mówiłaś, że nic ci nie jestem dłużny za twą szczodrość lecz mam chyba coś na wymianę. Ci Lasombra, o których wspominałaś. Oni wcale nie są daleko. Wręcz przeciwnie. Nie dalej jak wczoraj spotkałem jednego szczeniaka, który nie odbija się w lustrze. Młody, dopiero co przemieniony. Nie miał pojęcia kim jest, albo tak cwanie grał.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Wto 9:47, 25 Lut 2014 Powrót do góry

Twarz Cioteczki nie zmieniła wyrazu po słowach wampira. Jednak w jej oczach zalśnił blask zainteresowania.
- Jesteś pewny? Noce obfitują w wiele dziwnych istot. Wampiry nie są jedynymi dziećmi mroku. Jednak - wstała powoli a w jej kolanach coś chrupnęło, ten co ją przemienił w tym wieku musiał być naprawdę szalony - nie mam powodu aby ci nie wierzyć. - zamyśliła się na moment podchodząc do małego regału z książkami i wodziła palcem po oprawionych w skórę woluminach. - Można wiec rzec, że mam dla ciebie pewien pomysł, choć zrobisz jak zechcesz. Idź do Frasera. Nie jest taki straszny jak go malują i jak próbuje zgrywać pomiędzy młodymi wampirami. Przyjmie cię jak gościa, z pewnością będzie się trochę puszył niczym paw ale wysłucha i może się z nim dogadasz. - odwróciła się w stronę Aleka - Niektórzy Lasombra należą do camarilli. Jest ich garść, możesz policzyć na jednej ręce. Jednak gdyby taki tu był z pewnością byłby obserwowany i byłby sensacją. Nie ukrywajmy tego arena Seattle nie należy do największych. Uznajmy, że ten kogo widziałeś to Lasombra. Wymień go na trzeciego brata. Przekaż Fraserowi to co wiesz o nich obu i dogadaj się. Nic nie masz do stracenia poza pozbyciem się jednego problemu. Musisz to tylko dobrze rozegrać. Zapewniam cię, że ja nie pisnę słowa twojemu ojcu zresztą i tak podejrzewał będzie Atenę. Taka moja rada. Jednak upewnij się, że ten ktoś to na pewno Lasombra. Jeśli wiesz gdzie go znaleźć to postaw go przed lustrem, to najlepsze rozwiązanie. - zaakcentowała swoje słowa wskazując palcem na Aleka.
Brujahowi wydawało się, że Cioteczka naprawdę nie chce czerpać korzyści z ich znajomości. Jeśli tak i jej rady były słuszne to okaże się potężną mentorką. Jeśli jednak gdzieś był kruczek... cóż, Alek i tak startował ze słabszej pozycji wiec jak powiedziała Betty nie miał nic do stracenia.
- Mam do ciebie jeszcze małą prośbę mój drogi. Gdy będziemy sami nie nazywaj mnie Cioteczką ani Betty, tak mnie ochrzczono tu na północy. Moje imię brzmi Bedelia. Tak mnie zwij, jeśli mamy być wobec siebie szczerzy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Danaet dnia Wto 9:48, 25 Lut 2014, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
malkawiasz
Gracz



Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Śro 8:52, 26 Lut 2014 Powrót do góry

Brujah skłonił się i podziękował. Dalej nie wiedział w co pogrywa stara wampirzyca lecz nie mógł nie darzyć jej szacunkiem. Bez wątpienia miała styl i podpatrując ja w akcji wiele się uczył. Alek nie uczęszczał za życia do wielu szkół i wszystkiego czego się w życiu nauczył zawdzięczał właśnie tej metodzie. uczył się podpatrując mądrzejszych, sprytniejszych, starszych. Nie małpował ich jednak. Starał się wyciągać sprytne wnioski, uczyć się na błędach innych. Gdy stać go było już na to, często wynajmował nauczycieli. Lubił kontakty z ludźmi i w ten sposób uczył się najszybciej.
Uznał, że to chyba koniec spotkania więc stał i sięgnął po książkę, którą miał oddać bratu.

- Dziękuje za lekcję. I książkę. Jeśli można, to zanim ją przekaże, sam najpierw przeczytam. – Uśmiechnął się złośliwie. Miał zamiar na prawdę oddać ją bratu. Najlepiej publicznie. W Elizjum. Otrząsnął się szybko z małostkowych myśli lecz na twarzy pozostał uśmiech zadowolenia.

- Zrobię jak mi radzisz Bedelio. Spróbuje ponegocjować z księciem. Jeśli można się wprosić na herbatkę, to wpadłbym za jakiś czas opowiedzieć co zdziałałem.

Gdy był już prawie przy drzwiach coś jeszcze mu się przypomniało.

- Aha. Gdybym mógł pomóc w sprawie Jamesa… Cokolwiek. Wziąć go na spacer, pogadać. W końcu walczyliśmy razem z tym wściekłym Gangrelem. – Nie tłumaczył więcej lecz propozycja zdawała się być szczera.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Śro 19:01, 05 Mar 2014 Powrót do góry

Cioteczka Betty-Bedelia uśmiechnęła się lekko na słowa Aleka. Kiwnęła głową kilka razy i odezwała się
- To miłe z twojej strony, że martwisz się o James'a. Miejmy nadzieję, że mu to przejdzie i stanie się użyteczny... inaczej, cóż - rozłożyła ręce. Wstała aby odprowadzić swojego gościa do drzwi.
- Na herbatkę wpraszaj się młodzieńcze kiedy chcesz. Nie zawsze jestem osiągalna, ale możesz zapowiedzieć się jednodniowym wyprzedzeniem. Być może - uniosła starczy palec w górę - być może, nasze kolejne spotkanie obfitować będzie nie tylko w rozmowę ale także w naukę. Kto wie, może i dyscyplin?
Aleka zaskoczyła wypowiedź Bedelii. Czyżby aż tak mu ufała, że zamierzała zdradzić tajniki jakiejś wampirzej mocy?
- Auspex, tak Rzymianie nazywali swoich kapłanów, którzy wróżyli z ptasich wnętrzności. Jakiś mądry wampir użył tej nazwy aby oddać to co prezentuje sobą dyscyplina Nadwrażliwości. Osobiście wolę tę prostszą nazwę. Daj znać jak poszło ci u Frasera. No zmykaj już, bo z pewnością masz jeszcze pilne sprawy tej nocy a ja starucha cię zatrzymuję.
Gdy drzwi zamknęły się za Brujahem wyszedł on powoli na ulicę rozglądając się czy przypadkiem nie ma gdzieś Mike'a czającego się na niego. Brat chyba bardzo odczuł skutki Prezencji na swojej skórze, gdyż Alek nie wyczuł jego obecności. Jego wampirze zmysły mówiły mu, że jest na ulicy sam. Ucieszyło go to w dwójnasób, raz, że nie musiał się niczego obawiać a dwa, że mógł w spokoju przemyśleć swoją wizytę u Bedelii.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
malkawiasz
Gracz



Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Czw 12:13, 06 Mar 2014 Powrót do góry

Wizyta w starej malkawianki dała mu wiele do myślenia. Nawet jej ostatnia obietnica w podejrzliwym umyśle Aleka uruchomiła wiele procesów myślowych, które teraz kłębiły się, splatały i ogólnie utrudniały mu skupienie się na tym co teraz najważniejsze. Mimo natłoku wrażeń nie zapomniał o bezpieczeństwie. Ostatnimi czasy zauważył, że zaczyna się robić lekko paranoiczny. Co gorsza cieszył się z tego powodu bo powoli uświadamiał sobie, że jest wiele sił, o których jeszcze nie ma pojęcia wielu graczy w grze, którą nieświadomi ludzie zwykli nazywać życiem.
Od zawsze lepiej mu się myślało podczas ruchu więc ucieszył się, że czeka go niekrótki spacer i postanowił przemyśleć p drodze kilka faktów. W tej chwili najpilniejsza wydała mu się rozmowa z Szeryfem, do którego miał kilka pytań oraz z Księciem, do którego radziła mu się udać Bedelia. Ponieważ sprawa długu wobec Gangrela nie była, aż tak pilna postanowił udać się najpierw do Elizjum bo tam postanowił zacząć szukać Frasera. Zastanawiał się jak to rozegrać najlepiej. Najkorzystniejsze dla niego było by wytargowanie u Księcia zwolnienia go z udziału w grę pod tytułem „zostać ma tylko dwóch.” Niech jego „kochani bracia” rozegrają to między sobą. Było to rozwiązanie, które dawało mu zajęcie neutralności w tym konflikcie między Ateną, ojcem i pozostałymi. Wątpił jednak czy uda mu się to osiągnąć. Każda ze stron próbowała swoich matactw, a neutralność mogła być poza jego zasięgiem. Zastanawiał się i kombinował nad stronami uwikłanymi w ten konflikt. Jego ojciec starał się faworyzować pozostała dwójkę. Z Mikiem robił to jawnie, zaś „ten trzeci” zdawał się być oczkiem w głowie jego planu. Alek starał się wyobrazić sobie jaką on jest osobą. Wzruszył jednak ramionami, uznawszy, że zbacza na manowce.
Mimo wszystko znowu poczuł piekąca nutę gniewu gdy zaczynał myśleć o ojcu.

„Skoro tamci dwaj to jego synalkowie, to po co przemieniał mnie? Spisał mnie na straty? Myślał, że sobie nie poradzę? No to się kurwa nieziemsko zdziwi bo mam zamiar mu udowodnić, że prędzej tamta dwója padnie niż ja.”

Gniew dodawał mu sił i nawet nie zauważył, że szybki marsz zmienił się w szybkie truchtanie. Postronny przechodzień mógłby pewnie pomyśleć, że jakiś pomylony sportowiec miał właśnie ochotę na krótką przebieżkę. Oczywiście gdyby w tej dzielnicy, o tej porze jakiegoś przechodnia można by nazwać postronnym. Po przebiegnięciu kilku mil jego gniew wyraźnie opadł i Alek zwolnił. Nie dla tego, że się zmęczył, ale nie chciał się pocić przed spotkaniem z Księciem.

W dalszym ciągu nie wiedział co robić lecz uświadomił sobie, że dla niego najważniejsza osobą jest on sam i zrobi to co będzie dla niego najlepsze. Miał plan przeżyć i nie dać się wkręcić w nic co jeszcze bardziej utrudniło by mu życie. Rozumiał, że w tym celu będzie musiał stać się silniejszy i mocniejszy na tyle by móc decydować o sobie. Skoro na razie był ledwie „młodym” Kainitom musiał się nakombinować dwa razy więcej.

„Musze rozważnie pozawierać sojusze i nie robić sobie dodatkowych wrogów. Malkawianka była niezwykle użyteczna. Pewnie coś za to będzie chciała, ale już dała mi wiele. Gangrel wyglądał na honorowego, więc jak będę grał z nim fair to i on pewnie też. Atena to zagadka, ale chętnie się z nią spotkam jeszcze raz. No i przed wszystkim trzeba trzymać się razem z młodymi. Nie mówię, że mogę im ufać, ale są w takiej sytuacji jak ja. Ja pomogę im, oni mnie. Razem może mamy jakąś szanse w grach ze starszymi.”

Zbliżał się powoli do Elizjum i jego humor widocznie się poprawił. Zastanawiał się co ojciec mówił mu o prawach w Elizjum. W kieszeni miał rewolwer i nie wiedział czy może go tam wnieść czy jest tylko zakaz używania broni. Wymacał w kieszeni książkę o dobrym wychowaniu i uśmiechnął się. Zastanawiał się czy jest coś w tej książeczce na temat noszenia broni w enklawach wampirów.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Czw 14:58, 06 Mar 2014 Powrót do góry

Życie uwielbia zaskakiwać, a nie-życie wampira uwielbia zaskakiwać podwójnie. Alek wiedział, że Fraser jest zagorzałym zwolennikiem Elizjum. Słyszał też, że zaangażowany on jest w budowę i otwarcie pierwszego w mieście muzeum. Fraser ogłosił to miejsce Elizjum jeszcze zanim zostało ono ukończone a planowane otwarcie miało się odbyć w styczniu przyszłego roku. Przy wejściu dostrzegł ghula, który niedawno przyniósł mu zaproszenie od Frasera. Skoro jest tu jego piesek to sam Fraser także musi być gdzieś w pobliżu. Ghul nie robił problemów z wejściem. Poinformował go tylko sucho, że nieotwarte jeszcze Seattle Museum of Art jest ziemią Elizjum. Fajnie.
Alek przekartkował w pośpiechu książkę o etykiecie, jednak była to zwykła paplanina dla śmiertelnych. Bedelia chciała bardziej upokorzyć Mike'a i chyba jej się to uda przy nieocenionym udziale Aleka Wolfa.
Nieduży hall dość przestronnego budynku sięgał aż przeszklonego sufitu na drugim piętrze. Pod ścianami walały się eksponaty przykryte białymi tkaninami. Wszędzie czuć było świeżą farbę i środki czyszczące. Schody prowadzące na górę były oblegane przez trzy postacie. Jedną z nich okazał się sam Fraser, drugą drobna kobieta o włosach w kolorze miodu a trzecią pokraczny i gruby Nosferatu. Właśnie schodzili oni na dół a Fraser z pasją opowiadał pozostałym o swoim pomyśle na trwałą ekspozycję. Zamilkł w końcu gdy dostrzegł Aleka. Zarówno Nosferatu jak i drobna kobieta przyjęli pojawienie się Brujah'a z wyrazem ulgi, lecz również z dozą zainteresowania.
- Och, Alek - Fraser rozłożył ręce w geście powitalnym. - Zawsze miło jest się zaskoczyć. Nie sądziłem, że interesuje cię sztuka a tu proszę, proszę zaskakujesz nas, prawda Gwen? - zwrócił się do dziewczyny po swojej lewej. Ta obrzuciła Fresera znudzonym spojrzeniem, przewróciła oczami i prędko zeszła ze schodów. Wyminęła Aleka praktycznie go ignorując i zniknęła za drzwiami prowadzącymi gdzieś w głąb budynku.
- Dzieci - rzekł niespiesznie Fraser - Gwyneth ma być opiekunką tego miejsca, ale nie jest jeszcze do końca przekonana o jego wartości dla miasta. - uśmiechnął się naturalnie i jakby sobie przypomniał nagle o swoim drugim towarzyszu - Wy się nie znacie - wskazał dłonią grubego Nosferata lecz ten lekko uniósł dłoń i rzekł
- Och, Alek zna mnie, spotkaliśmy się kilka lat temu gdy próbował dobrać się do moich Indian pracujących w fabryce. Pamiętasz? - Nosferatu stanął w rozkroku, zatknął kciuki za pasek i rzekł z wyraźnym południowym akcentem:
- Howdy! Jestem McCollins. Przyjechał żem z samego Tacoma!
Alek przypomniał sobie tamten wieczór. Wówczas również poznał Michelsa.
Fraser najwyraźniej rozbawiony kabaretem McColinsa śmiał się głośno gdy Nosferatu podskakiwał jak na wiejskiej zabawie.
- Starczy już Joe, trochę powagi.
Nosferatu schował ręce do kieszeni i zamilkł.
- Sądzę, że Alek przyszedł tu do mojej skromnej osoby. Chodź. Zwiedzimy magazyny w piwnicach. Sam rysowałem plany tego budynku i zaadoptowałem kilka pomieszczeń tylko dla mnie. Joe idź zobacz co porabia Gwen.
- Książę, ona nie lubi...
- Wiem, że nie lubi jak do niej mówić Gwen. To jej tak nie nazywaj.
Joe McCollins wyszedł tymi samymi drzwiami co córka Toreadora.
Fraser gestem zaprosił Aleka aby ten skręcił w inny korytarz i po chwili poczęli schodzić w dół dość szerokimi schodami. Brujah już wcześniej zauważył, że cały budynek oświetlany jest przez elektryczność. Dlatego nie zdziwiło go to również w podziemiach muzeum.
- Planuje huczną fetę z okazji otwarcia tego miejsca. Czuj się zaproszony. Mamy już prawie dwa tysiące eksponatów. Mój wkład w całe przedsięwzięcie to połączenie dwóch grup z tego stanu: "Seattle Fine Arts Society" oraz "Washington Arts Association". Nie było to łatwe gdyż należą do nich przedstawiciele dwóch nurtów w sztuce, jedni bardziej konserwatywni, drudzy zdecydowanie liberalni. Cóż moja rola praktycznie skończona. Przemilczę fakt, że burmistrz i jego matka przekazali ćwierć miliona dolarów na budowę tego przybytku, gdyż to już nie moja zasługa. Całość przejmie Gwen... no poza tymi trzema pomieszczeniami - to powiedziawszy wprowadził Aleka do przestronnego pokoju w którym jedynym meblem był ogromny stół, a raczej kilka połączonych ze sobą stołów, na których ustawiona była makieta. Chwilę potrwało zanim Brujah zrozumiał na co patrzy. Było to miniaturowe Seattle! Każdy budynek, kamienica, park czy posterunek policji miały swój oryginał w rzeczywistości.
- Pracuję nad tym od dawna. Nie musisz nic wychwalać jeśli ci się nie podoba, przyjmuję krytykę na chłodno. Lubię też podyskutować.
Fraser podszedł do makiety i podniósł spory budynek do góry.
- Poznajesz? - wskazał palcem drugiej ręki na makietę do złudzenia podobną do kilkopiętrowego budynku z czerwonej cegły.
- Szpital Świętej Heleny. Pracowałem nad tym modelem kilka miesięcy. A tu bum! - Fraser rozerwał kartonowy model na strzępy - Szkoda go trochę, nie sądzisz?
Było tak jak przewidziała Bedelia. Książę puszył się niczym paw, ale nie przejawiał wrogości w stosunku do Aleka. Teraz młody Brujah musiał tylko dobrze zacząć i jeszcze lepiej skończyć.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
malkawiasz
Gracz



Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Sob 11:05, 08 Mar 2014 Powrót do góry

Przelotnie rozglądał się po nieukończonym jeszcze budynku. Mało go to interesowało więc obojętnie spoglądał tu i tam dopóki nie spostrzegł trzech postaci na schodach. Podszedł do Księcia, nie bardzo chciał gadać przy pozostałych lecz nie wiedział jak to grzecznie ubrać w słowa, skłonił się więc by zyskać na czasie. Na szczęście Fraser był dzisiaj w dobrym nastroju bo nie przestawał gadać. Jego szczeniak chyba wręcz przeciwnie. Nie zaszczyciła go spojrzeniem co już wprawiło go w irytacje. Demonstracyjnie więc udawał, że tez jej nie widzi. Jego humor po chwili jeszcze się pogorszył gdy dowiedział się kim jest Nosferatu. Gdy tamten odwalał swoją szopkę i o baj z Księciem dobrze się bawili Alek starał się panować nad sobą i nawet się nie uśmiechnął. Stare to były czasy i mimo, że nie miał szans konkurować wtedy z wampirami, tamto wspomnienie tkwiło w nim niby zadra. Nie mógł wykonać zadania dla Yakima, którego się podjął bo wtrącił się stary Joe i jego ojciec.
Przywołał na twarz sztuczny uśmiech lecz w środku już się gotował. Pamiętał jednak lekcję, którą boleśnie przyswoił. Jeśli wrogowie są silniejsi, trzeba być sprytnym.

Na szczęście Torreador chyba faktycznie miał dobry humor bo odprawił szczura i zabrał go do podziemi. Zelektryfikowanie budynku i podziemia zrobiły na nim lepsze wrażenie niż nagromadzone wyżej bibeloty. Cóż, Alek przed przeistoczeniem był prostym bandziorem więc i gust miał prosty. Wprawdzie pod koniec życia gdy miał już pozycję i pieniądze docenił silę wykształcenia i starał się nadrobić braki lecz pewnych rzeczy nie można się nauczyć. Dywany na ścianach, drogi samowar, złoto i klejnoty dla kochanek. To rozumiał. Bohomazy na ścianę robione olejnicą, pędzla jakiegoś umarlaka niestety nie leżały w jego zakresie zainteresowań. Na szczęście był tolerancyjny i uważał, że każdy może marnować swoje pieniądze na co chce. Niektórzy chodzili na dziwki, niektórzy zbierali gliniane rzeźby, a inni poili krwią swe psy i stawiali je do walk. Co kto lubi.

Co innego jednak makieta. Ta zrobiła na nim kolosalne wrażenie. Długo się jej przyglądał w milczeniu. Bezwiednie prześledził dzielnice gdzie mieszkał. Znalazł swój dom i jego najbliższe sąsiedztwo. Szczegółowość odwzorowania robiła wrażenie. Ktoś się przy tym musiał nieźle narobić. Po chwili dowiedział się, że tym kimś był sam Książe. Po następnej, że wysadzając szpital, spieprzyli mu kilka miesięcy pracy. Brujah przełknął ślinę zanim odpowiedział. Na szczęście stał pochylony nad makietą więc tamten nie widział jego twarzy. Alek nie mógł poznać po głosie czy Fraser żartuje sobie, czy tez za chwilę mu się oberwie. Przypomniał sobie co mu radziła Cioteczka i prostując się odezwał.

- W muzeum. – Wskazał palcem nad głową. – Podoba mi się połączenie nowego ze starym. Widać, że to obiekt z wizją.

Nie znał się zbytnio na sztuce, wiec postanowił nie brnąć dalej by czegoś nie chłapnąć.

- Ale to tutaj. – Wskazał na makietę. – To chyba najcenniejszy obiekt. Rozmach. Sam pomysł. I przede wszystkim wykonanie. Łał. Robi wrażenie. Przez chwilę nie wiedziałem co powiedzieć.

- Jeśli chodzi o szpital to faktycznie szkoda. Myślę, że czarodziej przesadził sporo. Trzeba było utrzymać maskaradę, bez dwóch zdań lecz wydaje mi się, że kontrolowany pożar piętra by wystarczył. Nie lubię marnotrawstwa.

- Ah. Ja właśnie w tej sprawie przyszedłem. Właściwie to mam dwie sprawy, ale najważniejsza dotyczy maskarady. – Spoważniał i przybrał zatroskany wyraz twarzy.

- Wydaj mi się Książe, że ktoś próbuje nam zaszkodzić. Po tej awanturze z wścieklizną chciałem doprowadzić sprawy do końca. Z jednym Nosferatu, Dedlejey, udaliśmy się do koronera by sprawdzić te spalone zwłoki. Okazało się, że pożar nie strawił ich do końca. Szef policji i jakieś pismaki debatowały właśnie nad kłami i pazurami. Na szczęście udało nam się wcisnąć kit i zabrać dowody. Co gorsza okazało się, że ktoś przemienił komendanta i nic mu o tym nie powiedział. Do tego był na granicy szału i załamania nerwowego. Uznałem, że może być wartościowym narzędziem dla ciebie i zabrałem go stamtąd. Napoiłem i postarałem się uspokoić. Nosferatu pomógł posprzątać resztę. Trzeba będzie też coś zrobić z pismakami, sprzedać im jakiś kit by do końca ukręcić łeb sprawie.

Już to co powiedział mogło być rewelacją, więc bacznie przyglądał się Księciu próbując wychwycić najdrobniejsze emocje. Od tego zależało jego życie by nie sprowadzić gniewu Fresera na siebie, a przecież najlepsze zostawił na koniec.

- Pewnie zapytasz Książe, dla czego nie skręciłem bękartowi karku, zgodnie z twoim prawem. Wybacz, że sprzeciwiłem się prawu lecz mam poważne powody by pozostawić go przy życiu. Otóż, mam podstawy by przypuszczać, że jego ojcem jest Lasombra. Wiem co to może oznaczać, więc uznałem, że warto by go obserwować by namierzyć jego stwórcę. Poza tym pewne cechy jego charakteru wskazują, że młody może być użyteczny.

Skończył. Czekał wyprostowany na reakcję. Zastanawiał się jakie budynek ma zabezpieczeni i czy w razie co zdoła uciec przed gniewem Księcia.

„Cholera. Mogłem pomyśleć o tym wcześniej i przygotować sobie jakiś awaryjny plan ucieczki z miasta. Eh, durok.”


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie GMT
 
 
Regulamin